W 1989 r. nastąpiła w Polsce bezkrwawa rewolucja; płacimy jednak za to cenę, którą są choroby drążące nasze państwo; w SN wciąż orzekają sędziowie, którzy skazywali ludzi niepodległościowego podziemia - mówił prezydent Andrzej Duda podczas obchodów 38. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych.

Prezydent, który zabrał głos w kościele św. Brygidy po mszy św. odprawionej w piątek przez metropolitę gdańskiego abp. Sławoja Leszka Głódzia, podkreślił, że Solidarność, za którą modlili się uczestnicy uroczystości to nie tylko związek zawodowy, który był, jest i - ma nadzieję - będzie istniał, "bo jest potrzebny Polsce", ale również "solidarność w tym najszerszym tego słowa znaczeniu, w znaczeniu ludzi".

"Solidarność to wielka wspólnota. To właśnie dzięki tak pojmowanej Solidarności, która była gigantyczną wspólnotą, udało nam się odzyskać wolność" - podkreślił Duda. Jak zauważył, stało się to także "dzięki wszystkim tym, którzy wtedy mówili nie, dzięki wszystkim tym, którzy wtedy mieli odwagę i z czystym sercem, nie myśląc o własnych korzyściach, nie myśląc często także i o swoim bezpieczeństwie, ryzykując więzieniem, prześladowaniami, stali twardo, wierząc w to, że ziszczają się właśnie słowa Jana Pawła II wypowiedziane rok wcześniej w Warszawie: +Niech zstąpi duch twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziem".

Prezydent zwrócił uwagę, że Solidarność to kolejny w historii Polski przypadek, w którym "to, co wydarzyło się u nas, stało się udziałem i zbawieniem dla wielu innych". "Bo jakże inaczej potraktować wielkie zwycięstwo Solidarności, którego efektem było zburzenie muru berlińskiego, którego efektem był upadek żelaznej kurtyny - tak jak w 1920 r. w efekcie bohaterstwa polskich żołnierzy i genialnego planu marszałka Józefa Piłsudskiego i dowódców +czerwona zaraza+ nie zalała Europy" - argumentował.

Duda podkreślał, że tak, jak dzięki bohaterstwu polskich żołnierzy w 1920 roku i genialnemu planowi marszałka Józefa Piłsudskiego i dowódców wojskowych "czerwona zaraza nie zalała Europy", tak 60 lat później "dłonie polskich robotników zaczęły kruszyć +żelazną kurtynę+ i dzięki opiece Opatrzności, dzięki modlitwie kapelanów i dzięki takiemu oddaniu, jak oddanie ks. Jerzego Popiełuszki, zwyciężyliśmy”.

Prezydent przyznał, że obecnie trwają dyskusje i spory dotyczące przełomu 1989 roku. "Można się zgadzać z różnymi koncepcjami i teoriami, ale fakty są takie, że w Polsce nastąpiła bezkrwawa w zasadzie rewolucja" - powiedział Duda. "Nie strzelano do ludzi na ulicach tak, jak tutaj w Gdańsku, w Gdyni w 1970 roku. Nie ma dzisiaj dziesiątków, setek, czy tysięcy krzyży nad mogiłami młodych ludzi, którzy tak, jak ja wtedy, mieli po 17-18 lat i którzy być może byliby gotowi walczyć o wolną Polskę z bronią w ręku" - wskazywał prezydent.

Dodał, że płacimy za to jednak cenę. "Tą ceną są także choroby, które bez przerwy, choć w coraz mniejszym stopniu drążą nasze państwo od tamtego czasu. Bo jakże nie nazwać chorobą, że w Sądzie Najwyższym wciąż orzekają sędziowie, którzy skazywali ludzi niepodległościowego podziemia w czasie stanu wojennego?" - pytał Andrzej Duda.

Podkreślił, że prawda na ten temat "wychodzi na jaw" dopiero teraz, po 30 latach. Według niego w SN są ludzie, którzy uczestniczyli w "komunistycznym aparacie represji", będąc wówczas m.in. w Ministerstwie Sprawiedliwości, gdzie - jak mówił prezydent - "jedna z osób nadzorowała, czy prawodawstwo stanu wojennego jest we właściwy sposób wdrażane i składała z tego raporty do Komitetu Centralnego" PZPR. Wyraził też pogląd, że żaden z ówczesnych "zbrodniarzy w zasadzie nie odpowiedział za swoje czyny".

Prezydent zauważył też, że Polska po 1989 roku nie była "zdrową Polską". "To nie była zdrowa Polska, jeżeli polski parlament, niby po przełomie, wybiera komunistycznego dyktatora na pierwszego prezydenta III Rzeczpospolitej" - wskazywał. Jak zauważył, za wyborem gen. Wojciecha Jaruzelskiego głosowali wówczas także ludzie, którzy "byli zaangażowani w przywracanie nam wreszcie wolności". "Czy można więc mówić, że była to Polska w pełni wolna?" - pytał Duda. "Nie była" - ocenił. Przekonywał, że "ślady tych skażeń", które wtedy powstały, są do dziś w polskiej gospodarce czy wymiarze sprawiedliwości. "I muszą być konsekwentnie usuwane. I wierzę w to, że będą" - powiedział prezydent.

Za jedną z takich "skaz podszytych komunistycznym chichotem" uznał likwidację Stoczni Gdańsk. "Człowiek taki jak ja, pochodzący z drugiej strony Polski, wychowany na legendzie, na wielkim micie Solidarności przyjeżdża do Gdańska i w miejscu, gdzie jest ta świątynia, ta kolebka Solidarności widzi chaszcze i gruzy. Czy to nie jest także symbol tej zmieniającej się Polski, że nie każda zmiana, która tutaj następowała, była zdrowieniem, że niektóre były chorobą?" - pytał Duda.

