Rada Języka Polskiego przebadała strony internetowe kluczowych ministerstw m.in. pod kątem ich poprawności gramatycznej, stylistycznej i ortograficznej. Wnioski z analizy przedstawiono w „Sprawozdaniu ze stanu ochrony języka polskiego w latach 2010–2011”.

Okazuje się, że lista językowych grzechów urzędników jest bardzo długa. – Rada wytyka oficjalnym stronom internetowym brak przejrzystości, niekomunikatywność, niepoprawną odmianę, nieznajomość związków frazeologicznych i fatalną interpunkcję. Autorzy raportu nie mają wątpliwości – w ministerstwach należałoby zatrudnić doradców lingwistycznych.
Audytorzy RJP pod przewodnictwem prof. Andrzeja Markowskiego przyjrzeli się serwisom internetowym instytucji, które są najważniejsze z perspektywy obywateli. Sprawdzano, czy resorty potrafią się rzetelnie komunikować, troszcząc się przy tym o kulturę języka.
Okazało się, że urzędnicy nie umieją, nie chcą lub boją się pisać językiem prostym. Większość komunikatów jest niezrozumiała.
– To zniechęca do korzystania ze stron internetowych instytucji państwowych – uważa dr hab. Ewa Kołodziejek, członek RJP działającej przy Prezydium PAN.
Stosunkowo najlepiej w badaniu wypadło Ministerstwo Edukacji. Jego pracownicy jako jedyni szkolą się w tym zakresie. Nieźle radzi sobie również Ministerstwo Sportu.
Zdaniem autorów raportu urzędników Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego cechuje „nonszalancki stosunek do spraw komunikacji językowej z obywatelami”. Co więcej, ankieta, którą na prośbę rady wypełniło MKiDN, dowodzi, że „w resorcie funkcjonuje głębokie przekonanie o braku potrzeby przedsiębrania jakichś specjalnych działań w celu poprawy poziomu kultury komunikacji językowej”. – Pozostaje jedynie pogratulować dobrego samopoczucia – podsumowuje dr Rafał Zimny z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Na bakier z językiem jest również resort zdrowia. Tu szwankuje przede wszystkim umiejętność komunikacji z pacjentami. Zdaniem autorów raportu formą swoich komunikatów ministerstwo w praktyce blokuje dostęp do informacji i sprawia, że – cytując – „niezbędne wydaje się przetłumaczenie tekstów kierowanych do pacjentów”, aby w ogóle mogli je zrozumieć. Główny zarzut – długie, zawiłe, bezosobowe zdania. Jak określili to autorzy raportu – ministerstwo „eliminuje człowieka z tekstu”. Resort w ankiecie odesłanej do rady deklaruje, że zależy mu na dobrej komunikacji z obywatelami. I dalej użył argumentów, które skądś już znamy: nie ma pieniędzy na szkolenia czy inne działania zmierzające do poprawy jakości tej komunikacji.