Kolejni politycy w Niemczech wyrazili w sobotę krytykę pod adresem szefa niemieckiego kontrwywiadu Hansa-Georga Maassena w związku z jego otwarcie wyrażanym powątpiewaniem w relacje o atakach na obcokrajowców w saksońskim Chemnitz.

W piątek Maassen, który stoi na czele Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV), na łamach dziennika "Bild" wyraził wątpliwość co do autentyczności "doniesień medialnych o prawicowych ekstremistach polujących na ludzi w Chemnitz" po zabiciu Niemca w bójce.

Jego opinia jest sprzeczna ze stanowiskiem rządu, którego szefowa, Angela Merkel, wcześniej potępiła te sceny przemocy, mówiąc o urządzanych w Chemnitz "polowaniach" oraz o "nienawiści i prześladowaniu niewinnych ludzi".

W sobotnim wydaniu "Bild" określił słowa szefa BfV jako "najbardziej wybuchową wypowiedź roku".

W piątek część polityków opozycji zaapelowała do Maassena, by podał się do dymisji, a w sobotę przedstawiciele rządzącej w Niemczech koalicji - chadecy i socjaldemokraci - wyrazili swoje wątpliwości na jego temat.

Stephan Weil, socjaldemokratyczny premier landu Dolna Saksonia, zasugerował, że Maassen być może nie powinien już wykonywać powierzonych mu obowiązków. "Znaki zapytania się mnożą" - podkreślił w wywiadzie dla grupy medialnej Funke.

Z kolei deputowany Bundestagu z chadeckiej CDU Patrick Sensburg zapowiedział, że szef BfV będzie musiał wytłumaczyć się ze swoich słów przed parlamentarną komisją nadzorującą działalność niemieckich tajnych służb na jej zamkniętym posiedzeniu w środę. "Maassen będzie musiał wyjaśnić, jak doszedł do takiej oceny i dlaczego podzielił się nią za pośrednictwem mediów" - powiedział Sensburg dziennikowi "Handelsblatt".

Również w sobotę prokuratorzy badający sprawę zajść w Chemnitz przekazali, że nic nie wskazuje na to, by nagranie wideo, przedstawiające grupę uczestników prawicowej demonstracji ścigających obcokrajowca, nie było autentyczne. "Nie mamy żadnych przesłanek, że tamto nagranie jest podrobione" - powiedział dziennikowi "Die Zeit" przedstawiciel prokuratury w Dreźnie Wolfgang Klein.

"Zeit", który zbadał i przeanalizował nagranie i telefon komórkowy, którym zostało wykonane, w sobotę potwierdził, że filmik rzeczywiście pochodzi z 26 sierpnia, tj. dnia, w którym doszło do zabicia Niemca, a ulicami Chemnitz w reakcji przeszedł spontaniczny protest.

Wypowiedź Maassena obnażyła podziały w niemieckiej koalicji - pisze Reuters. Przypomina, że Horst Seehofer - minister spraw wewnętrznych i szef chadeckiej CSU - w piątek ocenił, że nie ma powodu wątpić w ocenę szefa BfV, a dwa dni wcześniej nazwał migrację "matką wszystkich problemów".

Rzecznik Merkel zapytany w piątek, czy kanclerz ufa Maassenowi, odparł jedynie, że "pan Maassen odgrywa ważną i odpowiedzialną rolę". Sama Merkel w czwartek oskarżyła prawicowo-populistyczną partię Alternatywa dla Niemiec (AfD) o wykorzystywanie gwałtownych protestów w Chemnitz do podsycania napięć na tle narodowościowym.

26 sierpnia w Chemnitz na festynie miejskim doszło do kłótni między kilkoma osobami różnej narodowości; kłótnia przerodziła się w bójkę, w której ranne zostały trzy osoby, a jedna z nich, 35-letni Niemiec, zmarła. W związku z zajściem aresztowano Irakijczyka i Syryjczyka.

Po tym zdarzeniu w mieście zorganizowane zostały liczne demonstracje środowisk prawicowych, neonazistowskich i przeciwników niemieckiej polityki imigracyjnej, podczas których miało dojść do ataków na obcokrajowców, policjantów i polityków. Odbyły się również kontrdemonstracje środowisk liberalno-lewicowych.