Do najbliższego wtorku sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, ma wytłumaczyć się zastępcy rzecznika dyscyplinarnego ze swoich wystąpień w mediach.
Podobne wezwania otrzymało jeszcze dwóch sędziów – Igor Tuleya oraz Monika Frąckowiak. Cała trójka jest aktywna medialnie i publicznie krytykuje przeprowadzane przez obecną władzę zmiany w wymiarze sprawiedliwości.
Zastępca rzecznika dyscyplinarnego skierował pisma do sędziów zgodnie z obecnymi przepisami regulującymi przebieg postępowania dyscyplinarnego. Te stanowią, że rzecznik podejmuje czynności dyscyplinarne po wstępnym wyjaśnieniu okoliczności oraz złożeniu wyjaśnień przez sędziego.
Na razie więc nie można mówić o żadnych zarzutach, choć sam sędzia Przymusiński nie ukrywa, że liczy się z takim rozwojem sytuacji.
– To nie przypadek, że takie pisma otrzymujemy po wejściu w życie zmian w prawie, które umożliwiły ministrowi sprawiedliwości wybór sędziów dyscyplinarnych. Również zastępca rzecznika, który sformułował wezwania, został przecież powołany przez Zbigniewa Ziobrę – tłumaczy sędzia. I dodaje, że także izba dyscyplinarna SN, do której ostatecznie zawędruje sprawa, nie będzie dawać gwarancji sprawiedliwego i obiektywnego procesu.
– Wszystko wskazuje na to, że w niej także będą zasiadać osoby mające silne związki z ministrem sprawiedliwości – podkreśla rzecznik Iustitii.
Mimo to sędzia nie zamierza rezygnować z prawa do obrony.
– Prawdopodobnie odpowiem na to wezwanie rzecznika, jednak póki co nie bardzo wiem, jaka będzie treść tej odpowiedzi – przyznaje sędzia Przymusiński. Bo choć wskazano, że wyjaśnienia mają dotyczyć wypowiedzi z 20 sierpnia br., które miały paść na antenie TVN24, to już nie sprecyzowano, o którą konkretnie wypowiedź chodzi. Tymczasem, jak podkreśla Bartłomiej Przymusiński, w tym dniu zabierał głos na antenie stacji kilkukrotnie. Komentował wówczas m.in. wybory kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego dokonywane przez Krajową Radę Sądownictwa.
Sędzia Przymusiński nie ma wątpliwości – kierowanie takich wezwań do sędziów walczących o niezależne sądownictwo to nic innego, jak próba ich zastraszenia. Próba, jak sam zaznacza, która nie wywoła zamierzonego skutku.