W Europie czy USA narodowa historia nie jest traktowana jako obciach. Nasi sąsiedzi – Niemcy i Rosja – prowadzą własną politykę historyczną i są ze swojej historii dumni.
Dziennik Gazeta Prawna
Dziś, gdy Polska nie jest raczej zagrożona agresją zbrojną – choć wykluczyć tego całkowicie nie można – pytanie o patriotyzm to przede wszystkim pytanie o edukację. Jaką pracę u podstaw wykonywać, aby kolejne pokolenia Polaków dorastały w miłości do ojczyzny. I nie chodzi w tym przypadku o wychowywanie w domu, harcerstwie czy Kościele – bo każdy rodzic, drużynowy czy katecheta powinien wiedzieć, co robić. Chodzi o to, jaką propozycję ma w tym względzie polskie państwo. Jak zarazić młodzież patriotyzmem po latach komuny i postkomuny?
Pytanie o powszechny system oświaty to właściwie nic innego, jak pytanie o to, jaką politykę historyczną prowadzi Rzeczpospolita. I co chce przekazać swoim następcom. Czy jest to polityka oparta na prawdzie czy na postkomunistycznej narracji?
Ale zacznijmy od tego, czym właściwie jest polityka historyczna – termin często spłycany i wyśmiewany. To w największym skrócie kształtowanie świadomości o latach minionych, która będzie procentować w przyszłości. Powinno ją budować właśnie państwo za pośrednictwem swoich urzędów czy instytucji – przede wszystkim szkoły. Bo istotą nowoczesnego patriotyzmu, przekazywanego też w sposób atrakcyjny, za pomocą współczesnych narzędzi nauczania, musi być wiedza zdobywana na wszystkich etapach nauki. Jeśli zresztą komuś bardzo wadzą słowa „polityka historyczna”, proponuję bliźniacze: polityka pamięci.

Komandorzy i ich mordercy

Jest jednak jeden podstawowy warunek: do prowadzenia edukacji patriotycznej niezbędne jest określenie, jakie tradycje, wydarzenia i ludzie z przeszłości są godni promowania i naśladowania. Z drugiej strony konieczne jest ustalenie, do jakich wartości nie należy się odwoływać. Jeśli zatem jesteśmy w stanie zdefiniować, kto jest polskim bohaterem narodowym, powinniśmy też umieć wskazać, kto jest antybohaterem.
Dosłownie kilka dni temu odbyła się uroczystość poświęcona ważnej postaci. 2 października 2018 r. adm. Józef Unrug, dowódca polskiej floty, został wraz z małżonką pochowany w Kwaterze Pamięci Cmentarza Marynarki Wojennej w Gdyni-Oksywiu. Mimo swoich niemieckich korzeni, gdy powstała II Rzeczpospolita, Unrug porzucił karierę w niemieckiej marynarce wojennej, by budować polską – za własne pieniądze kupił w Hamburgu pierwszy polski okręt ORP „Pomorzanin”. Gdy Niemcy napadły na Polskę, aż do 2 października 1939 r. dowodził obroną polskiego Wybrzeża. Swojej niemieckiej rodzinie i kolegom, którzy próbowali namówić go do przejścia na wysokie stanowisko w Kriegsmarine, mówił, że 1 września 1939 r. zapomniał, jak się mówi po niemiecku. Czy to nie idealny przykład polskiego patrioty, o którym powinna uczyć szkoła?
Po 45 latach od śmierci we Francji Józef Unrug mógł spocząć obok swych żołnierzy. Dopiero teraz bowiem wypełniła się jego ostatnia wola, aby być pochowanym obok trzech swoich towarzyszy broni: komandorów Stanisława Mieszkowskiego, Zbigniewa Przybyszewskiego i Jerzego Staniewicza. Wszyscy trzej po klęsce wrześniowej dostali się – tak jak ich dowódca – do niewoli niemieckiej. W przeciwieństwie do Unruga, który pozostał na obczyźnie, w 1945 r. powrócili do Polski i służby w Marynarce Wojennej. Zamordowali ich komuniści. Ich szczątki w bezimiennych dołach na Łączce odnalazła ekipa IPN. Nie bez problemów zresztą, bo władze RP przez lata blokowały prace ekshumacyjne. Ale udało się i w grudniu 2017 r. na Oksywiu odbył się uroczysty państwowy pogrzeb komandorów.
I „tylko” jeden warunek powrotu do ukochanej ojczyzny Józefa Unruga nie został spełniony: nie udało się napiętnować, a tym bardziej osądzić, żyjących sprawców zbrodni na komandorach. Wielu z nich żyło sobie spokojnie nawet po 1989 r. Skoro adm. Unruga czy komandorów Mieszkowskiego, Przybyszewskiego i Staniewicza uznajemy za bohaterów, to czyż nie powinniśmy ich prześladowców umieć nazwać antybohaterami? Odpowiedź wydaje się oczywista. Tymczasem to nie dzieci komandorów czy znający temat historycy byli zapraszani do szkół, by opowiadać uczniom o wojnie, a komunistyczny prokurator Zbigniew Domino, który oskarżał polskich oficerów, a później stał się znanym literatem. A np. o głównym sprawcy mordu na komandorach, funkcjonariuszu NKWD Bolesławie Bierucie, często do dziś mówi się w szkołach bezkrytycznie jako o prezydencie Polski. O to chodzi w definiowaniu wartości, które chce się przekazywać dalej młodzieży – o wskazywanie, kto jest prawdziwym wzorem do naśladowania, a kto nie.

