Futbol to radosne szaleństwo i skrajne emocje: duma, ekstaza, histeria i łzy. To też, niestety, starcia kibiców. Czasami dochodzi do konfrontacji zabarwionych polityką. Tak stało się ostatnio na francuskiej Korsyce.
18 maja, dwa dni przed tym, jak w Polsce doszło do burd podczas meczu Lecha Poznań z Legią Warszawa, ok. 150 kibiców drugoligowego korsykańskiego AC Ajaccio zaatakowało przed spotkaniem autobus wiozący piłkarzy Le Havre. Auto obrzucono kamieniami, zaś przyjezdnych piłkarzy zwyzywano od brudasów, Arabów i zbieraczy bawełny. Mecz, który miał wyłonić zespół walczący dalej o awans do ekstraklasy (Ligue 1), został z powodu awantury odwołany (odbył się dwa dni później).
Choć zdarzenie było szokujące, to jednak, co smutne, typowe dla kibolskich przepychanek. I pewnie zakończyłoby się zwyczajnie – finansową karą dla AC Ajaccio (i być może meczem rozegranym przy pustych trybunach) – gdyby nie polityka. Korsykańscy politycy, zwolennicy większej autonomii wyspy, oskarżyli władze Francji o spisek: klub – według nich – ma zostać ukarany nie dlatego, że jego kibice dopuścili się ataku, lecz z powodu tego, że jest korsykański.
Na to dictum dłużna nie pozostała reszta kraju. Francuzi z kontynentu, którzy tradycyjnie uważają Korsykanów za nacjonalistów oraz szowinistów, ponowili oskarżenia. A to jedne z najpoważniejszych obelg nad Sekwaną, bo nacjonalizm i szowinizm są sprzeczne z duchem Republiki i wartościami, na których została ona zbudowana: równości i braterstwa. O wolności nie wspominając, bo choć o nią właśnie Korsykanom chodzi, to rozumieją ją inaczej niż reszta kraju.

Ta feralna piłka

Korsyka chce od Paryża większej autonomii od dawna, ale sytuacja diametralnie zmieniła się po wyborach w grudniu 2017 r., kiedy władza na wyspie przeszła w ręce nacjonalistów. Rządzącej w koalicji Pè a Corsica (Za Korsykę) dotychczasowy zakres samodzielności nie wystarcza i – podobnie jak Katalończycy w Hiszpanii oraz separatyści włoscy – domaga się większego wpływu na legislację, gospodarkę i politykę, w tym prawa do decydowania o polityce migracyjnej oraz zwolnień z niektórych ogólnokrajowych podatków.
Po incydencie z 18 maja głos zabrał premier Édouard Philippe, który do 2017 r. był merem Hawru, wzywając do szacunku wobec piłkarzy, niezależnie od ich pochodzenia. Apelem do zachowania spokoju nie przejął się zbytnio szef klubu AC Ajaccio Léon Luciani, który zapowiedział złożenie skargi do sądu – oskarża swojego odpowiednika z zespołu Le Havre, Vincenta Volpe’a, o przemoc fizyczną. Temu Volpe zaprzecza, tłumacząc, że to jego obrzucono rasistowskimi wyzwiskami. „Nie puścimy tego płazem” – takie zdanie pojawiło się w odpowiedzi w oficjalnym komunikacie prasowym AC Ajaccio. Z kolei kibice obu drużyn domagają się od strony przeciwnej przeprosin pod adresem swoich piłkarzy, deputowana z Hawru Agnès Firmin Bodo potępiła nacjonalizm Korsykanów, tradycyjne media zaś ubolewają nad falą rasizmu, która rozlewa się po stadionach. W mediach społecznościowych ruszyła akcja #FierDEtreUnFrancaisDeMerde (#Być dumnym z bycia g…m Francuzem), którą zainicjował klub Le Havre, umieszczając przy tym hahsztagu wizerunek czarnoskórego piłkarza.
Nie ulega wątpliwości, że politycy z Korsyki, jak prezydent Rady Wykonawczej Gilles Simeoni i szef wyspiarskiego parlamentu Jean-Guy Talamoni, oskarżając Paryż o nienawiść do Korsyki i jej mieszkańców, próbują zbić dodatkowy kapitał polityczny. Jean-Félix Acquaviva, lokalny deputowany, podkreśla, że nie pozwoli na ukaranie AC Ajaccio, które ostatecznie wygrało mecz z Le Havre w rzutach karnych. Ale francuscy działacze sportowi podkreślają, że zespół z Normandii grał w wyjątkowo trudnych warunkach. Obrzucani obelgami piłkarze byli pod ogromną presją, a Korsykanie nie zapewnili widowisku bezpiecznej oprawy na stadionie. I tak mecz barażowy o prawo do gry w pierwszej lidze stał się nagle sprawą o znaczeniu ogólnonarodowym.
Emocje sięgają zenitu, niemal jak w 1969 r., kiedy to piłkarskie reprezentacje Salwadoru i Hondurasu spotkały się w eliminacjach do mistrzostw świata w Meksyku. Pierwszy mecz zakończył się porażką Salwadoru, a spotkanie rewanżowe przyniosło klęskę reprezentacji Hondurasu. Ponieważ już wcześniej oba państwa pałały do siebie nienawiścią, wynik sportowej rywalizacji stał się iskrą, która sprowokowała wybuch konfliktu. Po przegranym meczu radio honduraskie zaapelowało o wypędzenie z kraju Salwadorczyków, po kilku dniach armia Salwadoru zaatakowała sąsiada. W tzw. wojnie 100 godzin zginęło – według różnych źródeł – od 1,9 tys. do 3 tys. osób.

