- Łodzianie zaakceptowali mnie taką, jaką jestem. Dla nich na drugim planie jest fakt, że jestem członkiem Platformy, że jestem szefową partyjnej struktury na ziemi łódzkiej. Dla mnie najważniejszy jest interes miasta. - mówi Hanna Zdanowska w rozmowie z Magdaleną Rigamonti.
Magazyn okładka 20 kwietnia / Dziennik Gazeta Prawna

Wygodniej by pani było poza Platformą.

Czy to jest moment, kiedy prezydent miasta może zwracać uwagę na swoją wygodę polityczną? Ci, którzy próbują być neutralni, przestają istnieć, znikają.

Czyli chodzi tylko o to, że to pani jest potrzebna partii.

Partia też jest potrzebna mnie.

Pani ma ponad 60-procentowe poparcie, partia ponad trzy razy mniejsze.

Polityka to gra w grupie.

Nikt nie obieca tyle, co PO. I na obietnicach dotąd się kończyło.

Nieprawda, choć jest mi bardzo przykro, że wiele rzeczy nie zostało za rządów PO wprowadzonych, chociażby pomoc dla najbardziej potrzebujących. Kiedy zostałam prezydentem Łodzi, zrozumiałam, że trzeba zadbać o ludzi, o ich byt, o rodzinę. Pamiętam moje rozmowy i wydaje się, że w Warszawie tego nie rozumiano. W tym względzie mogliśmy zrobić więcej...

Ludzie tu robią sobie z panią zdjęcia, chcą się przytulić, porozmawiać. Nikogo takiego więcej w PO nie ma.

Łodzianie zaakceptowali mnie taką, jaką jestem. Dla nich na drugim planie jest fakt, że jestem członkiem Platformy, że jestem szefową partyjnej struktury na ziemi łódzkiej. Dla mnie najważniejszy jest interes miasta. A trzeba sobie jasno powiedzieć, że przez lata Łódź była miastem wykluczonym. Dopiero decyzje min. Grabarczyka spowodowały, że coś zaczęło się zmieniać.

Minister Grabarczyk był w Łodzi pani największym konkurentem.

To teraz nie ma żadnego znaczenia. Chciał spróbować swoich sił w rywalizacji ze mną, choć prosiłam, żeby tego nie robił. Dla Łodzi był dobrym ministrem, zajmował się miastem. A wcześniej, kto? Łódź upadała, i to z hukiem. Co robił premier Miller? Nic. Pomyłka niestety. Był posłem z Łodzi, ale stąd nie pochodził.

Piotr Gliński też nie pochodzi.

Ale działa, angażuje się. Zaraz się okaże, że gloryfikuję min. Glińskiego. Nie wypowiadam się na temat polityki kulturalnej przez niego prowadzonej, natomiast wiem jedno, że wszystkie wnioski o pieniądze, które poskładały do MKiDN łódzkie instytucje, otrzymały dofinansowanie.

Może liczono, że pani jednak odejdzie z Platformy.

I wstąpię do PiS? Nie, nie miałam i nie mam takiego zamiaru.

Nie wiem, czy chcieliby polityka z wyrokiem.

Przypominam, że już po postawieniu mi zarzutów, czyli po 18 listopada 2016 r., politycy PiS, strona rządowa była ze mną w Paryżu i wspólnie walczyła o Expo dla Łodzi. Co do wyroku, to on nie jest prawomocny. To kara grzywny, a nie pozbawienie wolności. (Hanna Zdanowska została skazana za poświadczenia nieprawdy przy wniosku kredytowym jej partnera – red.).

Ustawa o pracownikach samorządowych mówi, że taki wyrok wyklucza panią ze startu w wyborach samorządowych.

A ustawa zasadnicza nie wyklucza i prawnicy stoją na stanowisku, że to właśnie ustawa zasadnicza, czyli wyższego rzędu, znosi ustawę niższego rzędu, czyli tę o pracownikach samorządowych. Zresztą były już wyroki w podobnych sytuacjach, w których Sąd Najwyższy w składzie siedmioosobowym uznał, że ustawa wyższego rzędu jest decydująca.

Łodzianie pani wybaczyli?

Jestem im za to bardzo wdzięczna, stanęli za mną murem.

Nie wszyscy.

Na ulicę wyszło kilka tysięcy ludzi. Zorganizowali marsz poparcia dla mnie. Sami. Nikogo autobusami nie zwoziłam. Proszę mi pokazać inną sytuację, kiedy Polacy wyszli na ulicę w obronie człowieka.

Polityka.

