W Syrii rzeczywiście użyto broni chemicznej. Tak mówią brytyjscy eksperci związani z armią. Twierdzą, że znaleźli na to pierwszy konkretny dowód. Jednak podający te informacje brytyjski dziennik "The Times" podkreśla, że w sprawie jest wciąż wiele znaków zapytania. Nie ma na przykład nadal odpowiedzi na pytanie, kto miałby tej broni użyć.

Eksperci badali próbkę ziemi, pobraną z okolic Damaszku i przemyconą do Wielkiej Brytanii. Z analiz wynikło, że próbka zawiera "jakiś rodzaj bojowych środków chemicznych".

Podczas trwającej ponad dwa lata wojny domowej w Syrii, obie strony konfliktu wielokrotnie oskarżały się nawzajem o użycie broni chemicznej. Miało do tego dochodzić w okolicach Aleppo, Damaszku i Homs. Do tej pory brakowało jednak dowodów.

Nie ma wątpliwości co do tego, że reżim prezydenta Baszara al -Assada ma zgromadzone zapasy bojowych środków chemicznych. Także część ugrupowań rebeliantów twierdzi, że jest w stanie wyprodukować nieskomplikowane wersje tego rodzaju broni.

Brytyjscy eksperci powiedzieli "Times'owi", że nie sposób określić, kto użył badanych przez nich środków chemicznych, ile razy je zastosowano i jakiego konkretnie są typu.

Wiadomo jedynie, że nie jest to gaz łzawiący ani inne popularne rodzaje środków chemicznych używanych wobec większych zgromadzeń.

ONZ utworzyło komisję, która ma zbadać doniesienia o przypadkach użycia broni chemicznej w Syrii - po tym, jak syryjskie władze zwróciły się do Narodów Zjednoczonych o przeprowadzenie śledztwa w sprawie ataku z domniemanym użyciem pocisku z głowicą chemiczną w prowincji Aleppo 19 marca. W ataku tym zginęło 26 osób. Jednak w tym tygodniu Syria oświadczyła, że nie uzna wyników śledztwa, jeśli komisja będzie badała także oskarżenia skierowane pod jej adresem.

ONZ szacuje, że wojna w Syrii kosztowała już życie co najmniej 70 tysięcy osób. Syryjskie organizacja praw człowieka twierdzą, że ofiar może być nawet 120 tysięcy.