Są dwie ofiary śmiertelne huraganu w południowej Anglii. 17-letnia dziewczyna z hrabstwa Kent zginęła, kiedy na dom, w którym spała, przewróciło się drzewo. Mieszkaniec Watford poniósł śmierć w samochodzie, na który spadło drzewo.

Wiatr osiągający momentami prędkość 130 km/godz spowodował zniszczenia na południowym wybrzeżu, a towarzysząca mu ulewa doprowadziła do lokalnych podtopień. Najsilniejszy poryw wiatru zanotowano o 4. nad ranem na Wyspie Wight - 159 km/godz.

Wichura pozrywała linie energetyczne, pozostawiając około 220 tysięcy mieszkań bez prądu. Obalone drzewa zatrzymały ruch na 40 odcinkach linii kolejowych i na drogach, akurat w porze porannego szczytu. Zamknięto kilka ważnych mostów. W Walii lokalne powodzie zalały szereg dróg. Brytyjskie służby wydały 13 ostrzeżeń przed powodziami.

W Londynie do 10 rano zatrzymano ruch na naziemnej sieci metra. Odwołano 130 połączeń lotniczych na Heathrow, dokąd i tak nie można się było od rana dostać ani pociągiem, ani metrem.

"W miarę upływu porannej godziny szczytu, huragan będzie się przesuwał nad południową, środkową i wschodnią Anglią, powodując potencjalnie zniszczenia i chaos. Ale pod koniec poranka przesunie się poza Anglię i pogoda zacznie się uspokajać" - zapewniał przedstawiciel brytyjskiego urzędu meteorologicznego.

Za wcześnie jednak na ocenę strat, które będzie się z pewnością porównywać z efektami huraganu, który w 1987 roku zdewastował brytyjskie lasy i uszkodził dziesiątki tysięcy domów.