Afera korupcyjna na szczytach tureckiej władzy zatacza coraz szersze kręgi. Do dymisji podał się trzeci z ministrów - szef resortu środowiska Erdogan Bayraktar. Wcześniej ze stanowisk zrezygnowali ministrowie gospodarki Zafer Caglayan oraz spraw wewnętrznych Muammer Guler.

Wśród osób, które usłyszały zarzuty w aferze łapówkarskiej są synowie Caglayana i Gulera. Z kolei syn ministra środowiska był na krótko zatrzymany, po czym zwolniono go do domu. Erdogan Bayraktar oświadczył, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Jednocześnie zaapelował do premiera Recepa Tayipa Erdogana, by ten także podał się do dymisji.

Oprócz synów ministrów w skandal korupcyjny zamieszany jest prezes banku centralnego. W ramach dochodzenia zwolniono szefa policji w Stambule, stanowiska straciło też ponad 30 wysokich rangą oficerów policji. Afera dotyczy brania łapówek między innymi za zgodę na duże inwestycje budowlane.

Premier Recep Tayyip Erdogan kilka dni temu nazwał śledztwo "brudną operacją" wymierzoną przeciwko jego gabinetowi. Według niego, w tę prowokację zaangażowali się ambasadorowie niektórych krajów. Szef tureckiego rządu wezwał ich, by "zajęli się swoją pracą". "Nie musimy utrzymywać was w naszym kraju" - oświadczył Erdogan.

Tureccy komentatorzy zwracają uwagę, że cała sprawa może być przejawem porachunków wewnątrz partii rządzącej między zwolennikami premiera Recepa Tayyipa Erdogana a tymi, popierającymi islamskiego naukowca Fethullaha Gulena, przebywającego na uchodźstwie w Stanach Zjednoczonych.

Po informacji o dymisji trzech ministrów, indeks stambulskiej giełdy spadł o 3 procent.