Krótki konflikt rosyjsko-gruziński z 2008 r. trwale przedefiniował wiele aspektów stosunków międzynarodowych.
Dokładnie dziesięć lat temu rosyjskie wojska uderzyły na Gruzinów, którzy po tygodniach granicznych prowokacji próbowali podporządkować sobie zbuntowaną w latach 90. Osetię Południową. Z późniejszych dni pamiętamy idącą naprzeciw wielu warunkom agresora inicjatywę pokojową prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego i progruzińską wyprawę jego polskiego odpowiednika Lecha Kaczyńskiego. Wojna w Gruzji trwała tylko pięć dni, ale jej skutki są widoczne do dziś. DGP wybrał jej pięć najważniejszych długofalowych efektów.

Koniec marzeń o NATO

Cztery miesiące przed wojną Amerykanom, Polakom i Rumunom nie udało się złamać oporu Francuzów i Niemców, przez co na szczycie NATO w Bukareszcie nie przyznano Gruzji i Ukrainie planu działań na rzecz członkostwa. Wtedy jeszcze wydawało się, że powrót do rozmowy jest tylko kwestią czasu; mówiono o jesieni 2008 r. Zwłaszcza że w deklaracji końcowej zapisano, że pewnego dnia oba wymienione kraje staną się członkami Sojuszu. Po 8 sierpnia 2008 r. na Zachodzie powszechnie uznano, że prezydent Micheil Saakaszwili dał się sprowokować Rosjanom, a sojusznik, który daje się prowokować, może być niebezpieczny.
Pół roku później prezydentem USA nie był już opowiadający się za rozszerzeniem NATO George W. Bush, lecz zwolennik ocieplenia relacji z Rosją Barack Obama. Perspektywa przyłączenia Gruzji i Ukrainy do Sojuszu tylko się oddaliła. Ukraińscy politycy są przekonani, że brak zaproszenia do akcesji to jeden z powodów późniejszej agresji Rosji – sprzecznego z prawem międzynarodowym odebrania Krymu i rozpętania wojny w Zagłębiu Donieckim. Sam Sojusz skupił się zaś wyłącznie na przyjmowaniu kolejnych państw Bałkanów Zachodnich. O przyjmowaniu Gruzji i Ukrainy nikt na razie nie myśli. A w przeddzień rocznicy wojny premier Dmitrij Miedwiediew ostrzegł na antenie rozgłośni Kommiersant FM, że wejście Gruzji do aliansu może „sprowokować straszny konflikt”.

Modernizacja rosyjskiej armii

Choć Rosjanie rozbili gruzińskie wojsko w pięć dni, nie uniknęli kompromitujących ich sytuacji. Podczas operacji szwankowała łączność; oficerowie często korzystali ze zwykłych telefonów komórkowych. Lotnictwo straciło aż osiem samolotów. Pojawiały się problemy z koordynacją działań między poszczególnymi związkami taktycznymi. Wojskowi eksperci uważnie przeanalizowali wnioski płynące z konfliktu o Osetię Południową. Już w październiku 2008 r. wiceminister obrony generał Władimir Popowkin zapowiedział na łamach gazety „Krasnaja zwiezda” kompleksową reformę armii.
Reforma – nie bez problemów, korupcji, skandali i oczywistych porażek – jest realizowana do dziś. W 2010 r. przyjęto dziesięcioletni program uzbrojenia, w ramach którego wskaźnik nowoczesnej broni miał wzrosnąć z 10 do 70 proc. To z tego programu finansowane są wszelkie nowinki, którymi Władimir Putin chwali się na konferencjach prasowych. Najszybciej modernizowane są jednostki stacjonujące w Zachodnim Okręgu Wojskowym, a więc graniczącym z europejskimi sąsiadami Rosji, w tym Polską.
Jednocześnie Rosjanie zmienili sposób dowodzenia. Odeszli od pamiętającego czasy sowieckie modelu wojsk lądowych opartego na strukturze dywizyjnej na rzecz struktury brygadowej, bardziej mobilnej i dającej wyższą zdolność bojową. Zmniejszono liczebność kadry oficerskiej. Już 1 stycznia 2012 r. w siłach zbrojnych służyło o 60 proc. mniej oficerów niż na zakończenie wojny w Gruzji. Najdrastyczniej zmniejszono liczbę pułkowników (o 80 proc.) i majorów (o 70 proc.). Wzrosła za to liczba posiadaczy najniższych stopni oficerskich. Nowe uzbrojenie i rozwiązania w zakresie dowodzenia były testowane w warunkach bojowych na Ukrainie w latach 2014–2015 i są nadal sprawdzane w Syrii.

