Mało ambitni, rozpasani, agresywni, głupi, bez autorytetów – tak dorośli często myślą o młodzieży. Tymczasem ta jest mądrzejsza i bardziej moralna od starszych pokoleń – ocenia prof. Jacek Kurzępa. Z socjologiem młodzieży, prof. Jackiem Kurzępą rozmawia Mira Suchodolska.

„Żyjemy w czasach, w których egoizm, bezwzględny indywidualizm, bezlitosna konkurencja, walka eksterminacyjna osobnika z osobnikiem, każdego z każdym, są czczone i kultywowane jako główny system życia” – komentował Kazimierz Raczyński polską rzeczywistość, szukając powodów, dla których młodzi ludzie zgubili tak dalece wszelkie wartości moralne, że decydują się zarabiać na życie prostytucją. To było na początku lat 30 XX w. Jego komentarz można by umieścić dziś w dowolnej gazecie nie zmieniając ani wyrazu. A my narzekamy, że dzisiejsza młodzież jest okropna.

Jak widać młodzi w prosty sposób powielają nieodpowiedzialne, niedopuszczalne zachowania dzisiejszych dorosłych. Ale też zawsze młodzież jest rozchwiana, nieobliczalna i popełniająca błędy. Starość, a w każdym razie dojrzała dorosłość, to przechodzenie w stan stagnacji, kiedy to człowiekowi wydaje się, że posiadł już wszystkie mądrości i rozgryzł zagadki świata. To jest niemal nieprzekładalna perspektywa, bardzo trudno i jednej, i drugiej stronie spojrzeć na życie oczyma tych drugich. Jest to tym trudniejsze, że dziś pomiędzy pokoleniami murem staje technika. Młodzi ludzie funkcjonują w konwencji wielobycia, zwielokrotnionych tożsamosci, są w kilku płaszczyznach na raz: tu rozmawiają z nami, tam wysyłają sms-a, piszą do kolegi na portalu społecznościowym, robią zakupy w e-sklepie. Pokolenie 40-50 latków nie rozpoznaje tego świata, który młodzi oswoili i ujarzmili. Dlatego młodzi są dla nich najeźdźcami, bo oni ten świat chcieliby zagarnąć dla siebie.

Kiedy odszyfrowano pismo klinowe Sumerów, na jednej z tabliczek odczytano tekst zatytułowany „Skryba i jego zepsuty syn”. To dialog ojca z synem, zaczynający się od rytualnego pytania „Dokąd idziesz?”, na które pada równie rytualna odpowiedź „Donikąd”. I dalej następuje to, co wszyscy znamy: tyrada ojca, że syn się leni, że nie ma szacunku dla ojca ani nauczycieli, że nie uczy się... Problemy sprzed ponad 4 tys. lat są wciąż żywe.

Margaret Mead w pracy „Kultura i tożsamość. Studium dystansu międzypokoleniowego”, stawia tezę, że konflikt pokoleń nie zawsze musi zaistnieć. Aby wybuchła wojna konieczne jest spełnienie kilku warunków. My żyjemy w czasach, kiedy ruchy kulturowe, technologiczne wychodzą od młodych, co już samo w sobie jest zarzewiem konfliktu. Na ten zaś nakłada się kolejny, między metropolią a prowincją, która wciąż jest zapóźniona technologicznie i kulturalnie. Młodzież z tej prowincji gromadnie migruje do dużych miast, gdzie przeżywa szok, zachłystuje się. Dzisiaj, a rozmawiamy w niedzielę, kiedy o 5.20 wysiadłem na dworcu w Warszawie, pierwszymi osobami jakie zobaczyłem, były śliczne, młode dziewczyny, opite jak bąki. To jest ten dzisiejszy styl życia młodzieży, kawiarniano-pubowy, oni się tam spotykają, bandują, spędzają czas.

Teraz to z pana zgred wyłazi. Myślałby kto, że nigdy nie wracał pan wczesnym rankiem z imprezy na bani do domu. Ja nie widzę większej różnicy pomiędzy modnym stołecznym pubem, a wiejską remizą sprzed kilku dekad. Wszędzie chodzi o to samo: żeby się spotkać, poderwać atrakcyjnego osobnika płci przeciwnej, zaszaleć, zabawić w swoim gronie.

Pewnie, że wracałem, niejeden raz, z różnych imprez. Jednak co innego małe miasteczko czy wieś – dawniej i teraz, a co innego taka stolica. Chodzi o anonimowość, a więc bezkarność, brak kontroli. W swoich małych miejscowościach zawsze jesteśmy tym Jackiem czy Mirą od Józka czy Alki. Mój ojciec miał pewność, że się dowie, co wyprawiałem i będzie mógł mnie do pionu przywrócić. Teraz w świecie, którego scenariusze tworzą młodzi, to dorośli muszą się dostosowywać. Nie tylko wciągać mięśnie piwne, żeby udowodnić, iż zachowują młodą sylwetkę i wigor, ale także nadrabiać technologiczne zaległości, co przychodzi im z dużym trudem. Są wyjątki, zwłaszcza wśród osób z wyższym wykształceniem, mieszkających w dużych miastach, ale nie wolno patrzeć na Polskę tylko z tej perspektywy. Więc na młodzież buszującą w wirtualnym świecie starsi patrzą z podejrzliwością, bo nie wiadomo, co ci młodzi tam wyprawiają. Pewnie jakieś bezeceństwa. Tymczasem z badań wynika, że to nasze dzieci w sieci zachowują się racjonalnie, używają internetu do komunikowania się, nauki, słuchania muzyki. Natomiast dorośli traktują go wybitnie rozrywkowo – plotkują na portalach społecznościowych, oraz, głównie mężczyźni, czerpią z niego wiadomości sportowe i treści o charakterze pornograficznym.

