W wyniku majowego zgromadzenia Młodzieży Wszechpolskiej w Katowicach i towarzyszącej jej kontrmanifestacji powstało realne zagrożenie dla życia i zdrowia uczestników – ocenił w środę w sądzie policjant, dowodzący zabezpieczeniem zgromadzenia. Jak dodał, istniała groźba siłowej konfrontacji.

Chodzi o zorganizowany 6 maja br. przez Młodzież Wszechpolską Marsz Powstańców Śląskich, zakłócony przez grupę kontrmanifestantów, którzy blokowali trasę przemarszu. Doszło do przepychanek. Interweniowała wówczas policja, używając siły i zatrzymując niektórych uczestników zajść. Władze Katowic rozwiązały zgromadzenie narodowców. Natomiast organizatorzy marszu zaskarżyli tę decyzję do sądu.

Podczas środowej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Katowicach zeznawał m.in. prezydent Katowic Marcin Krupa, który po rozwiązaniu zgromadzenia poinformował o tym w portalu społecznościowym. W sądzie Krupa sprecyzował, że faktycznie decyzję o rozwiązaniu marszu podjął obecny na miejscu naczelnik wydziału zarządzania kryzysowego urzędu miasta. Natomiast prezydent zaakceptował ją w rozmowie telefonicznej, uznając za zasadną.

"Naczelnik przekazał mi informację o przebiegu zgromadzenia oraz o możliwym wystąpieniu sytuacji, które mogą zagrażać życiu i mieniu mieszkańców miasta, ale również uczestników tego zgromadzenia. Poinformował mnie, że podejmuje decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia, a ja tę decyzję zaakceptowałem" – powiedział prezydent Katowic, tłumacząc, że decyzję spowodowały "znamiona nadużyć", a jego późniejszy wpis na Facebooku służył poinformowaniu mieszkańców o podjętej w imieniu prezydenta miasta decyzji.

Krupa zaprzeczył, jakoby podczas zorganizowanej przez władze miasta konferencji prasowej przed marszem narodowców nawoływał do jego bojkotu. Jak mówił, konferencja wynikała z dużego zainteresowania mediów sprawą i służyła wytłumaczeniu sytuacji mieszkańcom miasta, aby – jak mówił – "uspokoić nastroje społeczne".

"Generalny przekaz dotyczył tego, że chcemy, aby w Katowicach było bezpiecznie. Moim podstawowym priorytetem jest bezpieczeństwo mieszkańców" – argumentował Krupa, przypominając, że podczas innej manifestacji w Katowicach, kilka miesięcy wcześniej, uczestnicy powiesili na szubienicach zdjęcia europosłów. "To zachowanie uważam za naganne" – mówił prezydent.

Podkreślił, że jest "przeciwny zachowaniom faszystowskim", zaznaczając jednak, że nie jest ekspertem, mogącym jednoznacznie stwierdzić, czy jakieś zachowania są niewłaściwe. Wcześniej Krupa deklarował, że "Katowice przeciwne faszyzmowi i nacjonalizmowi". "Te stwierdzenia wymagały z moich przemyśleń. W mojej ocenie Katowice są przeciwne faszyzmowi i nacjonalizmowi" – potwierdził w środa prezydent miasta, zapewniając, że nie ustalał wcześniej z pracownikami listy symboli, które mogą być uznane za faszystowskie. W czasie samego marszu prezydent był w domu z rodziną.

Zeznający podczas środowej rozprawy policjant, dowodzący zabezpieczeniem majowego zgromadzenia, ocenił, że wzięło w nim udział ok. 150 osób, natomiast kontrmanifestantów było ok. 200-300. Jeszcze przed rozpoczęciem marszu – jak zeznawał – widoczna była agresja słowna między uczestnikami a kontrmanifestantami. Policjanci, których na miejscu było początkowo około stu, usiłowali łagodzić nastroje.

Policja usiłowała rozdzielić obie grupy, okazało się to jednak nieskuteczne. Przeciwnicy narodowców nie chcieli się rozproszyć. Kładli się na jezdni, blokując przejście legalnego marszu Młodzieży Wszechpolskiej. Policjanci usuwali osoby blokujące ulicę i legitymowali je. Jednak na ich miejsce pojawiały się nowe. Narodowcy i ich przeciwnicy zbliżali się do siebie i – jak mówił policjant – "zaczęło robić się ciasno". Po obu stronach wzrastała agresja słowna, padały wyzwiska, a policjanci zaczęli informować dowódcę o przepychankach.

