Do inicjatywy tworzenia osobnego budżetu strefy euro podchodzimy bardzo sceptycznie. Polska byłaby natomiast gotowa płacić do wspólnej kasy większe środki, by stworzyć dodatkowe mechanizmy stabilizujące gospodarkę, pod warunkiem, że korzystałyby z nich wszystkie państwa UE, a nie tylko strefa euro – zadeklarowała w wywiadzie dla PAP minister finansów, prof. Teresa Czerwińska. Jak przekonuje, wszystkie państwa powinny być chronione przed szokami, a nie tylko euroland.

Minister finansów brała w czwartek i piątek w Luksemburgu udział w spotkaniach eurogrupy poszerzonej do formatu 27 krajów oraz posiedzeniu szefów resortów finansów krajów unijnych. Tematem był m.in. budżet dla strefy euro, co do którego zgodzili się w tym tygodniu przywódcy Francji i Niemiec.

PAP: Jakie Polska podczas rozmów z ministrami zajmuje stanowisko w sprawie budżetu strefy euro?

Teresa Czerwińska: Do osobnego budżetu dla strefy euro podchodzimy bardzo sceptycznie. Dostrzegamy natomiast pewną potrzebę skierowania środków na łagodzenie szoków asymetrycznych, żeby utrzymać stabilność makroekonomiczną państw. Pomysł, żeby była pewna pula środków na stabilizujące działania wydaje się potrzebny. Ale jeśli mówimy o szokach asymetrycznych, potrzebie stabilizacji makroekonomicznej, to mówimy o potrzebie nie tylko krajów strefy euro, ale również innych państw UE. Nie widzimy powodu, dla którego inne kraje miałyby być z tej możliwości wyłączone, gdyby chciały uczestniczyć w takim mechanizmie w wyniku własnych decyzji. Nie widzimy powodu, by osobny zupełnie budżet skierowany został do wąskiej grupy krajów.

PAP: Czyli fundusz na czarną godzinę dla całej 28 lub 27?

T.Cz.: Tak. Powinien on jednak być wspólny, umacniać konwergencję, wspólnotę, a nie dzielić państwa na non-euro i euro. Zastanawiamy się, w jaki sposób ten fundusz miałby być finansowany. Na razie padły propozycje, by zasilały go podatek od transakcji finansowych (FTT) i podatek cyfrowy. To niepokojące, bo naszym zdaniem powinny one zasilać wspólny budżet całej UE i w ten sposób pomóc w uzupełnieniu luki, która powstanie w budżecie UE po wyjściu Wielkiej Brytanii.

PAP: Na razie państwa strefy euro nawet ogólnie nie mają porozumienia w tej sprawie, ale czy jest możliwość, że strefa euro dałaby się przekonać, żeby rozszerzyć ten instrument na całą UE?

T.Cz.: Rzeczywiście w czwartek nie było jednomyślności. Było to potraktowane jako koncepcja, która została położona na stole. Wszystkie kraje, ale też Niemcy, jak i Francja podkreślały, że potrzebna jest dyskusja, która zapewne potrwa. Wśród krajów strefy euro są silne głosy, które poddają w wątpliwość ten pomysł. Choćby, by budżet strefy euro finansował innowacje czy kapitał ludzki, bo przecież to zadania, które już dziś finansowane są z budżetu ogólnego UE. Pytanie, gdzie wówczas miałaby być granica, jeśli chodzi o cele pomiędzy budżetem wspólnym, a tym dla strefy euro. W mojej ocenie nie możemy dopuścić do takiego podziału. Jesteśmy wspólnie w UE, musimy wzmacniać konwergencję i konkurencyjność gospodarki całej UE. Jeśli patrzmy na UE jako na całość, to stopień konwergencji między krajami jest bardzo różny. W związku z tym, jeśli wprowadzimy taki budżet – nawet gdyby był on niewielki, ale skierowany tylko dla państw strefy euro – to zacznie to prowadzić do podziałów. A my musimy wzmacniać spójność Europy i stabilność makroekonomiczną.

PAP. Jak sama pani wspomniała są już pomysły, żeby podatek od transakcji finansowych, czy podatek cyfrowy zasilały budżet dla strefy euro. Czy jest zagrożenie, że taki budżet dla „19” uszczupliłby budżet ogólny UE?

T.Cz.: Byłam zdziwiona propozycją konkretnych źródeł podatkowych, które miałyby zasilić budżet strefy euro. To przekierowałoby środki, które mogłyby wpłynąć do wspólnego budżetu UE. Dlatego z mojej strony absolutnie kluczowe jest, by z jakiegokolwiek nowego instrumentu finansowego mogły korzystać wszystkie kraje. Wszyscy powinni móc partycypować w tym budżecie zarówno od strony składkowej, jak i od strony wypłat.

PAP: Czyli Polska deklaruje, że jest w stanie wyłożyć więcej pieniędzy do – ogólnie ujmując – wspólnej kasy, by korzystać z takiego nowego narzędzia?

