Premier był pytany na briefingu w Tychach, czy wierzy, że uda się przeprowadzić wspólny tegoroczny marsz niepodległości tak, aby wzięli w nim udział także przedstawiciele opozycji.
"Przeprowadzenie takiego wspólnego marszu niepodległości bardzo leży mi na sercu. Apeluję raz jeszcze do wszystkich - zarówno do naszej opozycji, naszych drogich konkurentów politycznych, jak również do organizatorów tych marszów niepodległości z minionych lat, żebyśmy poszli razem, żeby nikt nie zbijał na nim kapitału politycznego" - powiedział premier.
Zadeklarował, że on sam pójdzie w tym marszu "gdzieś na szarym końcu, albo gdzieś w środku będzie ukryty". "Bo najbardziej zależy mi na tym, byśmy poszli razem w jednym marszu, to jest taki dzień (11 listopada), w którym powinniśmy pozbyć się jakichś niechęci wzajemnych i iść w hołdzie naszym przodkom" - powiedział.
Szef rządu podkreślił, że chce, by ten marsz był "wielkim marszem jedności naszego państwa, naszego narodu".
Zaznaczył, że biorąc pod uwagę obawy, iż na marszu pojawią się hasła i transparenty "których nikt by sobie nie życzył, o treści faszystowskiej czy antysemickiej", to proponuje, by na marszu można było nieść tylko flagi biało-czerwone, a w pierwszym szeregu w marszu szli kombatanci II wojny światowej, a ci z nich, którzy poruszają się na wózkach, byli prowadzeni przez harcerzy.