Sympatycy środowisk narodowych demonstrowali w niedzielę na katowickim rynku domagając się m.in. dymisji prezydenta miasta Marcina Krupy, który wcześniej nie wyraził zgody na ich zgromadzenie. Prezydent podkreśla, że obcy jest mu nacjonalizm, a Katowice były i są wielokulturowe.

6 maja Krupa rozwiązał też inną demonstrację środowisk narodowych - Marsz Powstańców Śląskich - zablokowaną wówczas przez grupę antyfaszystów; interweniowała policja, zatrzymując część manifestantów. Prezydent nie godził się również na niedzielną manifestację, tłumacząc to swoim sprzeciwem wobec faszyzmu i nacjonalizmu oraz względami bezpieczeństwa. W piątek decyzję Krupy uchylił sąd, argumentując m.in. że wolność zgromadzeń jest prawem konstytucyjnym oraz że zgromadzenie może przynosić treści kontrowersyjne, ale jeśli nie narusza prawa i nie stwarza zagrożenia bezpieczeństwa, to powinno się odbywać. Tym samym narodowcy mogli w niedzielę legalnie manifestować.

Podczas poprzedzającej niedzielną demonstrację konferencji prasowej organizatorzy ocenili decyzje prezydenta Katowic o rozwiązaniu manifestacji sprzed dwóch tygodni i o zakazie niedzielnego zgromadzenia jako "polityczne i skandaliczne". Krytykowali poparcie udzielone Krupie na nadchodzące wybory samorządowe przez Prawo i Sprawiedliwość. "Panie Krupa, pamiętamy, tobie głosu nie oddamy" – wołali, zarzucając prezydentowi hipokryzję i wzywając go do dymisji. Odżegnywali się też od związków z faszyzmem, podkreślając, że są polskimi nacjonalistami.

"Jako działacze narodowi, działacze idący w kierunku polskiej myśli narodowej, wyrzekamy się w jakikolwiek sposób faszyzmu, nie mamy z nim nic wspólnego. Ta decyzja (prezydenta Krupy - PAP) jest dla nas totalnie absurdalna i niezrozumiała" - mówił prezes okręgu śląskiego Młodzieży Wszechpolskiej Kamil Lisowski. Organizatorzy manifestacji podkreślali, że Młodzież Wszechpolska jest legalnie działającym stowarzyszeniem, które - jak mówili - "działa patriotycznie", organizuje akcje charytatywne i imprezy upamiętniające polskich bohaterów.

"Przerywanie legalnych manifestacji – gdzie w tym Prawo i Sprawiedliwość", "Krupa puszcza ZOMO przodem, my stoimy za Narodem" oraz "Wolność słowa dla nacjonalistów" – napisali na transparentach demonstranci, manifestujący pod hasłem "PiS-PO - jedno zło". W zgromadzeniu wzięło udział kilkudziesięciu członków i sympatyków Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego i Ruchu Narodowego. Demonstracja przebiegła spokojnie, zgromadzona w pobliżu policja nie interweniowała.

"Bardzo się cieszę, że ta manifestacja przebiegła w sposób pokojowy, spokojny; nie widzieliśmy w Katowicach twarzy zamaskowanych kominiarkami, nie było obraźliwych transparentów, może poza takim, który mnie dotykał - ale też nie był dla mnie obraźliwy, a stwierdzający pewien fakt, że rzeczywiście ja nie jestem nacjonalistą i daleko mi do tej ideologii (...). Cieszę się, że nie było napisów +white boys+ i innych, które mogą godzić w uczucia innych ludzi" - skomentował po demonstracji Krupa.

Pytany, czy wobec przegranej w sądzie (choć demonstracja się odbyła, na rozpatrzenie przez sąd apelacyjny czeka odwołanie władz miasta - PAP) warto było podjąć działania służące zablokowaniu niedzielnej manifestacji, Krupa odpowiedział, że "absolutnie warto" - odwołał się przy tym do historii Katowic.

