Polski Instytut Ekonomiczny powie i o pozytywnych, i o negatywnych aspektach zjawisk gospodarczych.
PIE ma zastąpić działający dziś Instytut Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur. By nadać nowej instytucji większą rangę, zdecydowano się powołać ją odrębną ustawą. W ostatni piątek uchwalił ją Sejm.
– Mamy dostarczać analiz i śledzić trendy w polityce gospodarczej w Polsce i na świecie, pokazując, co dzieje się w istotnych obszarach, jak inkluzywny wzrost gospodarczy, handel zagraniczny, nowe technologie czy nierówności dochodowe – wylicza Piotr Arak, zastępca dyrektora IBRKK. Prawdopodobnie będzie on też pełnił podobną funkcję w PIE.
Dla budżetu roczny koszt PIE to ok. 10 mln zł. Tyle dziś wynosi roczna dotacja do IBRKK. Ustawa nakłada limit wydatków z państwowej kasy na poziomie 15 mln zł. Przepisy wprost określają, kto będzie miał obowiązek dzielenia się z PIE danymi potrzebnymi mu do sporządzania analiz. To m.in. GUS, MF i inne organy władzy publicznej. Nie ma wśród nich NBP. W projekcie bank centralny miał również zostać objęty tym obowiązkiem. Zrezygnowano z tego po zastrzeżeniach Adama Glapińskiego, szefa NBP.
Politycy opozycji w trakcie prac nad ustawą powołującą instytut zarzucali rządowi, że za pieniądze z budżetu tworzy instytucję, która będzie pisała analizy na polityczne zlecenie. Podobne obawy mają też niektórzy ekonomiści.
– Jeśli to ma być podmiot podległy premierowi, a finansowanie ma pochodzić w większości z budżetu, to sceptycyzm wydaje się uzasadniony – ocenia Mateusz Sutowicz, ekonomista Banku Millennium. Według niego zadania PIE mógłby realizować NBP. Analityk dodaje, że nie da się prowadzić skutecznej polityki gospodarczej bez długoterminowego planowania. A tego nie da się robić bez analiz, więc powołanie tego typu instytucji to krok w dobrym kierunku.
– Jeśli ktoś poważnie myśli o zarządzaniu państwem, to musi mieć taką instytucję. Ważne, by nie było naginania faktów w analizach. To byłoby ze szkodą dla wszystkich, w tym dla zamawiających je instytucji rządowych – uważa Sutowicz.
Piotr Arak stara się rozwiać te obawy. Według niego PIE może stać się taką marką jak Ośrodek Studiów Wschodnich czy Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. Im nikt nie zarzuca działania pod polityczne dyktando. – Możemy się wzorować na PISM czy OSW, które dostarczają wiedzy w istotnych kwestiach dla toczącej się debaty publicznej – uważa Arak.
Podkreśla, że instytut będzie dostarczać obiektywnych danych, nie unikając informowania o pozytywnych, ale także negatywnych aspektach zjawisk gospodarczych. – Tak, by osoby podejmujące decyzję w sprawie strategii gospodarczej miały pełny obraz sytuacji – dodaje.
PIE to niejedyna instytucja analityczna, jaka ma działać w otoczeniu rządu. Będzie też Centrum Analiz Strategicznych. Ma ono dostarczać analiz i opiniować na bieżąco działania rządu. Będzie działało na bliskim rządowym zapleczu. PIE będzie rządową instytucją analityczną o bardziej eksperckim charakterze. Ma pełnić rolę think tanku skupionego na rozpoznawaniu gospodarczego otoczenia prowadzonej polityki w dłuższym okresie. ©℗