Dziennikarz, jak każdy człowiek, ma prawo do obywatelskiego zaangażowania i do publicznej walki z kimś/czymś albo o kogoś/coś. Trudno odmówić tego prawa Wojciechowi Czuchnowskiemu z „Gazety Wyborczej”, który na konferencji Antoniego Macierewicza nazwał byłego szefa MON kłamcą i przestępcą.
Joanna Szczepkowska w 2010 r. podczas przedstawienia, w którym brała udział, nieoczekiwanie pokazała cztery litery w proteście przeciwko wykrzywianiu idei teatru przez reżysera. Nagrodę Nobla, pokojową rzecz jasna, dostanie ten, kto dotarłby do p. Szczepkowskiej z przesłaniem, że jej gest nie tylko ośmieszył reżysera, ale podważył także jej własną wiarygodność oraz mógł zostać odczytany przez publiczność jako obraźliwy, a nie jako dający do myślenia.
magazyn DGP 13.04.18 / Dziennik Gazeta Prawna
Czuchnowskiemu łatwiej byłoby zapewne wyjaśnić, że wykorzystując konferencję jako scenę dla swojej filipiki, podkopuje i tak nadwątlony wizerunek dziennikarstwa jako profesji. Pytanie, czy warto tracić nerwy i czas na dyskusję z kimś, kogo gorset dziennikarza trochę uwiera – nie on pierwszy i nie ostatni w tym fachu czuje się liderem opinii publicznej. A liderzy, wiadomo, potrzebują gestów i dumnego wyjścia z Sali wśród przejętej (zazwyczaj tylko w oczach kandydata na lidera) publiki.
Tych ostatnich, chyba się państwo ze mną zgodzą, mamy w nadmiarze. Wspierają owe publiki histeryczny ekshibicjonizm, który (cholera by to!), stał się fundamentem relacji międzyludzkich, sposobu artykulacji poglądów, narracji mediów, pracy polityków, a nieraz i ludzi Kościoła. Może się stać i tak, że pewnego dnia odmieni się nam i będziemy inni. A może być i tak, że właśnie zbudowaliśmy przyszłość.