Krakowski sąd negatywnie zaopiniował w piątek wniosek o ułaskawienie chirurga dziecięcego Jana S., skazanego prawomocnie na 2 lata i 8 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności za korupcję. Postanowienie to nie jest prawomocne.

Wniosek o ułaskawienie złożyli obrońcy skazanego lekarza. Powołali się w nim na pogarszający się stan zdrowia 72-letniego Jana S., stres wywołany skazaniem oraz bardzo dobrą opinię, jaką cieszy się zarówno w środowisku medycznym, jak i wśród sąsiadów. Przedstawiono także dokument z parafii, która potwierdziła, że lekarz angażuje się w organizację wielu wydarzeń na jej terenie, oraz informację, że jako wolontariusz od wiosny tego roku współpracuje z Caritas Archidiecezji Krakowskiej.

Obrońcy prośbę o ułaskawienie skierowali jednocześnie bezpośrednio do prezydenta RP, skąd trafiła ona do Prokuratury Krajowej, a następnie do krakowskiego sądu.

Wnioski te były rozpatrywane łącznie. W piątek sąd wydał negatywną opinię w sprawie ułaskawienia.

"Ułaskawienie jest instytucja nadzwyczajną i powinno być stosowane jedynie w wyjątkowych okolicznościach. Nie jest w żadnym razie kolejną instancją odwoławczą służącą do kwestionowania prawomocnego już wyroku" – mówił w uzasadnieniu s. Marek Żelechowski. Dodał, że powoływanie się we wniosku na dotychczasowe osiągnięcia w pracy zawodowej, niekaralność, dobrą opinię lekarza są bezprzedmiotowe, bo sąd uwzględnił już te argumenty przy wydawaniu wyroku i wymierzeniu kary.

Zdaniem sądu choć skazany cierpi – jak wynika z opinii biegłych - na pewne dolegliwości nie są one tego rodzaju, żeby nie mógł odbywać kary, tym bardziej, że w zakładzie karnym dostępna jest bezpłatna opieka medyczna, a powoływanie się na lęk przed koniecznością odbycia kary wskazuje, że nie należy przedłużać stanu zawieszenia i skazany powinien ją zacząć obywać jak najszybciej.

"Sąd nie może zaakceptować rozumowania, iż to na skutek orzeczenia skazującego pogorszył się stan zdrowia, bo trzeba by ułaskawiać każdego, kto zestresował się wyrokiem" – mówił s. Żelechowski. Podkreślił, że w przypadku Jana S. cele kary nie zostały osiągnięte, lekarz nie wyraził skruchy i nadal kwestionuje wyrok i jego surowość, a obecnie próbuje w ocenie sądu jedynie uniknąć odpowiedzialności za popełnione czyny i konieczności odbycia kary. "Ułaskawienie mogłoby utwierdzać skazanego w poczuciu bezkarności, jakie byłoby niezrozumiałe w odbiorze społecznym. Nie po to sąd orzekł karę po prawie czteroletnim procesie, aby w ogóle jej nie wykonywać" - podkreślono w uzasadnieniu decyzji.

W postanowieniu zauważono, że gdyby Jan S. przystąpił niezwłocznie do odbywania kary mógłby już starać się o warunkowe, przedterminowe zwolnienie. Według sądu należy docenić, że lekarz zaczął pracować jako wolontariusz w Caritasie, ale nie może to zrównoważyć wagi czynów, za które został on skazany.

Piątkowa decyzja nie jest prawomocna. Jeśli sąd w kolejnej instancji wyda opinię pozytywną, wniosek o ułaskawienie lekarza trafi do prezydenta, jeżeli opinia będzie negatywna - to postanowienie będzie prawomocne.

To już drugi wniosek o ułaskawienie Jana S. Poprzedni – złożony przez jego żonę i obrońców - został w kwietniu zeszłego roku odrzucony przez sąd. Obronie udało się odroczyć wykonanie kary. Zgodnie z decyzją sądu z maja, termin ten przesunięto na 14 sierpnia, ale postanowienie to nie jest prawomocne i ma być rozpatrywane w kolejnej instancji.

72-letni prof. Jan S. to były pracownik Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. W ciągu kilkudziesięciu lat pracy pełnił tam m.in. funkcję ordynatora oddziału chirurgii plastycznej, rekonstrukcyjnej i oparzeń.

Prokuratura oskarżyła go o to, że w ciągu 11 lat 27 razy przyjął pieniądze od rodziców pacjentów i uzyskał w ten sposób około 15 tys. zł. W marcu 2016 r. Sąd Rejonowy dla Krakowa-Podgórza uznał Jana S. winnym brania łapówek od rodzin pacjentów, w sumie kilkudziesięciu osób, i skazał nieprawomocnym wyrokiem na 4 lata bezwzględnego więzienia i 30 tys. zł grzywny. Nakazał także zwrot 15 tys. zł i nałożył pięcioletni zakaz pełnienia kierowniczych funkcji w służbie zdrowia.

Według obrońców, którzy złożyli apelację od wyroku, był to pierwszy przypadek w Polsce orzeczenia kary bezwzględnego więzienia dla lekarza za korupcję. Obrońcy argumentowali, że wyrok bezwzględnego więzienia w tej sprawie jest, ich zdaniem, rażąco surowy.

W październiku 2016 roku sąd odwoławczy obniżył karę do 2 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności. W uzasadnieniu wskazał m.in. na społeczną szkodliwość działań lekarza, powołując się na zeznania świadków, którzy jednoznacznie mówili o wymuszaniu przez niego łapówek. "Byli to ludzie niemajętni - ludzie ze wsi sprzedawali swój inwentarz, żeby mieć pieniądze i wręczyć je doktorowi. Inni pożyczali u rodziców, dziadków, w bankach, aby ich dziecko mogło być dobrze leczone" - mówił wówczas sędzia Tomasz Grebla.

Sąd odwoławczy przypomniał, że jeszcze przed procesem w pierwszej instancji oskarżony i adwokat wyrazili zgodę na dobrowolne poddanie się karze i uzgodnili z prokuratorem jej wymiar na 1,5 roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 2 lata. Zastrzegli jednak warunek możliwości dalszej pracy dla lekarza. Gdy profesor został zwolniony ze szpitala, cofnęli zgodę na dobrowolne poddanie się karze.