Zaprezentowany w pierwszej połowie lipca dokument będzie zwrotem w dotychczasowej strategii Theresy May.
Brytyjska premier jest coraz bardziej przekonana, że preferowany początkowo przez nią twardy brexit jest niemożliwy do przeforsowania i jeśli nie chce chaotycznego wyjścia z Unii Europejskiej bez umowy, musi się zgodzić na jego bardzo złagodzoną wersję. Jednak ta zmiana frontu jeszcze nie będzie miała miejsca na rozpoczynającym się dziś szczycie UE.
Strona unijna od dawna narzeka, że Londyn od początku negocjacji nie określił precyzyjnie, jak wyobraża sobie wzajemne stosunki po 29 marca przyszłego roku, gdy Wielka Brytania formalnie przestanie być państwem członkowskim. Kluczowe wydają się relacje po 31 grudnia 2020 r., gdy zakończy się okres przejściowy, w którym – pod warunkiem że porozumienie zostanie zawarte – de facto nic się nie zmieni. May przez długi czas powtarzała, że „brexit znaczy brexit”, czyli wyjście z UE musi się łączyć z opuszczeniem jednolitego unijnego rynku i unii celnej, ale jej pozycja jest zbyt słaba, aby to przeforsować, a rząd zbyt podzielony, by uzgodnić wspólne stanowisko. Ten przedłużający się pat grozi tym, że Wielka Brytania wyjdzie bez umowy, bo niedługo może zabraknąć czasu na rozmowy.
Jednak wygląda na to, że Wyspiarzom udało się uzgodnić jakiś wspólny punkt. W drugim tygodniu lipca brytyjski rząd ma przedstawić dokument – „Brexit White Paper” – precyzujący jego pozycję negocjacyjną.
– To ważne, że rząd brytyjski, który jest bardzo podzielony, zdołał skonsolidować się i zdefiniować swoją pozycję negocjacyjną. W efekcie 9 lipca ma być ogłoszony White Paper – spójny dokument dotyczący wizji przyszłych relacji brytyjsko-unijnych. Ale to nie jest jeszcze przełom negocjacyjny, lecz punkt wyjścia do rozmów. Trzeba będzie to jeszcze negocjować z zapleczem parlamentarnym, a także z Unią Europejską, a czasu na rozmowy jest coraz mniej – mówi w rozmowie z DGP dr Przemysław Biskup, analityk ds. brexitu w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Według spekulacji ten dokument będzie oznaczał zwrot w kierunku miękkiego brexitu, czyli co najmniej pozostania w unii celnej lub w jakiejś formule zbliżonej do tych relacji, jakie z Unią ma Norwegia. Wskazuje na to fakt, że May odwołała zaplanowane na przyszły czwartek – czyli ten poprzedzający publikację dokumentu – spotkanie ministrów bezpośrednio związanych z brexitem, a odbędzie się tylko posiedzenie rządu w pełnym składzie dzień później. To istotna różnica, bo w tym 11-osobowym wewnętrznym gabinecie jest równowaga pomiędzy zwolennikami twardego i miękkiego brexitu, podczas gdy w całym 30-osobowym rządzie ci pierwsi są w wyraźnej mniejszości. Omawianie go w takim otoczeniu jest sygnałem, że May będzie szukała wsparcia dla swojej pozycji.
Przejście na pozycję miękkiego brexitu jest tak naprawdę jedynym wyjściem dla May, bo nie ma w parlamencie wystarczającej większości do tego, by przeforsować inny wariant. Nie oznacza to jeszcze jednak, że na pewno uda się uniknąć scenariusza wyjścia bez umowy. – Realny przełom w negocjacjach może nastąpić dopiero późną jesienią. Ten White Paper będzie bardzo obszernym dokumentem i trzeba się będzie z nim na spokojnie zapoznać. Jeśli negocjacje mają się zakończyć jakimś pozytywnym rezultatem, to obie strony muszą przedtem ochłonąć i na spokojnie zastanowić się, co jest ich strategicznym interesem. Bo scenariusz bez porozumienia jest jak najbardziej realny. Jest on ciągle mniej prawdopodobny, ale nie mówimy już o możliwości tylko teoretycznej, ale jak najbardziej realnej – ocenia dr Biskup.
Kluczową sprawą jest to, czy Unia Europejska zdecyduje się na jakieś ustępstwa wobec Wielkiej Brytanii, do czego do tej pory nie była skłonna. Brak tego może spowodować, że wyjście bez umowy – mimo wszystkich związanych z tym kosztów – będzie przez Londyn brane pod uwagę. – Ustępstwa prędzej czy później muszą być obustronne. Do tej pory głównie Brytyjczycy ustępowali, i jak się wydaje, po ich stronie kończy się cierpliwość. Unia Europejska musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ciągnąć ten skrajny scenariusz mogący się zakończyć wyjściem bez porozumienia, co też będzie dla niej kosztowne, czy dogadać się z kimś po stronie brytyjskiej. A jedyną możliwością jest rząd Theresy May, bo wszystkie inne opcje są tylko gorsze. To z kolei wymaga, by ona też mogła się pochwalić jakimiś sukcesami negocjacyjnymi – uważa Przemysław Biskup.