Honory dla Baumana

Jeszcze do niedawna było z tym bardzo różnie, na ogół nieciekawie. Ze smutkiem należy stwierdzić, że państwo polskie nie prowadziło spójnej polityki historycznej. Przejawiało się to m.in. tym, że bohaterowie nie byli obdarzani należnym szacunkiem, a morderców i zdrajców nie piętnowano. Przykłady można mnożyć. Ministerstwo Kultury Bogdana Zdrojewskiego (szef resortu w latach 2007–2014) z jednej strony oddawało hołdy Zygmuntowi Baumanowi, który w latach 1945–1953 działał w Korpusie Bezpieczeństwa Publicznego, a z drugiej – odmówiło dotacji Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce. Taka polityka była poniekąd logiczna: bohaterom mówiło się „nie”, a zdrajcom polskiej sprawy „tak”. Teraz w Ostrołęce, a także w Warszawie, powstaje wreszcie muzeum, po wielu straconych latach. W tych placówkach prowadzone są już lekcje dla młodzieży. To miejsca, które pozwalają dotknąć historii – na ogół tej dramatycznej. Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF) dotował takie filmy jak „Pokłosie” czy „Ida”, a żałował środków na produkcje opowiadające o polskich bohaterach (fundusze trzeba było zbierać do kapelusza). TVP kupowała seriale typu „Nasze matki, nasi ojcowie”... To wszystko dowody na brak polityki historycznej albo inaczej: na prowadzenie polityki niekoniecznie zgodnej z polską racją stanu. W tym samym czasie placówki edukacyjne – zamiast bohaterów polskiej wolności Żołnierzy Wyklętych czy opozycjonistów różnych formacji, Komitetu Obrony Robotników (KOR), Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO), Solidarności Walczącej – gościły polityków, głównie jednej, lewicowej opcji.
I przykład chyba najbardziej jaskrawy: z jednej strony promowanie takich osób jak dyktator stanu wojennego Wojciech Jaruzelski, a z drugiej – deprecjonowanie Ryszarda Kuklińskiego, pierwszego polskiego oficera w NATO. Czy w ten sposób można edukować młodych? Rozbudzać patriotyzm?

Wychowanie obywatelskie

Sytuacja w szkołach przez długi okres transformacji przedstawiała się dramatycznie. Program szkolny kończył się na 1945 r., nie było w nim miejsca dla postaci takich polska superagentka Krystyna Skarbek, ratująca Żydów Irena Sendlerowa czy rtm. Witold Pilecki lub całkowicie zapomniany ostatni komendant Armii Krajowej/Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość płk Łukasz Ciepliński. Sam rok 1945 przedstawiano zresztą wyłącznie w kategorii „wyzwolenia” . Słowem nie wspominano o podporządkowaniu nas Sowietom. Aby zrozumieć dzisiejsze czasy, młodzi Polacy powinni poznawać przede wszystkim fenomen Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej, po niej drugą antysowiecką konspirację niepodległościową i epokę Solidarności (ale taką, w której więcej było osób niż tylko Lech Wałęsa). Aby zrozumieć Polskę A.D. 2018, trzeba uzmysłowić sobie, że nasz kraj przez długi czas pozostawał pod okupacją dwóch najstraszniejszych XX-wiecznych totalitaryzmów. Jednak prócz ofiar byli też bohaterowie, tacy jak adm. Józef Unrug, kpt. Władysław Raginis – niezłomny obrońca spod Wizny, czy polscy kryptolodzy, którzy złamali szyfry Enigmy. Dalej polska szkoła musi uczyć o naszej tysiącletniej historii. Na resztę, Mezopotamię, Babilon, przyjdzie czas w drugiej kolejności.
Wreszcie nie mniej ważne – wprowadzenie do szkół nowego przedmiotu – wychowania obywatelskiego. Obecnie szkoła tylko szczątkowo uczy takich wartości, jak honor, ojczyzna, nie mówiąc już o Bogu. Tymczasem ta arcypolska triada powinna uzupełnić treści europejskie, nauczane w ramach przedmiotu wiedza o społeczeństwie. Dzięki takiemu wychowaniu wykształcono w latach 1918–1939 chyba najbardziej patriotyczne polskie pokolenie. Jeśli chcemy rzeczywiście nawiązywać do mitu II Rzeczpospolitej, powinniśmy wzorować się na jej systemie edukacji.

Kto patriotą, kto zdrajcą

W Europie czy USA narodowa historia nie jest traktowana jako obciach. Nasi sąsiedzi – Niemcy czy Rosja – prowadzą własną politykę historyczną i są ze swojej historii dumni. Polakom po 1989 r. długo wmawiano, że należy bezrefleksyjnie patrzeć w przyszłość, a nie „grzebać się w przeszłości”, a jeśli już, to uprawiać pedagogikę wstydu. Ten polityczny klimat miał oczywiście wpływ na system oświaty, tworzony przecież przez polityków.
Ale w końcu udało się stworzyć modę na patriotyzm, choćby przez ustanowienie 1 marca Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
„Budowanie dumy narodowej, kształcenie nowych pokoleń, wychowywanie młodych, przekazywanie prawdy o tym, jaka powinna być Polska, jakie jest jej miejsce, kto jest jej przyjacielem, a kto wrogiem, kto patriotą a kto zdrajcą – to jest nasze wielkie zadanie, które nam zostawili i które musi być kontynuowane” – mówił prezydent Andrzej Duda 4 października 2018 r. podczas uroczystości wręczenia not identyfikacyjnych członkom rodzin ofiar totalitaryzmu komunistycznego. W jej trakcie ujawniono kolejne 21 nazwisk osób, których szczątki zostały odnalezione w wyniku prac prowadzonych przez Biuro Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej.
I o tym polska szkoła nie powinna milczeć.