Tajwan, Hongkong i Makau są częściami Chin – oznajmił w poniedziałek rzecznik chińskiego MSZ, komentując oświadczenie władz USA, w którym „orwellowskim nonsensem” nazwano naciski Pekinu na linie lotnicze, by nie określały tych terytoriów jako krajów.

„Niezależnie od tego, co powiedzą lub zrobią USA, niezmiennym faktem jest, że na świecie są tylko jedne Chiny” - powiedział rzecznik Geng Shuang na briefingu prasowym w Pekinie, powtarzając wcześniejsze stanowisko swojego resortu.

„Wzywamy zagraniczne firmy, by szanowały integralność terytorialną i suwerenność Chin, chińskie prawa i uczucia Chińczyków. To są podstawowe wymagania, jeśli chcą otworzyć i prowadzić działalność w Chinach” - dodał Geng.

Komunistyczne władze Chin uznają rządzony demokratycznie Tajwan za zbuntowaną prowincję i nigdy nie wykluczyły możliwości użycia siły, by przejąć nad nim kontrolę. Hongkong i Makau to byłe europejskie kolonie, które w latach 90. przekazano Chinom i które od tamtej pory funkcjonują jako specjalne regiony administracyjne, teoretycznie dysponujące szeroką autonomią.

W atmosferze narastającego konfliktu handlowego między USA a Chinami Waszyngton poinformował w sobotę, że chiński państwowy urząd lotnictwa cywilnego wystosował do 36 zagranicznych linii lotniczych żądanie, aby nie zamieszczały na swoich stronach internetowych i w innych materiałach sugestii, że Tajwan, Hongkong i Makau są niezależne od Chin.

„To orwellowski nonsens i część rosnącego trendu w Komunistycznej Partii Chin, by narzucać jej poglądy polityczne amerykańskim obywatelom i prywatnym firmom (…). Wzywamy Chiny, by przestały grozić i wywierać nacisk na amerykańskich przewoźników i obywateli” - oceniła w oświadczeniu rzeczniczka Białego Domu Sarah Huckabee Sanders.

Zapewniła, że prezydent USA Donald Trump pomoże „Amerykanom opierającym się wysiłkom Komunistycznej Partii Chin, by narzucać chińską poprawność polityczną amerykańskim firmom i obywatelom”. Dodała, że „znane na świecie” chińskie restrykcje wobec internetu oraz „chińskie starania, by eksportować cenzurę i poprawność polityczną do Amerykanów i reszty wolnego świata napotkają opór”.

Oświadczenie spotkało się z krytyką państwowej chińskiej prasy. Według dziennika „Global Times” nawiązanie do książek George’a Orwella wskazuje, że „część amerykańskich elit zawzięcie uważa Chiny za państwo totalitarne”, ale „ostra retoryka Białego Domu przeciwko Chinom nie przestraszy Pekinu”.

„Zasada "jednych Chin" jest rzeczywistością polityki międzynarodowej. Jakakolwiek próba sprzyjania niepodległości Tajwanu przez jakikolwiek rząd obrazi chińskie społeczeństwo, a każda firma, która nie uszanuje tej kwestii, będzie musiała za to zapłacić” - ocenił „Global Times” w artykule redakcyjnym.

W ubiegłym tygodniu w Pekinie amerykańska delegacja rządowa z ministrem skarbu (finansów) Stevenem Mnuchinem na czele negocjowała z chińskimi władzami porozumienie handlowe, które pozwoliłoby uniknąć wojny celnej pomiędzy dwiema największymi gospodarkami świata. Waszyngton grozi Chinom karnymi cłami na eksport wart 50 mld USD rocznie, a Pekin odpowiada własnym zestawieniem towarów amerykańskich o podobnej wartości, które może obłożyć taryfami odwetowymi.

Po zakończeniu rozmów chińska agencja prasowa Xinhua podała, że „w wielu sprawach” udało się dojść do porozumienia, ale w niektórych kwestiach wciąż występują „duże różnice”. Zapowiedziano powołanie specjalnego mechanizmu rozmów handlowych między stronami.