Sąd Okręgowy w Białymstoku obniżył w czwartek z roku do 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu wyrok biznesmenowi Markowi F. oskarżonemu o podłożenie podsłuchów w dwóch firmach w Bielsku Podlaskim. Orzeczenie jest prawomocne.

Prokuratura Okręgowa w Białymstoku zarzuciła Markowi F., że 4,5 roku temu "kierował wykonaniem czynu zabronionego", czyli akcją podłożenia podsłuchów (w postaci nadajników radiowych umieszczonych w okładce pochodzącej z jego firmy teczki do korespondencji) w konkurencyjnych firmach z branży węglowej w Bielsku Podlaskim.

W listopadzie ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim skazał nieprawomocnie w tej sprawie nie tylko biznesmena, ale również współoskarżonego, byłego funkcjonariusza ABW, prowadzącego firmę detektywistyczną. Wyrok w I instancji w jego przypadku to półtora roku więzienia w zawieszeniu, który sąd odwoławczy w czwartek złagodził do 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu.

Obaj skazani mają też zapłacić po 10 tys. zł grzywny. Na ogłoszeniu orzeczenia sądu odwoławczego nie było żadnego z nich.

Sąd zajmował się apelacjami wszystkich stron procesu. Częściowo uwzględnił apelację Marka F. i obrońcy drugiego z oskarżonych, oddalając apelacje prokuratury i pełnomocnika poszkodowanych firm (chciał po 200 tys. zł zadośćuczynienia dla każdej z nich).

Sąd długo uzasadniał, dlaczego uznał za wiarygodne zeznania głównych świadków, w tym mężczyzny, który początkowo również w tej sprawie był oskarżony. Zanim jednak proces w I instancji ruszył, bielski sąd umorzył postępowanie wobec tej osoby, bo doszło do pojednania stron i zadośćuczynienia.

"Nie ma racjonalnych powodów, dla których należałoby wypowiedzi ewidentnie obciążające obu panów (oskarżonych) zdyskredytować, potraktować jako próbę zniesławienia, pomówienia" – mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Dariusz Gąsowski. Dodał, że nie ma w aktach tego procesu dowodów na to, że zmanipulowali swoje zeznania, by obarczyć oskarżonych winą za działania, których się nie dopuścili.

Odnosząc się do kar (w zawieszeniu) sędzia Gąsowski zwracał uwagę, że w czasie orzekania przez sąd I instancji obaj oskarżeni byli niekarani. Mówił, że przy przestępstwie im zarzuconym katalog kar zaczyna się od grzywny przez ograniczenie wolności i dopiero na końcu jest kara więzienia.

"Fakt przejścia do pozbawienia wolności już przy pierwszym skazaniu właśnie świadczy o tym, że stopień społecznej szkodliwości czynu, stopień zawinienia (...) były znaczne. Tego nie kwestionujmy: były znaczne, ale na poziomie 6 i 8 miesięcy pozbawienia wolności" – dodał sędzia.

Przyznał też, że była w tej sprawie możliwość podjęcia w pierwszej instancji decyzji co do zadośćuczynienia, o co wnioskował pełnomocnik firm. Sąd zwrócił jednak uwagę, że ten wniosek został złożony zbyt późno, bo dopiero w mowie końcowej przed sądem w Bielsku Podlaskim (czyli już po zamknięciu przewodu sądowego). Zwrócił też uwagę, że – co do zasady – również sąd odwoławczy mógł to zrobić, ale w aktach nie było dowodów pozwalających ocenić rozmiary szkody i na tej podstawie wydać rozstrzygnięcie.

Śledztwo w tej sprawie to odprysk głównego postępowania w tzw. aferze podsłuchowej. Prowadziła je Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, a dotyczyło podsłuchiwania w latach 2013-2014 w dwóch warszawskich restauracjach osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych.

W tej sprawie Marek F. został prawomocnie skazany na 2,5 roku więzienia bez zawieszenia.