Wielu spośród 112 tys. Polaków mieszkających w Irlandii zaangażowało się w kampanię przed piątkowym referendum w sprawie liberalizacji przepisów aborcyjnych. Zwolennicy i przeciwnicy zmian uważają, że wynik głosowania może wpłynąć na nastroje społeczne w Polsce.

Według obecnych przepisów aborcja jest w Irlandii nielegalna poza wprowadzonym w 2013 r. wyjątkiem, kiedy lekarze stwierdzają bezpośrednie zagrożenie życia kobiety. Jeśli Irlandczycy zgodzą się na uchylenie tzw. ósmej poprawki konstytucji, to kompetencje do dalszej regulacji w tej sprawie przejmie irlandzki parlament.

Zgodnie z rządową propozycją nowa, bardziej liberalna ustawa miałaby zawierać: możliwość przerwania ciąży po konsultacji z lekarzem do 12 tygodni od poczęcia bez konieczności podania powodu; prawo do aborcji do 24 tygodnia w przypadku poważnego zagrożenia życia lub zdrowia kobiety czy poważnego uszkodzenia płodu, które może doprowadzić do jego śmierci przed narodzinami lub wkrótce po nich; a także nieograniczone czasowo prawo do przerwania ciąży w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia kobiety lub śmiertelnego uszkodzenia płodu.

Polscy zwolennicy zmiany przepisów skupili się m.in. wokół organizacji Dziewuchy Irlandia, która wspierała główną kampanię namawiającą do głosowania na "Tak", Together For Yes. W punkcie informacyjnym kampanii w dublińskiej dzielnicy Temple Bar znajdowały się nawet polskojęzyczne ulotki i koszulki z logo inicjatywy i podpisem "Poles Together For Yes" ("Polacy razem na tak").

"Ta kampania jest chyba ważna dla wszystkich, którzy mieszkają w Irlandii, bo niezależnie od tego, czy mamy obywatelstwo ma to wpływ nie tylko na kwestię ciąży, ale nawet opieki zdrowotnej na co dzień" - tłumaczyła w rozmowie z PAP Inga Wójcik z Dziewuch Irlandia.

Opowiadała, że "rozmawiała niedawno z kobietą, która bierze inwazyjne leki, ale za każdym razem jest pytana przez lekarza, czy jest ryzyko, że mogłaby być w ciąży, bo wtedy natychmiast musiałaby zrezygnować z leków, które jej pomagają".

Wójcik przyznała, że choć nie ma większych nadziei na to, że ewentualny sukces irlandzkiego referendum doprowadzi do szybkiej zmiany prawa w Polsce - która ma obok Irlandii i Malty najbardziej restrykcyjne przepisy aborcyjne w Europie - to "może pokaże, że to nie jest tak, że przy liberalizacji prawa na każdym rogu ulicy otwiera się klinika aborcyjna, ale po prostu kobiety mogą przez to przejść na miejscu i bezpiecznie".

Z kolei mieszkający w Irlandii od 14 lat Krzysztof Kiedrowski zaangażował się w działania na rzecz kampanii przeciwników zmian, argumentując, że "życie powinno być chronione prawnie od poczęcia aż do naturalnej śmierci".

"Jeśli ludzie nie chcą mieć dzieci, to mogą w inny sposób unikać zapłodnienia, ale jeśli to dziecko już jest, to nie ma żadnego wytłumaczenia, żeby je zabić, bo to taki sam człowiek, jak my. (...) Każdy katolik musi zagłosować przeciwko, bo to jest piąte przykazanie: nie zabijaj. Jeśli ktoś nie zgadza się z przykazaniami, powinien zmienić wiarę na taką, która na to pozwala" - przekonywał.

Kiedrowski wspierał m.in. działalność kampanii Love Both, tłumacząc, że "choć jako Polacy nie możemy głosować, to możemy przekonywać tych, którzy mają prawo głosu". "Każdy robi to co może: można wspierać finansowo, rozdawać ulotki, udostępniać czy polubić zdjęcia na Facebooku. Znajomi, którzy znają dobrze język, chodzą po domach i rozmawiają z wyborcami" - wyjaśniał.

Aktywista zaznaczył, że ewentualna zmiana przepisów byłaby "wielkim wstydem" przed sierpniową wizytą w Irlandii papieża Franciszka.

Jednocześnie przekonywał, że gdyby Irlandczycy obronili ósmą poprawkę, to "pomogłoby to chronić dzieci w Polsce, otwierając szansę, żeby pójść w tym kierunku", np. przez przyjęcie procedowanego w Sejmie projektu ustawy przygotowanego przez ruch "Stop aborcji".

"Na razie nie ma politycznego klimatu, ale jeżeli Irlandia zagłosowałaby za życiem, to byłaby to duża pomoc dla Polski".

Barnaba Dorda z organizacji Forum Polonia tłumaczył w rozmowie z PAP, że liderzy społeczności "zachęcają Polaków do tego, żeby wyrazili swoje zdanie, niezależnie od tego, jakie ono jest".

Jak dodał, co roku około tysiąca Polaków przyjmuje irlandzkie obywatelstwo. Liczba osób legitymujących się oboma paszportami jest szacowana na nieco ponad 10 tys. "Zdania wewnątrz społeczności są bardzo podzielone - niektórzy są za, niektórzy przeciwko - zupełnie tak, jak w Polsce" - przyznał Dorda.

Lokale wyborcze otworzyły się w piątek o godz. 7 czasu lokalnego, a zamknięte zostaną o godz. 22 (odpowiednio godz. 8 i 23 w Polsce). Na późny wieczór zaplanowano publikację badań exit poll. Oficjalne liczenie głosów rozpocznie się w sobotę rano, a ogłoszenie wyników jest spodziewane tego samego dnia w późnych godzinach popołudniowych.

W przeprowadzonym na 10 dni przed głosowaniem sondażu Ipsos Mori dla dziennika "Irish Times" poparcie dla zmiany zapowiedziało 44 proc. ankietowanych, 32 proc. było przeciw, a aż 17 proc. było wciąż niezdecydowanych.