Włączenie się Polski w interwencję w Syrii byłoby osłabieniem zdolności obronnych naszego kraju - mówi szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Stanisław Koziej.

Kraje zachodnie rozważają interwencję w Syrii po ubiegłotygodniowym ataku gazowym pod Damaszkiem, w którym zginęło przeszło 300 osób. Według sił opozycyjnych, mogło zginąć nawet 1300 ludzi. Bojownicy oskarżają o użycie trującego gazu wojska rządowe, reżim Baszara al-Asada zaprzecza jednak, jakoby użył broni chemicznej przeciw rebeliantom.

Generał Stanisław Koziej powiedział w radiowej Jedynce, że świat nie ma recepty, jak rozwiązać problem syryjski. Zdaniem szefa BBN, użycie broni masowego rażenia nie może pozostać bez odpowiedzi świata zewnętrznego, jest to złamanie prawa międzynarodowego. Stanisław Koziej mówił, że ta reakcja powinna być wyważona, by nie doprowadziła do eskalacji konfliktu. Według niego, ważne jest ustalenie, czy użycie broni chemicznej było podyktowane odgórnym rozkazem, czy było przypadkowe.

Zapytany o ewentualny udział Polski w interwencji, szef BBN przypomniał, że nasz kraj uczestniczy już w trzech operacjach międzynarodowych, więc dalsze możliwości zaangażowania są ograniczone.

Stany Zjednoczone muszą przedstawić niezbite dowody użycia broni chemicznej w Syrii. Tak sądzi doradca prezydenta, profesor Roman Kuźniar. Podkreślił on w Trójce, że Waszyngton może podjąć interwencję w Syrii bez upoważnienia Rady Bezpieczeństwa ONZ. Musi jednak przekonać do niej sojuszników i światową opinię publiczną. Kuźniar dodał, że interwencja się nie rozpocznie, dopóki w Syrii są eksperci ONZ od broni chemicznej. Politolog powiedział, że broni chemicznej w Syrii mogli użyć dowódcy armii rządowej niższego szczebla bez zgody najwyższych władz. Nie wykluczył też, że broni chemicznej użyli powstańcy by sprowokować interwencję z zewnątrz.