"Katowice były i są miastem wielokulturowym, wieloreligijnym i wielonarodowościowym - to była i jest wartość tego miasta, którą staramy się pielęgnować. To jest bardzo istotne, że tutaj jest miejsce dla wszystkich; nie można poprzez działania jednych grup eliminować inne grupy społeczne, które tutaj funkcjonują" - podkreślił prezydent miasta.

"Mnie jest daleka ideologia nacjonalistyczna i w tym kierunku chcę prowadzić miasto - aby było wzorowane na tych wartościach, jakie były w początkach budowy Katowic. To przynosi określony efekt, który widać po rozwoju miasta" - dodał. Pytany o wznoszone podczas manifestacji hasła wzywające go do dymisji, odpowiedział: "Na mnie mogą wszyscy mówić wszystko, co tylko sobie chcą, ważne, żeby nie uderzać w inne grupy społeczne zamieszkujące nasze miasto".

Krupa podkreślił, że sądy są po to, aby rozstrzygać spory - jednym z nich był właśnie spór między środowiskiem narodowców a władzami Katowic w sprawie niedzielnej demonstracji. Niezgodę na demonstrację na rynku Krupa motywował m.in. przygotowaniami do innych odbywających się tam w niedzielę imprez. "Chcę, żeby mieszkańcy naszego miasta czuli się bezpiecznie i to bezpieczeństwo chcę im zapewnić" - zaznaczył. Powiedział, że władze miasta były otwarte na rozmowy o innym niż rynek miejscu demonstracji, ale gdy sprawa trafiła do sądu, nie było już przestrzeni do takiej rozmowy. Wcześniej organizatorzy wskazali - według władz miasta - sześć możliwych miejsc dla manifestacji.

W niedzielę po południu na katowickim rynku odbyły się też inne wydarzenia - wystawa towarzysząca premierze spektaklu "Himalaje" w Teatrze Śląskim, wystawa "Ojcowie Niepodległości" oraz mapping promujący wydarzenie "Bądź częścią gry". Prezydent Krupa uznał, że w tej sytuacji manifestacja narodowców byłaby potencjalnie niebezpieczna, podkreślał przy tym swój sprzeciw wobec nacjonalizmu i faszyzmu. Sąd uznał w piątek, że miasto w niewystarczający sposób przeanalizowało i wskazało, w jaki sposób manifestacja narodowców może kolidować z innymi imprezami.

"Zdaniem urzędu fakt istnienia tych wydarzeń kulturalnych oraz ukształtowanie terenu uniemożliwia bezpieczne odbycie się zgromadzenia. Sąd uznał, że decyzja ta nie może się ostać. Nie jest decyzją, która została oparta o realnie przeprowadzone postępowanie i o realnie występujące i ustalone przez urząd zagrożenia" – argumentował w piątek sędzia Krzysztof Żyłka.

6 maja Młodzież Wszechpolska organizowała w Katowicach Marsz Powstańców Śląskich, który został zablokowany przez kontrmanifestację środowisk liberalnych. Na ulicach Katowic doszło do incydentów. Prezydent Krupa zdecydował wówczas o rozwiązaniu legalnej manifestacji narodowców, argumentując to względami bezpieczeństwa. Również od tej decyzji Młodzież Wszechpolska odwołała się do sądu, który dotąd nie rozpatrzył sprawy. Postępowanie przygotowawcze w sprawie manifestacji z 6 maja nadzoruje Prokuratura Rejonowa Katowice-Południe.

W listopadzie ub. roku głośnym echem odbiła się zorganizowana w Katowicach przez środowiska narodowe demonstracja, podczas której powieszono na szubienicach wizerunki eurodeputowanych PO, głosujących wcześniej za rezolucją Parlamentu Europejskiego w sprawie praworządności w Polsce. Przy pomniku Wojciecha Korfantego zgromadziło się wówczas kilkudziesięciu przedstawicieli środowisk narodowych pod hasłem "Stop współczesnej Targowicy". Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach.(PAP)