Dwie trzecie Ukraińców czeka na nowe twarze w polityce. Tymczasem pierwsze skrzypce wciąż grają ludzie obecni w niej od lat 90. XX w.
Ukraina wchodzi w fazę nieformalnej kampanii wyborczej przed przyszłorocznymi podwójnymi wyborami. Prezydent Petro Poroszenko gra o reelekcję i utrzymanie pozycji pierwszej siły w parlamencie. Prowadząca w sondażach Julia Tymoszenko – o zmianę obozu władzy w Kijowie.
W piątek odbyła się konwencja programowa Ojczyzny, partii kierowanej przez byłą premier, nieukrywającą swoich ambicji prezydenckich. Forum pod hasłem „Nowy kurs Ukrainy” i nawiązujące do osiągnięć Franklina Roosevelta i Konrada Adenauera poprzedziła gigantyczna kampania reklamowa. Ojczyzna oplakatowała cały Kijów, zajmując 40 proc. wszystkich ulicznych reklam wielkoformatowych. Tymoszenko przedstawiła na nim swoją wizję kraju. Wizję zawierającą dużą dawkę politycznego mesjanizmu oraz obietnicę przekształcenia Ukrainy w europejski Singapur.
– Świat żyje zgodnie z zasadami darwinizmu społecznego. Przeżywa silniejszy. Ale zadaniem Ukraińców jest zmienić ten stan rzeczy. Zbudować nowy system zarządzania i relacji między ludźmi na całym świecie – przekonywała. Żelazna lady ukraińskiej polityki zapowiedziała też zmianę ustroju na kanclerski. Według Tymoszenko spośród 30 państw, które osiągnęły największy sukces, większość to właśnie republiki parlamentarne. – Czy możemy kontynuować tradycję, zgodnie z którą jeden człowiek pod nie wiadomo czyim wpływem siedzi w gabinecie i decyduje za cały naród? – pytała.
Wybory prezydenckie i parlamentarne odbędą się w pierwszej połowie 2019 r. Według majowego sondażu Centrum Razumkowa i Fundacji Inicjatywy Demokratyczne, Ojczyzna jest najpopularniejszą partią w kraju, a jej liderka – faworytką w wyścigu po prezydenturę. Ugrupowanie może liczyć na 12,6 proc. głosów, a była premier – na 13,3 proc. Większość Ukraińców jest jednak znużona politykami mającymi powszechną opinię nieudolnych i skorumpowanych. Niemal dwie trzecie deklaruje, że kraj potrzebuje nowych liderów.
Dlatego Tymoszenko nie może być pewna sukcesu. Można sobie wyobrazić sytuację, w której czarnym koniem wyborów okaże się ktoś trzeci, być może zupełnie spoza świata polityki. Choćby Swiatosław Wakarczuk, lider rockowego zespołu Okean Elzy, któremu od dawna wróży się karierę polityczną, a który nie zadeklarował jednoznacznie, że nie jest nią zainteresowany. Nie należy też spisywać na straty urzędującego prezydenta.
On sam zajmuje w sondażach czwarte miejsce z 7,6-proc. poparciem. Wyprzedzają go były prozachodni minister obrony Anatolij Hrycenko i Jurij Bojko, prorosyjski lider niedobitków po Partii Regionów, dawniej kierowanej przez Wiktora Janukowycza. Z kolei w wyborach parlamentarnych Blok Petra Poroszenki zająłby z 7,8-proc. poparciem dopiero szóste miejsce. Jednak prezydent dzięki kontroli nad wieloma instytucjami państwowymi ma lepsze niż konkurenci możliwości, by walczyć o poparcie.
Zwłaszcza że może liczyć na wsparcie części oligarchów. Już dawno porozumiał się z najbogatszym Ukraińcem Rinatem Achmetowem, a bliscy Poroszence ludzie – co ujawnił niedawno program „Schemy” Radia Swoboda i telewizji UA:Perszyj – rozmawiają w Genewie o zawieszeniu broni z Ihorem Kołomojskim, przez pewien czas naczelnym rywalem obozu prezydenckiego. Jeśli uda się zawrzeć sojusz, prezydent będzie mógł liczyć na przychylność kilku ważnych stacji telewizyjnych: własnego 5. Kanału, Ukrajiny Achmetowa i 1+1 Kołomojskiego. To niebagatelna zaleta w kraju, w którym większość obywateli czerpie informacje z telewizji.
– Poroszenko zachowuje szanse, bo jako głowa państwa może formułować tematy do dyskusji publicznej i narzucać je innym, a do tego ma własne zasoby finansowe. Za wcześnie stawiać na nim krzyżyk, zwłaszcza że ostateczna lista pretendentów do prezydentury powstanie dopiero na jesieni – mówi DGP Jewhen Mahda, dyrektor Instytutu Polityki Światowej w Kijowie, autor książki „Szostyj. Spohady pro majbutnie” (Szósty. Wspomnienia z przyszłości) o tym, jak będzie wyglądać kolejna kadencja prezydencka na Ukrainie (Poroszenko jest jej prezydentem numer pięć).
We własną grę zaczął tymczasem grać premier Wołodymyr Hrojsman, choć to dzięki Poroszence trafił do polityki na poziomie centralnym. Na jego korzyść gra wizerunek technokraty i realne osiągnięcia z czasów, gdy był merem Winnicy, miasta uznawanego w sondażach za najlepsze do życia. – Hrojsman raczej nie wystartuje w wyborach prezydenckich, ale może sformować własne listy na wybory parlamentarne – mówi DGP źródło w otoczeniu premiera. Zdaniem naszego informatora szef rządu rozmawia o sojuszu z ekspremierem Arsenijem Jaceniukiem i wpływowym szefem MSW Arsenem Awakowem.
– Prezydent zorientował się już, o co toczy się gra, i od jakiegoś czasu stara się osobiście uczestniczyć w przedsięwzięciach, które mogłyby wywindować słupki poparcia dla Hrojsmana. Częściej np. otwiera nowo oddawane do użytku drogi – dodaje nasz rozmówca. Sondaże prezydenckie dają Hrojsmanowi jedynie 2,2 proc. poparcia, ale to złudne dane. Hrojsman wciąż jest kojarzony jako człowiek Poroszenki. Nie zadeklarował też nigdy, że zamierza pójść własną drogą. Gdyby to zrobił, poparcie by mu wzrosło.
Petro Poroszenko może liczyć na wsparcie części oligarchów
Współpraca Pawło Łohowy