Antyunijne treści rosyjskiej propagandy miały w sieci większe zasięgi niż agitacja oficjalnych komitetów nawołujących do brexitu.
Komisja brytyjskiego parlamentu nie ma wątpliwości, że Rosjanie ingerowali w kampanię referendalną w 2016 r. po stronie zwolenników brexitu. Takie wnioski płyną ze wstępnego raportu „Disinformation and »fake news«”, który został opublikowany przez Izbę Gmin.
Komisja, w której skład weszło po pięcioro laburzystów i torysów oraz poseł Szkockiej Partii Narodowej, zwróciła uwagę na postać biznesmena Arrona Banksa, który przez lata hojnie dotował działalność Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa. „Arron Banks jest jak dotąd osobą, która przekazała największą darowiznę na kampanię polityczną w historii Wielkiej Brytanii, wartą 8,4 mln funtów (40 mln zł – red.). Gdy w czerwcu 2018 r. go o to pytaliśmy, pan Banks nie potrafił udzielić jasnej odpowiedzi, skąd wziął środki na darowizny wspierające różne kampanie na rzecz wyjścia” – czytamy w raporcie.
Jednocześnie autorzy dotarli do informacji na temat e-maili wymienianych między Banksem i przedstawicielami rosyjskiej ambasady w Londynie, włącznie z ambasadorem Aleksandrem Jakowienką. Wiadomości miały dotyczyć „dyskusji na temat kupna złota i diamentów, przekazywania poufnych dokumentów i wymiany informacji na temat euroreferendum”. Rozmawiano o kupnie kopalń złota za pieniądze z kredytów od Sbierbanku, największego banku w Rosji. „Komisja Wyborcza powinna kontynuować postępowanie w sprawie darowizn Arrona Banksa, by ustalić, czy pieniądze nie pochodziły z zagranicy” – konkludują autorzy.
Komisja twierdzi też, że rosyjski wpływ na kampanię referendalną może być porównywalny z analogicznymi próbami badanych przez komisję Roberta Muellera w Stanach Zjednoczonych. Według badań agencji komunikacyjnej 89up, na które powołują się parlamentarzyści, rosyjskie media propagandowe – RT i Sputnik – między 1 stycznia a 23 czerwca 2016 r., a więc dniem plebiscytu, opublikowały 261 materiałów o wydźwięku antyunijnym, a zasięg ich antyunijnych tweetów był większy niż zasięg tweetów firmowanych przez komitety Vote Leave i Leave.EU. O brexicie tweetowało 156 tys. rosyjskich kont.
Autorzy podkreślają, że negatywne oddziaływania za pośrednictwem mediów społecznościowych nie kończą się na manipulowaniu debatą publiczną. Raport powołuje się na wnioski ONZ, oskarżające Facebook o odegranie negatywnej roli w rozpętaniu kampanii nienawiści wobec muzułmańskich Rohingjów w Mjanmie. Spośród 50 mln mieszkańców tego kraju 30 mln korzysta z Face booka. Z przyczyn technologicznych dla wielu z nich portal Marka Zuckerberga pozostaje jedynym źródłem informacji. Mimo to nie zrobił nic, by usuwać fałszywe konta nawołujące do przemocy wobec Rohingjów.
Tymczasem z mową nienawiści można walczyć. Od początku roku w Niemczech obowiązują przepisy, które nakazują firmom technologicznym usuwać tego typu treści w ciągu 24 godzin pod rygorem kar wartych 20 mln euro. I choć przepisy zwane NetzDG wywołały obawy przed przesadnym ograniczaniem wolności słowa, portal musiał się do nich dostosować. „W efekcie co szósty moderator Facebooka pracuje w Niemczech, co dowodzi w praktyce, że tego typu przepisy mogą być skuteczne” – piszą autorzy raportu.
Ich zdaniem zewnętrzne ingerencje w kampanie polityczne naruszają prawo obywateli do wolnego wyboru przedstawicieli. Parlamentarzyści wzywają do skoordynowania wysiłków świata zachodniego do walki z dezinformacją, w tym poprzez edukowanie obywateli, jak rozpoznawać tego typu treści. „A jeśli Kreml będzie próbował wpływać na kolejne wybory, rządy po obu stronach Atlantyku powinny sprawić, by wiele go to kosztowało, w tym rozważać sankcje, najlepiej skoordynowane między USA i Europą” – podsumowują autorzy.