Mieczysław O. chciał zastawić hipotekę, żeby wyjść na wolność. Mimo to były dyrektor IMGW zostaje za kratkami do marca przyszłego roku. Sąd uznał, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że dopuścił się zarzucanych mu przestępstw korupcyjnych i po opuszczeniu aresztu mógłby uciec za granicę.

W lipcu miną dwa lata, od kiedy Mieczysław O. został tymczasowo aresztowany. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, jeżeli podejrzany ma być izolowany dłużej, musi wyrazić na to zgodę Sąd Apelacyjny. Obrona byłego dyrektora Instytutu Metorologii i Gospodarki Wodnej wnioskowała, by wypuścić 64-latka zza krat za poręczeniem majątkowym.

„Najbliżsi Mieczysława O. są przygotowani na kwotę 100 tysięcy złotych. Jeżeli miałoby to być więcej, wówczas poręczenie mogłoby być stosowane w formie hipoteki na nieruchomościach. Proponuję także dozór policji, może być pięć razy w tygodniu, zakaz kontaktu z uczestnikami tego postępowania, zakaz opuszczania kraju i zatrzymanie paszportu” – wyliczał mec. Lech Kaniszewski.

Prosił o to także sam oskarżony, który ze łzami w oczach oświadczył sądowi, że chciałby wrócić do żony i córki.

Prokurator oponował, że O. będzie wpływał na świadków, fałszował dokumenty świadczące przeciwko niemu, albo je niszczył.

„Przyjął 900 tysięcy w łapówkach, gdzieś te pieniądze musi posiadać. Nie udało się ich zabezpieczyć, prawdopodobnie są na zagranicznych kontach. Mógłby uciec” – mówił prok. Przemysław Ścibisz i wnioskował o przedłużenie aresztu na pół roku.

Sędzia Izabela Magdziarz zdecydowała wystąpić do Sądu Apelacyjnego z wnioskiem o areszt dla Mieczysława O. do 15 marca 2019 roku.

W tym czasie zaplanowanych jest prawie trzydzieści rozpraw i przesłuchanie około setki świadków.

Decyzję o przedłużeniu aresztu poprzedziło dalsze przesłuchanie Mieczysława O. Były dyrektor IMGW zeznawał przez ponad cztery godziny w środę, i dwie podczas czwartkowej rozprawy. Odpierał każdy, z 94 zarzutów, jakie postawił mu prokurator.

Według śledczych O. przez lata pobierał od pracowników na stanowiskach kierowniczych „procent” od wynagrodzenia i premii. Miał się na tym dorobić około 900 tysięcy złotych. Oskarżony zaprzecza tłumacząc, że ze musiałby być „kompletnym idiotą”, żeby przyjmować łapówki. „Nie wiem jak mam się bronić, skoro nie ma żadnych dowodów na to, ze mi te pieniądze dawali” - powiedział.

Dyrektor uważa, że za jego czasów IMGW miał się lepiej, niż wcześniej. Zwalczał „familijne klany” i sprzeciwiał się wszelkim formom łapówkarstwa. Twierdzi, że nie przyjmował od pracowników żadnych prezentów.

Jednak prokuratura zarzuca mu fikcyjne zatrudnianie ludzi, którzy nie pracując pobierali wypłaty oraz zatrudnianie młodych mężczyzn, którzy za pracę mieli się odwdzięczać seksem.

Mieczysław O. odpowiada przed sądem także złe wydatkowanie funduszy IMGW. Według wyliczeń oskarżyciela szkoda mogła wynosić nawet 2 miliony złotych. Oskarżonyzaprzeczył, by kupował alkohol i prezenty dla kierowników, żeby budować pozycję społeczną. „Przez lata było kilkadziesiąt kontroli i żadna nie zakwestionowała tych zakupów” - tłumaczył.

Śledztwo w sprawie korupcji w IMGW trwało prawie dwa lata. Zostało wszczęte po serii anonimowych donosów. W procesie, który rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Warszawie oskarżone są trzy osoby. Pozostałe 18 osób, które miały zarzuty opłacania dyrektora, przyznało się do winy i poddało karze bez procesu. Jedną z tych osób jest Łukasz L., były zastępca Mieczysława O. i główny świadek w tej sprawie. Mężczyzn przed laty miał łączyć romans. Były dyrektor jest przekonany, że L. złożył obciążające go zeznania by dostać łagodniejszą karę.