Na miejsce wezwano wszystkich dostępnych wówczas policjantów z Katowic – w sumie dodatkowo kilkadziesiąt osób. Jak zeznał policjant, na tym etapie zgromadzenia zatrzymano troje kontrmanifestantów, podejrzanych o naruszenie nietykalności cielesnej policjantów. Tłum napierał nadal. A dwie osoby potrzebowały pomocy medycznej, prawdopodobnie na skutek interwencji policji.

Mundurowi zaobserwowali, że część uczestników marszu ma zasłonięte twarze. To sugerowało, że mogą chcieć popełnić wykroczenia lub przestępstwa a i nie chcą być potem zidentyfikowani. Pojawiło się też podejrzenie wykorzystywania przez manifestantów symboli faszystowskich - krzyża celtyckiego oraz czarnego słońca (używali go naziści w czasie II wojny światowej), które miał na koszulce jeden z uczestników marszu.

Obecność tych symboli potwierdził inny zeznający w środę świadek – pełnomocnik komendanta wojewódzkiego śląskiej policji ds. ochrony praw człowieka - który zauważył również u jednego z uczestników napis "white boys", mający odniesienia rasistowskie. Potwierdził on, że dochodziło do przepychanek, a uczestnicy marszu m.in. obrażali policjantów. Ocenił, że rozwiązanie zgromadzenia zapobiegło konfrontacji.

Również w ocenie policjanta dowodzącego akcją zabezpieczenia zgromadzenia, "istniało realne zagrożenie życia i zdrowia uczestników". Dowódca wyraził przekonanie, że gdyby zgromadzenie nie zostało rozwiązane "doszłoby do konfrontacji siłowej między kontrmanifestującymi". Po obu stronach widać było narastanie negatywnych emocji.

"Od 23 lat pracuję w policji, od początku zajmuję się zabezpieczeniem zgromadzeń, a od czterech lat także kieruję takimi zabezpieczeniami. Pierwszy raz miałem styczność z taką agresją i powodem do rozwiązania zgromadzenia" – powiedział przed sądem dowódca akcji zabezpieczenia.

Ocenił, że po ogłoszeniu decyzji o rozwiązaniu zgromadzenia – na którą uczestnicy zareagowali wyzwiskami - nadal występowały "bardzo duże przejawy agresji", która się wzmagała. Uczestnicy marszu – już wtedy nielegalnego – przegrupowali się i nie reagowali na wezwania do rozejścia się. Jeden z mężczyzn, uczestniczący w marszu z agresywnym psem, zaczął skakać po fladze Unii Europejskiej. Gdy trzech policjantów chciało go wylegitymować, doszło do kolejnych przepychanek. Zatrzymano dalszych sześć osób, podejrzewanych o czynny udział w zbiegowisku. Policja użyła siły.

W trwającym procesie sąd zamierza jeszcze obejrzeć fragmenty nagrań z majowych wydarzeń. Środowa rozprawa to kolejna odsłona konfliktu między prezydentem Katowic Marcinem Krupą a środowiskiem narodowców. Samorządowiec nie zgodził się też na demonstrację Młodzieży Wszechpolskiej 20 maja. Decyzję motywował względami bezpieczeństwa oraz tym, że w tym samym czasie na Rynku w Katowicach odbywać się będą inne imprezy. Organizacja złożyła zażalenie na tę decyzję, a Sąd Okręgowy w Katowicach ją uchylił wskazując, że wolność zgromadzeń jest prawem konstytucyjnym. Manifestacja odbyła się bez incydentów.

W listopadzie ub. roku głośno było w kraju i za granicą o zorganizowanej w Katowicach przez środowiska narodowe demonstracji, podczas której powieszono na szubienicach wizerunki eurodeputowanych PO, głosujących wcześniej za rezolucją Parlamentu Europejskiego ws. praworządności w Polsce. Przy pomniku Wojciecha Korfantego pod hasłem "Stop współczesnej Targowicy" zgromadziło się wówczas kilkudziesięciu przedstawicieli środowisk narodowych. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach.

Organizatorzy Marszu Powstańców Śląskich odżegnują się od propagowania treści faszystowskich, utożsamiając się jedynie z ideologią narodową.