W Pałacu Prezydenckim rozważana jest opcja wysłania wojskowych na granicę między północną a południową częścią Półwyspu. Nawet gdyby było ich tylko kilku, to wizerunkowo na tym skorzystamy
Za cztery tygodnie ma dojść do historycznego spotkania przywódców Korei i Stanów Zjednoczonych. I choć spekulacje zagranicznych mediów, że odbędzie się ono w Warszawie, od początku wydawały się nierealne, to faktem jest, że Polska może zwiększyć swoje wpływy na Półwyspie Koreańskim. – Prezydent Andrzej Duda wyraził zainteresowanie wzmocnieniem polskiej misji podczas lutowej wizyty na Półwyspie – przyznaje DGP Paweł Soloch, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Tę kwestię Duda poruszył już podczas odbywającej się w marcu dorocznej odprawy kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej i najważniejszych dowódców. Ma się to wpisywać w szersze zjawisko powrotu polskich żołnierzy do misji pod egidą Organizacji Narodów Zjednoczonych, z których kilka lat temu się wycofaliśmy.
– Trwają prace nad takim projektem – potwierdza krótko przymiarki do wysłania żołnierzy do Korei Tomasz Szatkowski, wiceminister obrony odpowiedzialny głównie za kontakty zagraniczne. Wstępnie mowa o pięciu wojskowych, ale nawet tak mała liczba ma znaczenie.
– Ważne są korzyści polityczne związane z potencjalnym ustanowieniem stałej misji. Uwaga świata koncentruje się dziś na sytuacji na Półwyspie Koreańskim. Zwiększenie zaangażowania Polski w regionie przyczyni się do wzmocnienia naszej pozycji jako odpowiedzialnego i solidarnego sojusznika – mówi nasz rozmówca z otoczenia prezydenta. Dodaje, że decyzja o kształcie polskiej misji leży w gestii MON i Sztabu Generalnego. Natomiast wyrażenie przez prezydenta zainteresowania tym tematem sprawia, że jej ustanowienie staje się bardziej realne.
Wojsko Polskie na Półwyspie Koreańskim obecne jest od dawna. Od zakończonej latem 1953 r. wojny do dziś na granicy koreańsko-koreańskiej funkcjonuje Komisja Nadzorcza Państw Neutralnych, w skład której wchodzą Szwajcaria, Szwecja i Polska. O ile przedstawiciele tych pierwszych państw są na miejscu na stałe, to Polacy przejeżdżają kilka razy w roku na sesje robocze i plenarne. Te drugie odbywają się w Panmundżom – budynku w tzw. strefie niczyjej. W tym kompleksie od 2016 r. mamy nawet swój własny „domek” T-15, przed którym stoi maszt z polską flagą.
Komisja Nadzorcza monitoruje m.in. tunele pod mającą 4 km szerokości strefą zdemilitaryzowaną (bywają one tak duże, że mogą nimi przejechać czołgi) czy pola minowe (czasem powstają nowe, czasem znikają istniejące). – Podczas jednego z ostatnich wyjazdów inspekcyjnych we wrześniu 2017 r. wizytowaliśmy koreańską 28. Dywizję. Naszym zadaniem była inspekcja posterunków w strefie zdemilitaryzowanej. Sprawdzaliśmy, czy żołnierze pełniący tam służbę znają obowiązujące przepisy bezpieczeństwa i czy uzbrojenie znajdujące się na poszczególnych posterunkach jest zgodne z przepisami – opowiadał magazynowi „Polska Zbrojna” ppłk Krzysztof Poliński.
Pod koniec ubiegłego roku prezydent Duda swoim postanowieniem zwiększył maksymalny udział polskich żołnierzy w misji w Afganistanie z 250 do 350. W marcu tego roku zapowiedział rozszerzenie kontyngentu o kolejnych 50 żołnierzy. Zdaniem doradców głowy państwa międzynarodowa sytuacja bezpieczeństwa „wymaga od Polski zwiększonej aktywności i inicjatywy. Szczególnie w momencie, kiedy wchodzimy w skład Rady Bezpieczeństwa ONZ”. Biorąc pod uwagę, że właśnie zachęcamy USA do zwiększenia liczby amerykańskich żołnierzy w Polsce (mowa jest nawet o dywizji), takie gesty mogą się liczyć.
Dzisiaj Andrzej Duda wylatuje do USA, gdzie w środę ma poprowadzić debatę w Radzie Bezpieczeństwa ONZ o roli prawa międzynarodowego w utrzymaniu pokoju. O oficjalnych spotkaniach z wysokimi rangą przedstawicielami administracji amerykańskiej podczas tej wizyty urzędnicy prezydenta dotychczas nie informowali.