Wyborcy, którzy złożyli wnioski o dopisanie do rejestru wyborców w ostatnich dniach, powinni się liczyć z tym, że ich wnioski mogły nie zostać rozpatrzone - powiedział w niedzielę PAP rzecznik PKW Wojciech Dąbrówka.

Dąbrówka odniósł się w ten sposób do informacji mediów o tym, że "niektórzy wyborcy" odchodzą z lokali wyborczych "z kwitkiem", bo nie zostali dopisani do list wyborczych; taka sytuacja miała mieć miejsce w Warszawie, Poznaniu czy Krakowie.

Jak powiedział rzecznik PKW, wójt, burmistrz, prezydent ma trzy dni na wydanie decyzji administracyjnej w sprawie wpisania, bądź odmowy wpisania do rejestru wyborców.

Dąbrówka dodał, że jeśli wnioski o wpisanie do rejestru wyborców zostały złożone przez e-puap w ostatnich dniach przed wyborami, "to moglibyśmy mieć do czynienia z potencjalnie taką sytuacją, w której wójt, burmistrz, prezydent nie miał tych trzech dni na wydanie decyzji administracyjnej".

"W takiej sytuacji wyborca, który złożył taki wniosek w ostatnich dniach powinien się liczyć z tym, że ten wniosek może będzie rozpatrzony, ale musiał się również liczyć z tym, że może jednak nie" - wskazał rzecznik PKW.

Rzecznik zaznaczył, że jeśli problem dotyczyłby innych sytuacji, "wówczas należałoby zadać sobie pytanie, czy system obywatel.gov.pl spełnił swoją funkcjonalność, a jeżeli nie, to takie pytania należałoby kierować do ministerstwa cyfryzacji, które administruje tym systemem".

O sprawie poinformowało m.in. RMF FM. Według dziennikarza tej stacji część osób, która myślała, że znajduje się na listach wyborczych, nie mogła oddać głosu w warszawskich lokalach wyborczych. Z kolei jak donosi portal Onet.pl podobny problem wystąpił w Poznaniu i Krakowie.

W odbywających się w niedzielę wyborach samorządowych Polacy wybierają blisko 47 tys. radnych i 2,5 tys. włodarzy. Do zakończenia głosowania o godz. 21 trwa cisza wyborcza. Uprawnionych do głosowania jest ponad 30,24 mln osób; wybory odbywają się w 26 983 obwodach.