T.Cz.: Gdyby takie rozwiązanie się pojawiło, byłoby sensownie skonstruowane i dobrowolne, to jest to oczywiście możliwe, jak najbardziej. My jesteśmy za wzmacnianiem Unii, a nie za podziałem. Natomiast gdyby taki budżet został ograniczony tylko do strefy euro, to pogłębiłby dysproporcje.

PAP: A może Polska powinna wejść do strefy euro?

T.Cz.: Przyjęcie wspólnej waluty to krok, który powinien być poprzedzony bardzo szczegółową i uczciwą analizą kosztów i korzyści. Powinniśmy przyjąć wspólną walutę wtedy, gdy będzie to najbardziej korzystne dla Polski. Jeśli spojrzymy na doświadczenia krajów przyjmujących euro, to płynie stąd wiele spostrzeżeń. Nie wszystkie państwa skorzystały na przyjęciu wspólnej waluty, jeśli ten moment w ich rozwoju gospodarczym nie był dobrze dobrany.

PAP: Jaki powinien być ten moment?

T.Cz.: Powinniśmy przede wszystkim brać pod uwagę nasz stopień konwergencji i rozwoju gospodarczego. W mojej ocenie nie jesteśmy jeszcze na tym poziomie konwergencji realnej, bo kryteria nominalne nie powinny decydować o tym, aby wspólną walutę dziś przyjąć. To nie jest zresztą tylko moja opinia. Można sięgnąć choćby do opinii noblisty Josepha Stiglitza, który też mówi o zagrożeniach z przyjęcia wspólnej waluty. To jest uczciwe postawienie sprawy: rozważamy koszty i korzyści, i jeśli stopień konwergencji realnej jest jeszcze zbyt niski, stopień rozwoju gospodarczego, głównie strukturalnego jest jeszcze nie tak dojrzały, jaki powinien być, to powinniśmy korzystać z siły waluty narodowej. Dziś widzimy, że możliwość kreowania polityki monetarnej przez NBP daje nam istotną przewagę: reakcji na szoki wewnętrze, kreowania polityki pieniężnej. To są istotne instrumenty, których nie chcielibyśmy się pozbywać, nie mając jednocześnie bardzo wysokiego stopnia konwergencji.

PAP: To kwestia dekady, by dogonić euroland?

T.Cz.: Jest też pytanie o gotowość strefy euro. To nie jest ziemia obiecana. Ona cały czas się zmienia, przeżywa swoje kłopoty, ma swój cykl rozwojowy. Dlatego trzeba zgrać dwa elementy – to co się dzieje w strefie euro i w Polsce, aby nasz kraj nie stał się takim amortyzatorem szoków dla strefy euro. Czy to jest perspektywa 10 lat? Nie odpowiem dziś na to pytanie, bo nie ma mądrych, żeby powiedzieć dziś, co będzie się działo we Włoszech, czy Grecji. Moim zadaniem jest dbanie o stabilność finansów publicznych, by Polska była bezpieczna.

PAP: W jaki sposób uszczuplony dla Polski o niemal 20 mld euro budżet na politykę spójności na lata 2021-2027 może przełożyć się na poziom inwestycji w kraju? Polska gospodarka to odczuje?

T.Cz.: To jest propozycja wyjściowa KE, a teraz państwa członkowskie będą decydowały. Absolutnie nie zgadzamy się na tak drastyczną redukcję budżetu z wielu względów. Oczywiście Polska w ostatnim czasie bardzo szybko się rozwijała. Tempo wzrostu dwukrotnie przewyższało średnią unijną. Natomiast cały czas mamy wiele regionów, które są zdecydowanie poniżej średniego poziomu rozwoju w UE. W związku z tym uważamy, że na pewno ta propozycja nie stanowi sprawiedliwego, uczciwego podziału środków z budżetu UE. Choć mimo to pamiętajmy, że Polska na pewno pozostanie największym beneficjentem środków na spójność.

Jeśli chodzi o inwestycje, to bardzo intensywnie pracujemy nad tym, by pobudzić tempo inwestycji nie tylko publicznych, ale też prywatnych. Intensywnie działamy, by przynajmniej po części nowe źródła finansowania, np. z Polskiego Funduszu Rozwoju, czy Banku Gospodarstwa Krajowego, na zasadach komercyjnych pobudziły inwestycje w Polsce. W jakimś tam stopniu wejdą one w przestrzeń, gdzie funkcjonują teraz środki unijne.

PAP: Gdy kończyła się poprzednia perspektywa i rozpoczynała kolejna było widać spowolnienie w inwestycjach. Czy jeśli budżet zostanie przyjęty w takim kształcie, jak zaproponowała KE, spodziewamy się schłodzenia gospodarki?

T.Cz. Cały czas zakładam, że przyszły unijny budżet nie będzie wyglądał tak, jak ta wyjściowa propozycja KE. Nasze stanowisko jest bardzo czytelne. Jednocześnie intensyfikujemy własne działania, by skierować dodatkowe środki na pobudzanie inwestycji. Środki unijne to nie jest jedyne źródło finansowania inwestycji w Polsce, nigdy tak nie było. Z dużym powodzeniem je wykorzystujemy, ale pobudzamy też wewnętrze zasoby kapitału.