Donald Trump i Theresa May nie znaleźli wspólnego języka.
Długo wyczekiwana, rozpoczynająca się dziś po południu wizyta Donalda Trumpa w Wielkiej Brytanii przychodzi w bardzo trudnym momencie dla Theresy May, co raczej nie pomoże powrócić Londynowi i Waszyngtonowi do „specjalnych relacji” z przeszłości.
Po rezygnacjach szefa dyplomacji Borisa Johnsona i ministra ds. brexitu Davida Davisa nie było wiadomo nawet, czy brytyjska premier utrzyma się na stanowisku do czasu zaplanowanego na jutro spotkania z amerykańskim prezydentem. On sam też zresztą nie wzmacnia jej pozycji. Wprawdzie w drodze na szczyt NATO, z którego udaje się do Londynu, powiedział, że ma z May dobre relacje. Ale dodał, że to do Brytyjczyków należy decyzja, czy ona zostanie czy nie. W dodatku opowiadał, że zawsze bardzo lubił, uważanego za głównego kandydata do zastąpienia May, Johnsona, że jest on jego przyjacielem i ma nadzieję się z nim spotkać mimo wszystko.
Po objęciu władzy przez Trumpa w wyborach w 2017 r. przez chwilę wydawało się, że Wielka Brytania znowu może być najważniejszym sojusznikiem USA w Europie. Podczas gdy inni europejscy przywódcy dystansowali się od nowego lokatora Białego Domu, May była pierwszym zagranicznym politykiem, który złożył mu wizytę. Pojawiły się nawet odwołania do „specjalnych relacji” – terminu ukutego po II wojnie światowej przez Winstona Churchilla i nawiązującego do wspólnych korzeni kulturowych oraz bliskich stosunków politycznych, gospodarczych, wojskowych i społecznych między obydwoma państwami.
Te specjalne relacje miały nie tylko dobre – jak za czasów Ronalda Reagana i Margaret Thatcher czy George’a W. Busha i Tony’ego Blaira – ale i gorsze momenty. Dość szybko okazało się, że Trump i May takiej pary raczej nie stworzą, a amerykański prezydent lepiej rozumie się z przywódcą Francji Emmanuelem Macronem. Złożyło się na to kilka przyczyn – prezydencki dekret czasowo zakazujący wjazdu do USA obywatelom kilku państw muzułmańskich, zamieszczenie przez Trumpa na Twitterze antymuzułmańskiego nagrania wideo autorstwa skrajnie prawicowego ugrupowania Britain First (jedno i drugie przyjęto w Wielkiej Brytanii z ogromnym oburzeniem), ale także przeinaczająca fakty krytyka brytyjskiego systemu opieki zdrowotnej czy fakt, że podczas rozmów telefonicznych Trump ponoć notorycznie przerywa May.
Z czasem pojawiło się także coraz więcej rozbieżności dotyczących polityki międzynarodowej. – Te specjalne relacje uległy pewnemu osłabieniu. W niektórych kwestiach Wielkiej Brytanii bliżej jest do Unii Europejskiej, mimo że z niej wychodzi, niż do Stanów Zjednoczonych. Na przykład nie poparła Amerykanów w sprawie wypowiedzenia porozumienia nuklearnego z Iranem i trzyma się linii unijnej. Podnoszenie przez amerykańską administrację ceł też nie jest na rękę Wielkiej Brytanii, która chce po brexicie zbudować sobie odpowiednie relacje z USA – mówi DGP Tomasz Smura, ekspert od polityki zagranicznej USA w think tanku Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego.
Dodaje on, że potencjalnym punktem spornym między Londynem a Waszyngtonem może być stosunek do Rosji. Z Wielkiej Brytanii Trump udaje się do Helsinek, gdzie w przyszłym tygodniu spotka się z Władimirem Putinem, i od pewnego czasu pojawiają się doniesienia, że chciałby trochę poprawić relacje z Rosją. – Oczywiście nie wiemy, czym się zakończy spotkanie Trump–Putin, ale jeśli w dłuższej perspektywie relacje amerykańsko-rosyjskie uległyby ociepleniu, to wątpliwe jest, by w ślad za tym nastąpiło też ocieplenie brytyjsko-rosyjskie. Londyn ma bardzo napięte stosunki z Moskwą i nie chodzi tu tylko o otrucie Siergieja Skripala, ale też wcześniejsze zabójstwo Litwinienki czy działalność rosyjskich służb na Wyspach – wyjaśnia Tomasz Smura.
Z drugiej strony nie jest też tak, że drogi Waszyngtonu i Londynu kompletnie się rozchodzą. W kwestiach bezpieczeństwa, walki z terroryzmem czy wymiany informacji wywiadowczych Wielka Brytania nadal jest najpewniejszym sojusznikiem USA w Europie i to się nie zmieni. Zwłaszcza że spośród wszystkich europejskich członków NATO wydaje najwięcej na obronność, co dla Trumpa jest bardzo ważne. Ale należy wątpić, że jest to wystarczającym fundamentem do odbudowywania „specjalnych relacji”.