"Uważam, że opinia publiczna powinna poznać wszystkie okoliczności tej sprawy. Zwłaszcza w sytuacji, gdy były redaktor naczelny „Rzeczpospolitej" Tomasz Wróblewski próbuje przekonywać, że niesłusznie stał się główną ofiarą tej sprawy" - deklaruje wydawca "Rzeczpospolitej" Grzegorz Hajdarowicz w specjalnym dodatku gazety o aferze, jaką wywołał jej artykuł o materiałach wybuchowych (trotylu i nitroglicerynie) na wraku prezydenckiego tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem.

"Z uwagą i pokorą obserwuję rozwój sytuacji zapoczątkowany feralną publikacją w „Rzeczpospolitej" autorstwa Cezarego Gmyza" te słowa Hajdarowicza otwierają tekst "Cała prawda o "trotylu" i specjalny czterostronicowy dodatek do "Rzeczpospolitej" zatytułowany "Rzecz o mediach".

W ten sposób wydawca "Rzeczpospolitej" chce zapewne podsumować cała medialną zawieruchę, jaka wybuchła po tekście "Trotyl na wraku Tupolewa". Hajdarowicz odpowiada też w ten sposób byłemu redaktorowi naczelnemu "Rzeczpospolitej" Tomaszowi Wróblewskiemu, który tydzień temu ujawnił kulisy powstawania kontrowersyjnego artykułu.

W dzisiejszym dodatku do "RZ" Hajdarowicz pisze miedzy innymi: "Wydarzeń z 29, 30 i 31 października nadal nie mogę zrozumieć głównie za przyczyną postawy Tomasza Wróblewskiego. Wielokrotnie zapewniał mnie, że daje do druku tekst zweryfikowany i sprawdzony w kilku źródłach oraz potwierdzony przez prokuratora generalnego. (...) Wielokrotnie zapewniał mnie także o wielodniowej i kolegialnej pracy nad artykułem. W nocy z 29 na 30 października około 00.30 spotkałem się z trzema członkami Zarządu Presspubliki. Rozmawialiśmy na temat całej sytuacji. W trakcie spotkania padło pytanie o tekst i tytuł artykułu. Usłyszeliśmy od redaktora Wróblewskiego, że w redakcji nadal nad nim pracują, a tytuł będzie adekwatny do treści. Jak się potem okazało mutacja warszawska „Rzeczpospolitej" była już wówczas zsyłana do drukarni. Tekst napisał Cezary Gmyz, jego źródła nie tylko nie zostały zweryfikowane, ale mam poważne wątpliwości czy istniały w ogóle. Następnego dnia, już po konferencji prasowej prokuratorów, red. Wróblewski pisze w oświadczeniu o pomyłce Redakcji. Robi to mimo mojej prośby, by nie dawać żadnych oświadczeń, zaczekać na konferencje premiera, potem wspólnie jeszcze raz przeanalizować źródła. Po dwóch godziny słowo „pomyliliśmy się" znika ze strony. I nie jest to błąd anonimowego pracownika, jak sugeruje w swoim internetowym wystąpieniu, ale jego decyzja. Kolejny niezrozumiały zwrot. Co więcej, 31 października na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej" umieszcza materiał podpisany przez red. Gmyza, że redakcja nie wycofuje się z niczego. Warto zapytać, o co chodziło Wróblewskiemu? Pomyliliśmy się, czy nie, mamy dowody na trotyl czy nie?".

W dodatku specjalnym czytelnicy znajdą też szczegółową rekonstrukcję pracy nad tekstem "Trotyl na wraku Tupolewa". Co ciekawe, na tej drobiazgowej liście nie ma ani słowa o szeroko komentowanym nocnym spotkaniu Hajdarowicza z rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem.

Dodatek zawiera też artykuł o największych skandalach medialnych, wywołanych przez niesprawdzone informacje lub oszustwo dziennikarzy oraz teksty poruszające problem uprawnień wydawcy i redaktora naczelnego.