Wstępne porozumienie między USA a Meksykiem w sprawie zmian w umowie NAFTA to dobra wiadomość dla prezydenta USA.
Przełamanie pata w trwających od ponad roku negocjacjach należy zaliczyć na konto Trumpa, który umowę o wolnym handlu między USA, Kanadą i Meksykiem wielokrotnie nazywał katastrofą oraz obwiniał za wszelkie problemy amerykańskiego przemysłu.
Porozumienie, o którym mowa, dotyczy m.in. energetyki, branży IT oraz przemysłu motoryzacyjnego. Na razie uzgodnienia zapadły na linii Waszyngton – Mexico City. W ich sprawie musi się jeszcze wypowiedzieć Ottawa, chociaż Trump nie pozostawia złudzeń, że jeśli Kanadyjczykom nowe zapisy się nie spodobają, jest gotów dogadać się z Meksykanami na boku.
– Dotychczas nazywało się to NAFTA. My nazwiemy to umową o handlu między Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem. Pozbędziemy się nazwy NAFTA, bo budzi złe skojarzenia – mówił wczoraj Trump.
Za największy sukces Trump może uznać nowe zapisy dotyczące przemysłu motoryzacyjnego. Najważniejszy ma dotyczyć tego, jakie pojazdy będą się kwalifikowały do bezcłowego importu w obrębie strefy wolnego handlu, którą stworzyła NAFTA. Ponieważ auto to skomplikowana konstrukcja, prawo wymaga, aby producent określił, jaka część jego wartości powstała na terenie Ameryki Północnej. Dotychczas wystarczyło, jeśli 62,5 proc. wartości auta powstało na kontynencie; teraz to będzie 75 proc.
Do tego dochodzą inne zapisy, m.in. wymóg wykorzystywania w produkcji samochodów większej ilości lokalnych surowców (stali, aluminium) i produkowanych w Ameryce Północnej części samochodowych. Waszyngtonowi udało się także przeforsować pomysł, że 40–45 proc. każdego pojazdu musi powstać w fabryce, w której robotnicy otrzymują przynajmniej 16 dol. za godzinę pracy.
Wiadomość o porozumieniu bardzo dobrze przyjęła amerykańska giełda. Indeks Nasdaq, zrzeszający firmy nowoczesnych technologii, jak również S&P 500, grupujący największe firmy, pobiły rekordy. Dow Jones Industrial Average po raz pierwszy od lutego przekroczył poziom 26 tys. punktów.
Wstępne porozumienie to doskonała wiadomość dla prezydenta, który reformę polityki handlowej uczynił podstawą najpierw swojego programu wyborczego, a następnie – już po objęciu urzędu – polityki zagranicznej. Na celowniku amerykańskiego prezydenta znalazł się nie tylko Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu, ale też umowa o wolnym handlu między krajami położonymi nad Pacyfikiem, od negocjacji nad którą prezydent odstąpił jednostronnie tuż po zaprzysiężeniu (te zamiast Waszyngtonu dokończyło Tokio; jest w trakcie ratyfikacji przez poszczególnych sygnatariuszy). Trump zakończył również prace nad układem, jaki miał ułatwić wymianę handlową między USA a UE. Do tego przywrócił do używanego arsenału dyplomatycznego cła, które nałożył na Chiny, Europę oraz świat (jak w przypadku stali i aluminium).
Wielką niewiadomą jest postawa Kanadyjczyków. To właśnie Ottawa jest trudniejszym partnerem w trwających już od ponad roku negocjacjach, które wstępnie miały się zakończyć w grudniu minionego roku. Ambitny harmonogram rozmów był wielokrotnie przesuwany; wątpliwe wydaje się, czy nową umowę uda się podpisać, zanim złoży urząd obecny prezydent Meksyku Enrique Peña Nieto. Jego następca, który wygrał niedawne wybory i przejmie władzę w grudniu, Andrés Manuel López Obrador wielokrotnie sygnalizował, że na niektóre zapisy ma własny pomysł. Jeśli zaktualizowana umowa nie trafi na biurko Niety, możliwe, że Obrador opóźni całe przedsięwzięcie. A czasu nie jest dużo; żeby wyrobić się z różnymi, politycznymi terminami, strony musiałaby osiągnąć porozumienie jeszcze w tym tygodniu.
Jednocześnie Waszyngton prowadzi rozmowy z Pekinem w sprawie zwiększenia sprzedaży amerykańskich produktów do Państwa Środka. Chiny już raz zadeklarowały, że są gotowe kupować więcej towarów made in USA, ale różnica w wymianie towarowej między krajami jest tak duża, że Trump uznał to za pusty gest i zagroził, że obłoży cłami połowę chińskiego importu do Stanów (razem z nałożonymi już cłami byłyby to towary o wartości 250 mld dol.). Pod koniec lipca Trump i przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker ogłosili chwilowe zawieszenie broni w potyczkach handlowych między USA a UE.
Pozbędziemy się nazwy NAFTA, bo budzi złe skojarzenia