Rząd wzywa do głosowania „za”, opozycja jest przeciw , a prezydent zapowiada bojkot referendum. W niedzielę dowiemy się, czy na mapie Europy pojawi się Republika Macedonii Północnej.
W niedzielę Macedończycy pójdą do urn na jedno z najważniejszych głosowań w historii kraju. Jeśli zakończy się ono zgodą na ratyfikację umowy z Grecją, przewidującej m.in. korektę nazwy państwa, rząd Zorana Zaewa będzie mógł zacząć rozmowy akcesyjne z NATO i przyspieszyć integrację z UE. Opozycja nie chce jednak słyszeć o przyjęciu nazwy „Macedonia Północna”, a wywodzący się z jej szeregów prezydent Dźorge Iwanow wezwał do bojkotu plebiscytu.
Przeprowadzony na przełomie lipca i sierpnia sondaż Macedońskiego Centrum Współpracy Międzynarodowej (MCMS) wykazał, że 41,5 proc. mieszkańców odpowie na pytanie po myśli rządu, a 35 proc. zamierza odrzucić porozumienie. Wśród etnicznych Macedończyków proporcje są jednak odwrotne: przeciwnicy układu wygrywają stosunkiem głosów 45:27, a wśród wyborców największej opozycyjnej partii WMRO-DPMNE – 68:5. Jeśli więc referendum zakończy się wynikiem pozytywnym, będzie to w znacznej mierze zasługa liczącej 1/4 ludności mniejszości albańskiej, spośród której głosowanie „za” zapowiada 88 proc. pytanych.
Lider opozycji Hristijan Mickoski zapowiedział, że uszanuje wynik plebiscytu, choć nie popiera zmiany nazwy. Niewykluczone jednak, że jeśli w niedzielę wygrają zwolennicy porozumienia, wśród przeciwników pojawią się głosy obarczające winą mniejszości narodowe, co może zaostrzyć podziały etniczne w kraju. Albańczycy są narodem silnie prozachodnim, a i ich przywiązanie do dotychczasowej nazwy Macedonii nie jest zbyt wielkie.
Rząd Zaewa próbował pomóc w uzyskaniu oczekiwanego przez siebie rezultatu głosowania, odpowiednio formułując pytanie referendalne. Macedończycy odpowiedzą na pytanie: „Czy popierasz członkostwo w Unii Europejskiej i NATO poprzez akceptację porozumienia między Republiką Macedonii i Republiką Grecji?”. Zwolenników integracji euroatlantyckiej jest nad Wardarem znacznie więcej (80 proc.) niż akceptujących zmianę nazwy państwa pod presją większego sąsiada. Ateny dotychczas blokowały aspiracje Skopje, gdyż uważały, że sama nazwa państwa zawiera w sobie pretensje terytorialne do identycznie nazywającej się greckiej prowincji ze stolicą w Salonikach.
Bezowocne negocjacje przyspieszyły, odkąd do władzy w obu państwach doszła lewica. 12 czerwca premier Macedonii podpisał ze swoim greckim odpowiednikiem Aleksisem Tsiprasem układ, który przewiduje, że w zamian za zmianę nazwy na Republikę Macedonii Północnej Ateny odblokują rozmowy Skopje o integracji z NATO i UE. Macedonia nie będzie też już występować na arenie międzynarodowej pod skrótem FYROM (z angielskiego Była Jugosłowiańska Republika Macedonii). Kraj ma się też odciąć od deklarowanego przywiązania do dziedzictwa starożytnych władców hellenistycznych z Aleksandrem Wielkim na czele. Już zniknął on z nazwy stołecznego lotniska.
W kampanię referendalną w sposób bezprecedensowy zaangażowały się obce państwa. Do głosowania na „tak” zachęcali Macedończyków kanclerze Austrii i Niemiec, sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, sekretarz obrony USA Jim Mattis, a także liczni politycy albańscy i bułgarscy. Jeszcze dalej posunęli się przeciwni integracji Macedonii z Zachodem Rosjanie, finansując za pośrednictwem grecko-rosyjskich biznesmenów protesty przeciwko umowie. W gwałtownych czerwcowych manifestacjach uczestniczyli nacjonaliści i kibice Wardaru Skopje, klubu należącego do rosyjskiego kapitału.