Co drugi dzień we Francji jeden rolnik popełnia samobójstwo; wiejscy gospodarze zmagają się z problemami finansowymi, brakiem szacunku dla ich pracy i samotnością - powiedział w rozmowie z PAP dziennikarz "Le Figaro" i jednocześnie rolnik Eric de la Chesnais.

Przyczyny problemów rolników są np. gospodarcze. Zniesienie kwot europejskich wyznaczających ilość mleka skupowanego po stałych cenach sprawiło, że hodowcy, poddani wahaniom światowego rynku, muszą sprzedawać je po cenach niższych od kosztów własnych.

Przede wszystkim jednak boli brak uznania dla moralnej i materialnej wartości ich pracy. Są samotni i nie mają komu zwierzyć się ze swoich kłopotów; na wyludnionych wsiach nie ma już nawet księży, a gdy przyjeżdżają co kilka tygodni, nie mają czasu na rozmowy - powiedział de la Chesnais.

Według niego rolnicy odbierają sobie życie, ponieważ nie są w stanie związać końca z końcem z powodu nadmiernego zadłużenia i niewypłacalności. De la Chesnais wspomina, jak pewien hodowca powiedział mu, że "gdy tylko wstaje, to jakby palił trzy banknoty o wartości 50 euro", gdyż tak wielkie straty przynosi mu sprzedaż mleka. Po czym przyznał, że to, iż mógł ze mną o tym porozmawiać, było rodzajem terapii – opowiada de la Chesnais.

W tym kraju – podkreśla - 80 procent ludzi mieszka w miastach. Jemy o wiele więcej, niż potrzeba, ale zapominamy, że żywność mamy dzięki pracy rolników - mówi dziennikarz.

A opustoszałe często wsie nie nadają już sensu życiu rolników. Nie ma do kogo otworzyć ust, nie ma komu się poskarżyć. Ksiądz, który niegdyś był nie tylko spowiednikiem, ale i terapeutą, niemal zniknął z wiejskiego krajobrazu. Proboszczowie obsługują kilka parafii, w niektórych msze odprawiane są rzadziej niż raz na miesiąc – szkicuje dramatyczną sytuację rozmówca PAP.

Podkreśla, że trudności finansowe przeplatają się z problemami samotności. To, że nie są w stanie kontynuować pracy swych dziadów i ojców, rolnicy odczuwają jako klęskę i wstydzą się tego. Myślą, niesłusznie, że to ich wina i dlatego targają się na własne życie – tłumaczy de la Chesnais.

Nie dziwi go, że i w Polsce grupą zawodową najczęściej odbierającą sobie życie są rolnicy. Podobnie – mówi – dzieje się w Ameryce, w Indiach i w Afryce. A to dlatego, że stanowią część społeczeństwa, która nie dostała się do grupy beneficjentów zmian.

Zdaniem tego rolnika i dziennikarza nie ulega wątpliwości, że polscy rolnicy są konkurencją dla francuskich, szczególnie jeśli chodzi o warzywa i owoce, np. jabłka, maliny czy jagody. "Ponadto, o ile mi wiadomo - dodaje - średnie polskie gospodarstwo jest mniejsze od francuskiego i ma niższe koszty własne" - dodaje de la Chesnais.

Jednak, jeśli chodzi o Wspólną Politykę Rolną UE, której Polacy potrzebują tak samo jak Francuzi, to nadzwyczaj ważne jest dostosowanie jej do rzeczywistych potrzeb rolnictwa i rolników. Należy odejść od systemu dopłat od hektara, gdyż faworyzuje tych, którzy mają najwięcej i potrzebują najmniej pomocy – postuluje rozmówca PAP.

Zdaniem de la Chesnais unijna polityka rolna nie przystaje do realnego świata. Odrzuciła wszystkie instrumenty regulacyjne, które pozwalały na realizację długoterminowych planów i dostosowanie się do natury. A rolnik musi patrzeć daleko do przodu, musi inwestować, angażować się – z naciskiem stwierdza de la Chesnais.

Władze krajowe dysponują bardzo małymi możliwościami wyrównywania wahań rynku, które uderzają w rolnika. Dlatego zmienić należy system pomocy europejskiej tak, by wynagradzał nie za hektary, ale za produkcję. Należałoby powrócić do polityki, która łagodzi nierówności, polityki bliskiej gospodarstwom, polegającej na dopłacaniu rolnikom w zależności od liczby zatrudnionych w gospodarstwie oraz wynagradzającej produkcję zdrowej żywności – uważa de la Chesnais.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)