W weekend na Morzu Śródziemnym doszło do "agresywnych" manewrów dwóch rosyjskich samolotów wojskowych w pobliżu francuskiej fregaty Akwitania - informuje na stronie internetowej francuski tygodnik "Le Point". Miały one "zastraszyć Francję i jej prezydenta" - czytamy.

Według rosyjskiej niezależnej telewizji Dożd chodzi o bombowiec Su-24 i eskortujący go myśliwiec Su-30, które zbliżyły się do znajdującej się we wschodniej części Morza Śródziemnego fregaty Akwitania, osłaniającej amerykański niszczyciel USS Donald Cook.

Z informacji "Le Point" wynika, że "nad francuską fregatą w weekend przeleciał co najmniej jeden rosyjski samolot, prezentując "agresywną" postawę (...), która charakteryzuje się dwoma elementami". "Pierwszym z nich jest bliskość: samolot przeleciał blisko francuskiej jednostki. Choć takie przeloty rosyjskich maszyn w pobliżu francuskich okrętów nie należą do rzadkości, to zwykle odbywają się one w rozsądnej odległości. Oznacza to, że ta postawa jest jednoznaczna, nieprzyjacielska. Tym razem przelot był zdecydowanie bardziej wojowniczy" - czytamy w "Le Point".

Drugim istotnym elementem jest to, że tym razem samolot był uzbrojony, co wysyła "bardzo jasny komunikat francuskim władzom, a zwłaszcza prezydentowi i zwierzchnikowi sił zbrojnych Emmanuelowi Macronowi" - podkreśla "Le Point".

Fregata Akwitania jest jedną z najnowocześniejszych jednostek francuskiej marynarki wojennej; jest uzbrojona w sprzęt, który nigdy jeszcze nie był wykorzystywany w warunkach operacyjnych - rakietę manewrującą MdCN. Pocisk ten może trafić w cel oddalony o ponad 1000 kilometrów i będzie mógł być użyty w atakach przeciwko reżimowi prezydenta Syrii Baszara el-Asada; opcja ta była już podnoszona w 2017 roku - czytamy w "Le Point".

Telewizja Dożd podała, powołując się na dziennik "The Daily Mail", że Akwitania uzbrojona jest w 16 rakiet ziemia-powietrze, które są wykorzystywane do walki z bojownikami Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku. Według doniesień brytyjskiej gazety o incydencie została powiadomiona strona rosyjska. "Przeloty samolotów wojskowych nad okrętami wojennymi - to zdarza się na morzu. Kiedy manewr jest uważany za zbyt bliski, druga strona jest o tym powiadamiana" - podało źródło gazety. Nie udało się uzyskać komentarza rosyjskiego ministerstwa obrony - podaje Dożd.

W niedzielę organizacja Syrian American Medical Society (SAMS) oskarżyła syryjskie władze o atak chemiczny przeprowadzony w sobotę wieczorem na szpital w Dumie na wschód od Damaszku, gdzie miało zginąć co najmniej 41 osób. Władze Syrii odrzucają te oskarżenia.

Macron oświadczył we wtorek, że Francja "w najbliższych dniach", po dalszych konsultacjach z Wielką Brytanią i USA, ogłosi swą odpowiedź na domniemany atak chemiczny w Syrii. Ewentualne naloty będą wymierzone w magazyny broni chemicznej. Wcześniej tego dnia prezydent USA Donald Trump oświadczył, że Stany Zjednoczone odpowiedzą rozwiązaniem siłowym na atak chemiczny w Syrii. Po raz drugi w ciągu dwóch dni rozmawiał z Macronem i obaj przywódcy zapowiadali w tej sprawie "zdecydowaną reakcję".

Jak pisze "Le Point", "drugą opcją techniczną (poza fregatą), oferowaną szefowi państwa, są samoloty Rafale (...). Ta operacja powietrzna wymagałaby jednak bardzo silnego wsparcia logistycznego i taktycznego ze strony Stanów Zjednoczonych" - pisze tygodnik. Przypomina, że w komentarzu dla dziennikarzy z 12 marca prezydent Macron powiedział: "Przekazujemy informacje naszym sojusznikom, ale, żeby była jasność, mamy autonomiczną zdolność do przeprowadzenia tych ataków".