Jak podkreślił, wszystkie te choroby trzeba dziś wreszcie wyleczyć. "I jeżeli ktoś dzisiaj pyta co to znaczy Polska, to ja powiem głośno: chcę, żeby Polska to była właśnie solidarność, niezłomnie, spokojnie krocząca w przyszłość, budująca sprawiedliwość, będąca razem i wspólnie" - zaznaczył.

Prezydent pytał też, "gdzie byli przeciwnicy obecnej władzy, protestujący, niby broniący konstytucji, wtedy, kiedy nie było żadnej pomocy dla rodziny i kiedy następowała coraz większa pauperyzacja i kiedy bezrobocie było ponad 10 procent?". "Gdzie oni wtedy byli? Gdzie byli, kiedy likwidowano stocznię gdańską? Wtedy uważali, że wszystko jest w porządku?" - dopytywał Duda.

"Gdzie byli, kiedy na +umowach śmieciowych+ budowano liberalną gospodarkę, odbierając ludziom chleb i spokojne życie w ten sposób. Gdzie byli? Byli częścią tak kształtowanego systemu" - powiedział Andrzej Duda. Wyraził pogląd, że taki system państwa nie odpowiada zapisanej w konstytucji deklaracji, że jego system gospodarczy ma być systemem społecznej gospodarki rynkowej.

Abp Głódź podkreślił w wygłoszonej homilii, że dziś polskie życie publiczne poddawane jest ciągle nowym "wstrząsom i turbulencjom". "A życie społeczne pragnie harmonii jak łania wody" - zauważył hierarcha. Jego zdaniem Polska doświadcza dziś "niespotykanej eksplozji i niechęci", a także "demonstracyjnego odwracania się od państwa polskiego, od jego instytucji, rozporządzeń i stanowionych praw". "Tego czynić nie wolno. Bo demokracja to bardzo szerokie słowo. Mówił o tym wczoraj (przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec) kard. Reinhard Marx - i wcale nie jest doskonałe i najdoskonalsze. I nie można szafować hasłami" - przestrzegał metropolita gdański.

Zauważył, że w Polsce "wielu ludzi jest zasmuconych anarchizacją życia publicznego". Abp Głódź przywołał słowa papieża Jana Pawła II, który mówił, że "głęboko rozszczepia się pień, choć korzenie wrastają w jeden grunt". "I mogę zaświadczyć, że +Solidarność+ na swej historycznej drodze - także dziś - nigdy nie działała tak, aby ten pień drzewa polskiego narodu się rozszczepiał, aby ludzie ojczyzny oddalali się od siebie i zaczynali mówić różnymi językami, których nie rozumieją i używać słów, które co innego znaczą, choć są wypowiadane w polskiej mowie" - ocenił arcybiskup.

Zaznaczył, że Solidarność prowadzi także dziś rozmowy z rządem w imieniu ludzi pracy. "Różna jest ich amplituda. O tym wiedzą ministrowie, pracownicy i prasa także - może nie każda - jak różna jest temperatura, zgodność racji, uznanie za wiele decyzji o charakterze socjalnym (...). I bywa, że ostry spór, trud negocjacji, jest chlebem powszednim dla Solidarności. I bywa tak, że stanowiska mogą się rozminąć, ale różnica poglądów - choćby ostatnio w kwestii problemu pracowników sfery budżetowej czy ustawy o solidarnościowym funduszu wsparcia osób niepełnosprawnych, czy krytyczne stanowisko +Solidarności+ wobec decyzji Senatu o odrzuceniu wniosku pana prezydenta o przeprowadzeniu referendum konsultacyjnego - ale przecież są to rozmowy partnerskie. I o to chodzi" - ocenił abp Głódź.

Zdaniem hierarchy, "starcia muszą być na racje". "Na zaprogramowaną negację nie może być miejsca. I błogosławcie, a nie złorzeczcie. Oby się stały dobrym przykładem wspólne działania ludzi pracy dla dobra ojczyzny, a przede wszystkim o dobro polskiej wspólnoty chodzi. O to prosimy dziś w naszych modlitwach" - zaapelował hierarcha.

W mszy św., która była jednym z ostatnich punktów piątkowych uroczystości z okazji 38. rocznicy Sierpnia 1980 roku, poza prezydentem udział wzięli też m.in. premier Mateusz Morawiecki, b. prezydent Lech Wałęsa i szef „S” Piotr Duda.

W czasie nabożeństwa poświęcono sztandar będący wierną kopią pierwszego sztandaru Solidarności, dokonano też poświęcenia kolejnego krzyża, który stanie się częścią bursztynowego ołtarza budowanego od wielu lat w kościele św. Brygidy. W trakcie mszy prezydent Duda podarował też świątyni ornat z symbolem orła, a premier - kielich mszalny. Nabożeństwu towarzyszyło złożenie kwiatów pod pomnikiem ks. prałata Henryka Jankowskiego, wieloletniego proboszcza parafii św. Brygidy i kapelana stoczniowej "S".

Przed mszą prezydent wraz z premierem złożyli kwiaty pod historyczną bramą prowadzącą niegdyś do gdańskiej stoczni. Morawiecki wziął też udział w uroczystym posiedzeniu Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ "Solidarność" oraz w prezentacji planu rozwoju przemysłu stoczniowego na gdańskiej Wyspie Ostrów, na której działalność prowadzi m.in. przejęta w lipcu br. przez Skarb Państwa Stocznia Gdańsk.