Korsyka chce wolności

Korsykański separatyzm również ma na swoim sumieniu śmiertelne ofiary. Przez 40 lat na wyspie dochodziło do ataków terrorystycznych organizowanych przez Front Narodowego Wyzwolenia Korsyki (FLNC), w których zginęło ponad 40 osób.
W 2000 r. premier Francji Lionel Jospin zgodził się na zwiększenie autonomii Korsyki w zamian za zaniechanie przemocy. Sprzeciwiała się temu gaullistowska opozycja w Zgromadzeniu Narodowym. Już wtedy obawiano się, że za Korsyką pójdą inne regiony kraju: Bretania, Prowansja czy Alzacja, a w rezultacie dojdzie do rozpadu kraju. W 2003 r. w referendum Korsykanie opowiedzieli się przeciwko zmianom organizacyjnym władzy, czyli de facto za pozostaniem w obecnej strukturze administracyjnej, choć zwolenników było niemal tyle samo co przeciwników. FLNC zawiesiło działalność w 2014 r., lecz na wyspie działają inne organizacje separatystyczne oskarżane o działalność terrorystyczną. Paryż nie lekceważy nastrojów wyspiarzy. Kontynentalni Francuzi narzekają, że czują się tam obco i traktowani są przez jej mieszkańców z rezerwą, o ile nie wrogo.
Celem wizyty prezydenta Emmanuela Macrona na Korsyce w lutym tego roku był udział w uroczystościach upamiętniających 20. roczniczę zastrzelenia prefekta wyspy Claude’a Érignaca. Do zbrodni doszło 6 lutego 1998 r. w Ajaccio, kiedy polityk w otoczeniu rodziny wychodził z teatru. Sprawcy zbrodni zostali ujęci i skazani na dożywocie. Jeden z nich, Yvan Colonna, złapany i skazany po kilku miesiącach, nadal nie przyznaje się do winy. Odsiaduje karę w jednym z francuskich więzień, a korsykańscy separatyści domagają się jego uwolnienia. Macron podczas wizyty został niespodziewanie zaczepiony przez żonę Colonny, domagającą się „ludzkiego i humanitarnego traktowania jej męża”. Kobieta żądała widzeń, których francuskie państwo odmawia osobom oskarżonym o działalność terrorystyczną.
magazyn okładka 22 czerwca / Dziennik Gazeta Prawna
Adwokatem Yvana Colonny w czasie procesu był Gilles Simeoni, obecnie najważniejszy polityk wyspy. W marcu 2014 r. został burmistrzem Bastii, drugiego pod względem wielkości miasta Korsyki. Jest niezwykle sprawnym politykiem i potrafi zawierać skomplikowane sojusze zarówno z politykami prawicy, jak i lewicy. Udowodnił to podczas starcia o fotel burmistrza z Jeanem Zuccarellim (synem ustępującego burmistrza), gdy ostatecznie pokonał przeciwnika, zawierając sojusz z kandydatam lewicy i prawicy. W grudniu 2017 r. poprowadził swoją partię do zwycięstwa w lokalnych wyborach do parlamentu. Dziś Simeoni gotów jest interweniować w Brukseli, wzorując się na przywódcy Katalonii Carlesie Puigdemoncie.
Ojciec Simeoniego, Edmond, jest legendą korsykańskiego ruchu niepodległościowego. W 1975 r. jako młody lekarz uczestniczył w jednej z pierwszych spektakularnych akcji ruchu autonomistycznego, w której zginęło dwóch żandarmów. Skazany został wówczas na pięć lat więzienia. Dziś jego syn obiecuje Korsykanom wpisanie do francuskiej konstytucji języka korsykańskiego jako równoprawnego francuskiemu oraz honorowanie flagi Korsyki. A tych na stadionach, na których gra AC Ajaccio, nigdy nie brakuje.