Zwykle wychodzą w obronie idei, ideałów, wolności albo przeciwko czemuś albo z żądaniami. W Łodzi wyszli w obronie polityka. Mnie konkretnie, Hanki Zdanowskiej. I to mi dało siłę. Inaczej pewnie zrezygnowałabym z funkcji prezydenta Łodzi.

Niesmak pozostał.

Wierzę w sprawiedliwość i będę się odwoływała od wyroku sądu, kiedy już otrzymam uzasadnienie, bo nie czuję się winna. Gdybym się czuła, tobym nie potrafiła mieszkańcom spojrzeć w oczy.

A czyje są teraz sądy w Łodzi?

W tej chwili w sądach rejonowym i okręgowym została dokonana wymiana, jednak cały czas mam nadzieję, że sędziowie są niezależni i że nie sądzą, nie orzekają tak, jak każe partia. Jestem idealistką, chcę wierzyć, że ludzie są uczciwi, kierują się podstawowymi wartościami.

Pani prezydent, pani od lat jest w polityce, co mi pani tu za dyrdymały opowiada.

Proszę porozmawiać z moimi współpracownikami. Oni mają ze mną problem, bo ja niestety tak patrzę na świat. Oczywiście od miesięcy słyszę, że PiS szuka haków na samorządowców, którzy nie są z ich ugrupowania, że jesteśmy cały czas monitorowani, jesteśmy pod specjalnym nadzorem. Rozmawiałam z kolegami prezydentami, burmistrzami i okazuje się, że to węszenie, sprawdzanie dotyczy praktycznie każdego z nas... Przez moje ręce przechodzi tysiące dokumentów, jednak w większości spraw decydują urzędnicy.

Tak mówiła też Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Urzędnicy działają w ramach pełnomocnictw przeze mnie udzielanych, nie jestem przy każdej procedurze, nie jestem przy żadnym przetargu. Wiem, że dokumenty dotyczące różnych łódzkich inwestycji sprawdzane są przez rozmaite służby trzeci, a nawet czwarty raz. Śmieszne, że kolejny raz nie stwierdza się żadnych nieprawidłowości, a jednak po chwili dokumenty sprawdzane są po raz kolejny. Trzeba chyba po prostu przez to przejść i liczyć, że żaden z moich współpracowników nie zrobił żadnego błędu.

Błędu?

Chcę wierzyć, że nie mam urzędników, którzy zrobili jakiekolwiek przekręty. Z drugiej strony prezydentowi Łodzi podlega w sumie około 30 tys. osób. I wiem, że trzeba ufać i kontrolować, bo de facto to ja ponoszę odpowiedzialność za ich decyzje. Jeśli nie przed prokuratorem, to na pewno przed wyborcami. To jest odpowiedzialność polityczna za wszystkie decyzje, które tu w urzędzie miasta zostały podjęte w czasie moich dwóch kadencji rządzenia miastem. Pamięta pani winę Tuska? U nas, w Łodzi, kiedy coś się dzieje nie tak, to jest wina Zdanowskiej.

Pozwolą pani wygrać wybory...

Tak, znam tę narrację, że pozwolą mi wygrać wybory, a po wyborach będą chcieli odsunąć, najlepiej wsadzić do więzienia, a na moje miejsce powołać komisarza. I domyślam się, którzy panowie z PiS wygłaszają takie zdania, ale ja z nimi nie rozmawiam, nie wchodzę w dywagacje polityczne.

Przed panią walka polityczna.

Nie zamierzam prowadzić żadnej walki. To się sprawdziło przy poprzedniej kampanii samorządowej, tak było przy moim pierwszym starcie w wyborach. Nie wchodziłam w utarczki polityczne. Po czynach mnie poznacie – to jest moja kampania.

Prezydent Komorowski po pierwszej kadencji też uważał, że nie musi robić żadnej kampanii, bo ma 70 proc. zaufania obywateli.

Nie jest tajemnicą, że wybory na drugą kadencję wygrałam również dzięki mediom społecznościowym. Jestem w tym dobra, mam młodych doradców i zaproponowałam prezydentowi Komorowskiemu, że pomożemy w kampanii.

Nie chciał?

Jak wiemy, nie wygrał... Uważam, że młodzi, sprawni ludzie w otoczeniu to przyszłość każdego polityka. Średnia wieku moich najbliższych współpracowników to 30 lat.

Nie lubią ich w PO.

Taka kolej rzeczy, a ja nie pasjonuję się sondażami, tylko działam, bo rzeczywisty sondaż jest przy urnie wyborczej. Moja kampania to jest rozwiązywanie problemów miasta, rewitalizacja Łodzi, a nie kłótnie, krzyki, inwektywy. Moją przewagą jest otwartość i to, że potrafię rozmawiać z każdym. No, prawie z każdym.

