Lider rządzący z tylnego siedzenia, częste rotacje na najważniejszych stanowiskach, doraźność i ignorowanie opinii krytyków – rządy rumuńskich postkomunistów definiują nowy rodzaj populizmu
Rumuńska opozycja żąda debaty na temat przedstawionego w ubiegłym tygodniu raportu Rady Europy, który jest krytyczny wobec zmian w wymiarze sprawiedliwości. Rząd przekonuje, że nie ma tematu i próbuje problem przeczekać. W Bukareszcie dojrzewa konflikt, który w swojej logice przypomina wojnę polsko-polską.
Krytycy władz – nawiązując do pojęcia spopularyzowanego przez politologa Alvina Tofflera – mówią o narodzinach nowego populizmu. Adhokracji, która ma polegać na jednoosobowych rządach nieformalnych liderów, doraźności, improwizowaniu, klientelizmie i ignorowaniu racji przeciwników politycznych. Wszystko to dzieje się w kraju, który pełni kluczową rolę na południowo-wschodniej flance NATO i – podobnie jak Polska – w polityce bezpieczeństwa orientuje się na USA.
Od 2016 r. Rumunią rządzą postkomuniści z Partii Socjaldemokratycznej (PSD). Od tego czasu dokonano 13 zmian na stanowiskach ministerialnych. Od stycznia kolejnym szefem rządu – trzecim od wyborów – jest ciesząca się dobrą opinią w Unii była deputowana do Parlamentu Europejskiego Viorica Dăncilă, ale państwem z tylnego siedzenia kieruje uwikłany w skandale korupcyjne Liviu Dragnea. On sam nie może stanąć na czele gabinetu, gdyż został skazany w zawieszeniu za nadużycia wyborcze. Postkomuniści utrzymują stabilne poparcie powyżej 40 proc.
Wraz z powrotem do władzy PSD podjęła próbę depenalizacji części przestępstw korupcyjnych i osłabienia wymiaru sprawiedliwości odpowiedzialnego za walkę z łapownictwem. Projekty ustaw w tej sprawie wyprowadziły na ulice tysiące Rumunów, a na Bukareszt spadła fala krytyki ze strony UE. Z najbardziej kontrowersyjnych rozwiązań wycofano się. Mimo to Rada Europy – a konkretnie działająca w jej ramach Grupa Państw Przeciwko Korupcji (GRECO) – w opublikowanym niedawno raporcie wyraziła zaniepokojenie zmianami w wymiarze sprawiedliwości, nad którymi pracuje rumuński parlament. Chodzi przede wszystkim o status sędziów i prokuratorów oraz nowelizację kodeksu postępowania karnego.
„Odnotowano, że zmiany legislacyjne dotyczące wymiaru sprawiedliwości nie zawierają najbardziej kontrowersyjnych zapisów proponowanych latem 2017 r.”, jednak „GRECO wzywa Rumunię do rezygnacji z powołania nowych wydziałów specjalnych w prokuraturze do prowadzenia śledztw w sprawie przestępstw w wymiarze sprawiedliwości”. Rada Europy wskazała też na ryzyko osłabienia pozycji szefa Krajowej Dyrekcji Antykorupcyjnej (DNA), odpowiednika polskiego CBA. DNA jest rodzajem prokuratury antykorupcyjnej z uprawnieniami służby specjalnej.
Wątpliwości rady budzą zmiany w ustawach o organizacji sądów, o statusie sędziów i prokuratorów oraz o organizacji i funkcjonowaniu Najwyższej Rady Sądownictwa. GRECO zaprosiła przedstawicieli Rumunii na sesję plenarną w czerwcu, by wyjaśnili, w jakim kierunku idzie reforma wymiaru sprawiedliwości i czy uwagi przesłane do Bukaresztu zostaną uwzględnione. Konflikt rozpoczął rządzący z tylnego siedzenia Dragnea, który wypowiedział pod koniec ubiegłego roku wojnę totalną DNA. Dyrekcja postawiła mu zarzuty nadużycia stanowiska publicznego i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
Ewentualny wyrok skazujący oznaczałby odwieszenie wcześniej kary, a sam Dragnea trafiłby za kratki. Kontrolowana przez polityka socjaldemokracja rozpoczęła kampanię, w której przekonuje, że DNA buduje państwo równoległe. W styczniu za pośrednictwem ministra sprawiedliwości Tudorela Toadera PSD podjęła próbę odwołania szefowej DNA Laury Kövesi. Zarzucono jej autorytarne zarządzanie DNA i rujnowanie wizerunku Rumunii za granicą. Ostateczna decyzja o jej odwołaniu lub pozostawieniu na stanowisku należy do prezydenta Klausa Iohannisa. Jak wynika z komunikatu opublikowanego na stronie internetowej jego kancelarii, zapadnie ona w tym tygodniu.