Jednostronne akcje prawnomiędzynarodowe

Dwa tygodnie po zakończeniu wojny Moskwa niespodziewanie uznała niepodległość Abchazji i Osetii Południowej, dwóch gruzińskich prowincji, które od lat 90. miały status państw nieuznawanych. Rosjanie nieformalnie powoływali się wtedy na przypadek Kosowa, które jednostronnie ogłosiło niepodległość, a mimo to zostało uznane przez znaczną część państw Zachodu, w tym Polskę (dzisiaj jest ono uznawane przez 111 ze 193 członków ONZ). Kremlowi nie udało się powtórzyć tego sukcesu. Poza Rosją rządy w Cchinwali i Suchumi są uznawane przez Nauru, Nikaraguę, Wenezuelę i – od niedawna – Syrię.
Rosjanie nie przekonali nawet części własnych satelitów z Białorusią na czele. Z drugiej strony nie ponieśli konsekwencji za akt powszechnie uznany za naruszenie integralności terytorialnej Gruzji i złamanie zasady nienaruszalności granic. Kreml nabrał odwagi, by przeprowadzać jeszcze bardziej awanturnicze działania prawnomiędzynarodowe, czego kulminacją była aneksja Krymu w 2014 r. czy uznanie dokumentów wystawianych przez Doniecką i Ługańską Republiki Ludowe (choć bez uznania państwowości DRL i ŁRL).
Świat musi się dziś liczyć z możliwością uznania przez Rosję niepodległości innych quasi-państw. A na przykład abchaski po cichu powołują się też Ormianie, gdy mówią o Górskim Karabachu, własnym satelickim niby-państwie powstałym na terytorium, które z prawnomiędzynarodowego punktu widzenia należy do Azerbejdżanu. Skoro Moskwie wolno uznawać własnych separatystów, to dlaczego nie wolno Erywaniowi? – Azerbejdżan tego nie uzna. Faktycznie i tak żyjemy razem. Chciałbym zjednoczenia, bo co nam mogą zrobić? – tłumaczył DGP były premier Armenii Hrant Bagratjan.

Osetyjskie pośrednictwo

Uznanie państw, których nikt inny nie uznaje, przyniosło jeszcze jeden, dość niespodziewany skutek. Rosjanie po wybuchu konfliktu w Zagłębiu Donieckim zamienili Osetię Południową w pośrednika w transakcjach, w których nie mogą występować jako Federacja Rosyjska. Jak to działa? Osetia Południowa jest jedynym terytorium, które uznaje niepodległość DRL i ŁRL. Dzięki temu Osetyjczycy otwarcie handlują z donbaskimi separatystami, rejestrują przedstawicielstwa swoich firm w Doniecku czy Ługańsku i przeprowadzają operacje bankowe.
Jednocześnie jako państwo uznane przez Rosję mają dostęp do rosyjskiego systemu bankowego. W efekcie pieniądze zarobione przez separatystów na przykład na eksporcie antracytu – o którym piszemy w DGP od niemal roku – są legalizowane w rosyjskich bankach za pośrednictwem instytucji zarejestrowanych w Osetii Południowej. Przedstawiciel Kremla Władisław Surkow wprost opowiadał, że ten system powstał, by połączyć DRL i ŁRL ze światem. Co więcej, pojawiają się sugestie, że Osetia Południowa mogłaby poszerzyć zakres usług i zacząć reeksportować rosyjską broń do państw i quasi-państw, z którymi Rosji handlować nie wypada.

Szczepionka dla Gruzinów

Badania socjologiczne wskazują, że wojna z Rosją skutecznie zaimpregnowała gruzińskie społeczeństwo na pomysły budowania sojuszy z Kremlem. Według opublikowanego w lutym sondażu ośrodka CRRC stosunek popierających członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim do odrzucających taką koncepcję wynosi 41:20, zaś w przypadku Unii Europejskiej ten stosunek wynosi 45:14. Opcja eurazjatycka cieszy się poparciem 19 proc. ankietowanych wobec 38 proc., którzy takie rozwiązanie odrzucają. Reszta nie ma zdania bądź dostrzega zarówno plusy, jak i minusy tych rozwiązań.
Na pytanie o główne zagrożenie Gruzini dość jednoznacznie wymieniają Rosję (40 proc. odpowiedzi). Drugą co do popularności odpowiedź (Turcja) wymienia raptem co trzydziesty Gruzin. Zdaniem części politologów to właśnie dość jednoznaczne preferencje społeczeństwa sprawiły, że po zmianie władzy w 2012 r. nowa ekipa nie zmieniła orientacji geopolitycznej, kontynuując kurs na Unię i NATO. Chociaż obawy przed geopolitycznym zwrotem były powszechne, skoro za rządzącym od tamtej pory blokiem Gruzińskie Marzenie stoi jedyny miejscowy miliarder Bidzina Iwaniszwili, który zrobił majątek na interesach z Rosją.