Jak dorosły facet poogląda sobie trochę golizny, nic złego się nie stanie. Za to smarkacze wciąż nawalają w te głupie gry komputerowe, z czego stają się sfrustrowani i agresywni – to następna „mądrość” ulicy, powtarzana także w poważnych dyskusjach. Tymczasem agresja funkcjonalna, niezbędna przy grach, ale także wykonywaniu różnych zadań, jest czymś pozytywnym. W przeciwieństwie do tej emocjonalnej, która może znaleźć ujście na ulicach.

To niezrozumienie bierze się stąd, że dorosły tylko epizodycznie ma kontakt ze światem młodego człowieka. Np. zaglądając mu przez ramię, kiedy ten robi coś na swoim komputerze czy tablecie. I jeśli widzi, że tam jakieś strzały, krew się leje, zaczyna się martwić i denerwować. Gdyby zapytał: po co w to grasz, pewnie usłyszałby odpowiedź typu „jak sobie pogram, to jest mi lżej, nerw mnie opuszcza, złość ze mnie schodzi”. Ale nie spyta, tylko myśli, że w grze chodzi o czystą przemoc. A przecież pokonywanie poszczególnych poziomów wymaga pomysłowości, wypracowania pewnej strategii, nie mówiąc o zręczności i koordynacji ręka-oko. W sposób wirtualny człowiek uczy się pewnych zachowań – mam tu na myśli nie to, jak walnąć przeciwnika, ale jak uniknąć niebezpieczeństwa, tego, że czasem lepiej uniknąć bezpośredniego starcia, przeczekać, żeby zwyciężyć. A więc używania głowy – co może wykorzystać w realnym życiu. Ludzie mają tendencję do uproszczeń w wydawaniu osądów. Stąd często niedoceniamy młodych ludzi.

Zamiast przyznać, że są w czymś lepsi, wolimy utyskiwać. Że głupi, zdemoralizowani, piją i ćpają, nie mają ambicji, tylko seks i inne głupoty im w głowie. Że agresywni i chamscy, że, ja panie, za moich czasów...

Bo zbyt rzadko, także w mediach, także w publicznych debatach, pokazujemy w obiektywnym portrecie świat wartości młodego pokolenia. Wpływ mają na to zarówno czynniki ideologiczne po stronie osób zaangażowanych w politykę, jak i merkantylne ze strony mediów. Ekstremizmy wszelkiego rodzaju bardziej angażują szeroką publiczność, więc lepiej sprzeda się młody-zły, uliczny wandal, łobuz atakujący nauczycieli. Dobro nie jest tak atrakcyjne. Bardzo bym chciał, żeby więcej się mówiło o osobach takich, jak moi studenci. Ludziach, którzy z cholerną determinacją dążą do tego, żeby uzyskać dyplom, często pracując przy tym na dwa etaty i niedojadając. Oni mają cele, swoje idee, ale nie noszą sztandarów, nie przyklejają sobie etykietek na czole. Są dyskretni.

Jednak na forum publicznym każdego dnia odbywa się stygmatyzowanie poszczególnych grup. A to mamy głupie lemingi, a to mamy bandytów-kibiców. Choć to właśnie kibice Legii opiekują się domami dziecka czy wysyłają paczki polonusom na Wschodzie.

To ładny przykład. I o to mi właśnie chodzi, żeby przedstawiać obiektywny obraz. Nie demonizować ani nie gloryfikować. Bardzo ciekawe rzeczy wychodzą z badań, które właśnie kończę, dotyczących kariery zawodowej absolwentów szkół wyższych z Dolnego Śląska. Pierwsze spostrzeżenie to takie, że oni dopiero teraz, z poślizgiem, zdali sobie sprawę z tego, że nie wykorzystali we wczesnej młodości wielu szans. I są wściekli. Głównie na system, który nie stworzył im odpowiednich warunków do rozwoju, do poszerzania kompetencji. Na to, że musieli pracować przy garach czy jako barmani, i teraz nie mają czego wpisać do CV, żeby je wzbogacić. Nie potrafili planować przyszłości z dużym wyprzedzeniem. (…)

To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w e-wydaniu Dziennika Gazety Prawnej: Młodzi najeźdźcy cyfrowych światów.

Prof. Jacek Kurzępa, socjolog młodzieży i wykładowca na wrocławskiej Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Na podstawie jego prac badawczych powstały scenariusze do filmów „Yuma” Piotra Mularuka i „Świnki” Roberta Glińskiego. Współautor Falochronu dla Dolnego Śląska i Falochronu dla Śląska - programów wsparcia dzieci i młodzieży w ich rozwoju