Syryjskie wojsko wspierane przez siły Rosji rozpoczęło intensywne naloty w kontrolowanej przez rebeliantów prowincji Idlib; w bombardowaniach zginęły co najmniej cztery osoby cywilne, w tym dwoje dzieci - podało w sobotę Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka.

Według tej opozycyjnej organizacji z siedzibą w Wielkiej Brytanii, ale dysponującej siatką informatorów w Syrii, siły syryjsko-rosyjskie przeprowadziły dotąd około 80 bombardowań i były to najcięższe naloty w tej prowincji od miesiąca.

Idlib to ostatni duży region Syrii kontrolowany przez rebeliantów. Rząd w Damaszku w ostatnich tygodniach zgromadził tam swoje oddziały i groził wszczęciem ofensywy.

Syryjski prezydent Baszar el-Asad deklaruje, że zamierza przywrócić rządową kontrolę nad całym terytorium kraju. W ostatnich miesiącach wspierana przez sojuszników armia syryjska zdołała odbić z rąk rebeliantów ważne obszary, w tym położoną pod Damaszkiem Wschodnią Gutę oraz południe kraju, gdzie w wielu miejscach rebelianci poddawali się bez walki.

ONZ, liczne państwa i organizacje pomocowe obawiają się, że w Idlibie dojdzie do katastrofy humanitarnej. Zgodnie z szacunkami ONZ w Idlibie przebywa obecnie ok. 3 mln ludzi, z czego połowę stanowią wysiedleni z innych części kraju. Większość to cywile, ale są tam też organizacje terrorystyczne, zagraniczni bojownicy i zbrojne grupy opozycyjne.

Prowincja jest jedną z czterech "stref deeskalacji" w Syrii uzgodnionych w ramach porozumienia osiągniętego w ubiegłym roku przez Iran, Rosję i Turcję w stolicy Kazachstanu Astanie.

Zastępca sekretarza generalnego ONZ ds. pomocy humanitarnej Mark Lowcock ocenia, że w Idlibie może dojść do największej katastrofy humanitarnej XXI wieku, a prezydent USA Donald Trump ostrzegł Asada przed urządzeniem tam "masakry".

Syryjska wojna domowa trwa od 2011 roku. Jak się ocenia, dotychczas kosztowała życie ponad 400 tys. ludzi, a miliony zmusiła do opuszczenia domów lub uchodźstwa.