Buduje sobie pani pomnik – Orientarium. Miał być gotowy na koniec drugiej kadencji.

Nie pomnik i nie sobie.

Przecież pani myśli również PR-owo.

Wie pani o tym, że kocham zwierzęta. Miałam kiedyś w domu jednocześnie psa, kota, myszki i legwana o długości 135 cm. Kiedy udaje mi się wyjechać na urlop, to w miejscach, w których jestem, odwiedzam też ogrody zoologiczne.

Łódzkie zoo było w strasznym stanie.

Cała Łódź była zaniedbana.

Teraz pani oponenci mówią, że tylko Piotrkowska jest zadbana.

Proszę pospacerować po mieście, to się pani przekona, że jest inaczej. Zoo też ma się lepiej. A Orientarium powstanie.

I to będzie kiełbasa wyborcza?

Nie, kiełbasa będzie taka, że rozkopię całe miasto, sparaliżuję i będę robić to, co robię od lat.

PiS tuż przed wyborami wręczy rodzinom 300 zł wyprawki szkolnej na każde dziecko.

Ale nie ma na podwyżki dla nauczycieli, przenosi na samorządy utrzymanie szkół.

Ale proponuje konkretną pomoc dla ludzi, a pani buduje Orientarium.

Orientarium to tylko jedna z wielu inwestycji, które robimy, a wszystkie mają jeden cel: podnieść jakość życia w Łodzi. Zoo w obecnej formie nie ma racji bytu z uwagi na warunki, w jakich żyją zwierzęta, i na warunki dla zwiedzających. W Orientarium będzie stado słoni, antylopy, orangutany, pantery mgliste, niedźwiedzie malajskie, a w wodzie, w szklanym tunelu, ogromne ryby.

Rekiny, jak we wrocławskim Afrykanarium?

Nasz tunel będzie dłuższy niż we Wrocławiu.

Coś czułam, że pani chce przebić Wrocław i prezydenta Wrocławia.

Przede wszystkim będzie można zobaczyć od dołu pływające słonie. One ubóstwiają pływać. O zwierzętach mogę długo. Ale mówiłam, że rozkopię całe miasto, bo rewitalizacja Łodzi jest w fazie realizacji, przeprowadzane są olbrzymie inwestycje. Proponuję też konkretne rozwiązania dotyczące jakości życia w mieście, ale nie przed wyborami, tylko od dawna.

„Rodzina się kończy na portfelu” – to też poseł Cymański.

I jest w tym wiele racji. Ale jeśli spojrzeć na moje obietnice w pierwszej kadencji i w drugiej, to większość z nich, jeśli nie w 100, to w 99 proc., zrealizowałam. I to jest moja kampania wyborcza.

Na plakatach pani zawiśnie?

Zobaczymy. Mnie naprawdę zajmuje codzienność, to, że jeśli rodzice potrzebują, to mają miejsce dla swojego dziecka w żłobku, są miejsca dla wszystkich dzieci w przedszkolu. Nie wiem, czy pani zdaje sobie sprawę, że to ewenement na skalę Polski.

I coś zupełnie przeciwnego do polityki PiS.

Uważam, że kobieta ma prawo wyboru. Ja po czterech dniach od urodzenia syna już pracowałam i to był mój wybór. Przywykłam do tego, że żyję w wolnym świecie i podejmuję sama decyzje. Chciałabym, żeby w tym względzie nic się nie zmieniło.

Łódź jest lewicowa?

Myślę, że jest centroprawicowa. Kiedyś elektorat lewicowy był większy, teraz to się zmienia. Ten prosocjalny przeszedł na stronę PiS.

Szwalnie, firmy odzieżowe to wciąż w Łodzi potęga. I szara strefa.

Szwaczka jest tu pracownikiem deficytowym. Oczywiście szara strefa w Polsce jest niedookreślona. Ona na pewno istnieje.

Pani też prowadziła firmę odzieżową.

Wiele lat temu. Wtedy, kiedy reszta Polski o Łodzi zapomniała. Nie narzekałam. Wcześniej pracowałam jako majster na budowie.

Inżynier chyba. Dlatego teraz też w Łodzi pani tak leje beton.

Leję beton, ale sadzę też coraz więcej drzew – bo zmieniam Łódź, wydobyłam ją z załamania. A wtedy, na budowie, to była najfajniejsza praca. Pracownicy mówili to, co myślą, a nie co wypada, co się opłaca.

A teraz kadzą.

Słodziaków ci u mnie pod dostatkiem.