Antoni Macierewicz został powołany na przewodniczącego podkomisji smoleńskiej decyzją szefa MON, który ma takie uprawnienia - powiedział wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz odpowiadając w środę na pytania posłów o podstawę prawną powołania Macierewicza na szefa tej podkomisji.

Posiedzenie sejmowej komisji obrony zwołano na wniosek PO, która chciała informacji o pracach podkomisji i jej wydatkach, pytała także o podstawę prawną powołania Macierewicza - byłego szefa MON, posła PiS - na stanowisko przewodniczącego działającej przy MON podkomisji do ponownego zbadania katastrofy. Zdaniem PO jest to naruszenie przepisu zakazującego łączenia mandatu posła z pracą w administracji rządowej, podczas gdy podkomisja smoleńska jest organem administracji rządowej.

Powoływanie członków podkomisji smoleńskiej, w tym jej przewodniczącego, leży w kompetencjach ministra obrony - powiedział Skurkiewicz, przypominając, że Macierewicz "funkcję przewodniczącego objął na mocy decyzji szefa MON z 11 stycznia 2018 roku" - dwa dni po tym, gdy na stanowisku ministra Macierewicza zastąpił Mariusz Błaszczak.

Na uwagę posła PO Marcina Kierwińskiego, że członkiem podkomisji badającej przyczyny katastrofy lotniczej może zostać tylko osoba należąca do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, Skurkiewicz odparł, że Macierewicz został jej członkiem w styczniu.

Dwie ekspertyzy Biura Analiz Sejmowych stwierdziły zgodność z prawem decyzji o powołaniu Macierewicza na przewodniczącego podkomisji - zaznaczył przewodniczący komisji obrony Michał Jach (PiS).

Obecny na posiedzeniu sejmowej komisji Antoni Macierewicz powiedział, że podkomisja, powołana w lutym 2016 r., wydała dotychczas 5,9 mln zł, a komisja kierowana przez Jerzego Millera, która badała katatsrofę w l. 2010-2011, "w krótszym czasie wydała ponad 6 mln zł". Skurkiewicz podał dane za lata 2016-17, zgodnie z którymi w roku 2016 na prace podkomisji zaplanowano 4 mln zł, a wydano 1,462 mln zł; w 2017 z planowanych 4,6 mln zł wydano 3,517 mln zł. Dodał, że w latach 2010-11 funkcjonowanie tzw. komisji Millera kosztowało 2,921 mln zł, do czego doszło 3,188 mln zł na ekspertyzy. Poinformował też, że w latach 2010-15 na zadośćuczynienia dla rodzin smoleńskich przeznaczono 71 mln zł, a od roku 2016 do teraz - 21,5 mln zł.

Odpowiadając na zestawienie wydatków komisji Millera i podkomisji MON, poseł PO Cezary Grabarczyk powiedział, że po 15 miesiącach pracy komisji Millera Polacy otrzymali kompletny produkt – raport który ustala, co wydarzyło się pod Smoleńskiem. W przypadku podkomisji - dodał - "otrzymali nie najlepszy film w zeszłym roku, ulepszony film w tym roku i eksperymenty z wysadzaniem szopy".

Macierewicz zarzucał komisji Millera, że - w przeciwieństwie do podkomisji - nie skorzystała z wiedzy zagranicznych ekspertów, a ówczesnemu ministrowi obrony Bogdanowi Klichowi (PO) zarzucał oddanie postępowania stronie rosyjskiej i zwlekanie do maja 2010 r. z powołaniem komisji do zbadania wypadku. W odpowiedzi Klich, który jest obecnie senatorem PO, wręczył mu kopię pisma z 15 kwietnia 2010 r. o powołaniu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

Klich mówił, że początkowo współpraca z Rosjanami nie napotykała na żadne problemy, ale 13 kwietnia ówczesny premier Rosji Władimir Putin "jednostronnym dekretem zmienił zasady współpracy" i powierzył MAK - Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu Federacji Rosyjskiej - organowi cywilnemu, prowadzenie badań zgodnie z załącznikiem 13 konwencji chicagowskiej.

"Komisja polska nigdy nie przyjęła konwencji chicagowskiej jako podstawy prawnej swoich działań, lecz polskie prawo lotnicze i porozumienie między ministerstwami obrony Polski i Rosji z 1993 r. Moją intencją od samego początku było, aby strona polska miała jak największy wpływ na badanie przyczyn katastrofy; zrobiliśmy wszystko, co się dało, by reprezentacja strony polskiej była jak największa" - mówił Klich.

Nawiązując do tez podkomisji o wybuchu Kierwiński pytał, dlaczego rejestratory nie zanotowały eksplozji; wyrwane drzwi, które mają świadczyć o wybuchu, nie są zdeformowane, a po drugiej stronie kadłuba drzwi pozostały na miejscu, dlaczego śladów eksplozji nie nosi podłoga.

Komisja odrzuciła wniosek PO, by wystąpić do rządu z dezyderatem o ujawnienie opinii ekspertów, którzy obecnie pracują dla prokuratury przy śledztwie smoleńskim. "Niech przemówią wiedza i doświadczenie ekspertów, którzy pracowali dla prokuratury ministra Ziobry" - przekonywał poseł PO, b. wiceszef MON Czesław Mroczek.

W środę podkomisja przedstawiła swój cząstkowy, techniczny raport z ponownego badania katastrofy smoleńskiej, według którego samolot Tu-154M uległ destrukcji w powietrzu w wyniku eksplozji; podkreślono w nim też, że na katastrofę Tu-154M złożył się szereg świadomych działań: w obszarze remontu samolotu, przygotowania wizyty w Katyniu, świadome, fałszywe sprowadzenie samolotu do lądowania przez rosyjskich kontrolerów, awarie i eksplozje.

Macierewicz powiedział, że raport Millera z 2011 r. został anulowany i do czasu opublikowania raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego nie ma oficjalnego stanowiska państwa polskiego w sprawie katastrofy.

W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Polska komisja wskazała też - inaczej niż raport MAK - na nieprawidłową pracę rosyjskich kontrolerów. Podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu. Macierewicz wyrażał pogląd, że instytucje państwowe, które wcześniej badały katastrofę smoleńską, nie dopełniły podstawowych obowiązków, a decyzje w tej sprawie miały charakter polityczny.

W lutym 2016 r. przy MON została powołana podkomisja do ponownego zbadania katastrofy. 9 stycznia Macierewicz został odwołany ze stanowiska szefa MON, dwa dni później jego następca Mariusz Błaszczak powołał Macierewicza na stanowisko przewodniczącego podkomisji.