Mam zaufanie do pracy, która jest wykonywana. Pewnie prowadziłabym inną politykę informacyjną - powiedziała w środę o pracach podkomisji smoleńskiej posłanka Małgorzata Wassermann (PiS). Dodała, że ceni i szanuje osoby w niej pracujące.

Wassermann mówiła w TVN24 m.in. o pracach podkomisji badającej katastrofę smoleńską. Jej raport techniczny zostanie zaprezentowany w środę w Warszawie. Na pytanie, czy ufa jej przewodniczącemu, Antoniemu Macierewiczowi stwierdziła, że jest bardzo wdzięczna za jego pracę. "Ja mu nigdy nie zapomnę, ile dla tej sprawy zrobił" - powiedziała. Dodała, że bardzo ceni i szanuje osoby pracujące w podkomisji.

"Mam zaufanie do pracy, która jest wykonywana" - dodała. Oceniła, że prowadzone przez podkomisję badania mają "ogromną skalę", są kosztowne i skomplikowane. "Ja pewnie, gdybym to prowadziła (podkomisję - PAP), bym prowadziła inną politykę informacyjną" - zaznaczyła.

Zapytana o to, czy dopuszcza możliwość, że w prezydenckim Tupolewie nie doszło do zamachu odparła: "Oczywiście, ja każdą możliwość dopuszczam. (...) Ja nigdy nie oczekiwałam, że ktoś będzie udowadniał daną taką lub inną tezę" - podkreśliła.

Małgorzata Wassermann była pytana również o to, dlaczego we wtorkowych uroczystościach odsłonięcia Pomnika Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 r., który stanął na pl. Piłsudskiego przy ul. Królewskiej w Warszawie, nie wzięli udziału posłowie PO i Nowoczesnej oraz niektóre rodziny ofiar.

"Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego niektórzy nie przyszli. Ja też mam taką nadzieję, że ten pomnik będzie nas wszystkich łączył, że to będzie takie miejsce, gdzie każdy z nas, ale też każdy Polak, jeżeli będzie miał ochotę, będzie mógł podejść, będzie mógł powspominać" - mówiła posłanka. Podkreśliła, że wtorek był dla niej bardzo ważnym dniem, w którym "wszystko wraca" - w katastrofie zginął jej ojciec, poseł PiS Zbigniew Wassermann.

"Naprawdę chciałabym, żebyśmy chociaż tego jednak dnia nie mówili o podziałach, tylko mówili o tym, że oni lecieli razem we wspaniałej sprawie, wielkiej sprawie. Oni bardzo chcieli lecieć. Każda z tych osób bardzo chciała być w Katyniu. I razem zginęli. Po prostu tego dnia im się należy pamięć za to, że na służbie razem w wielkiej sprawie zginęli" - zaznaczyła Wassermann.

Pytana o to, czy wtorkowe uroczystości związane z odsłonięciem pomnika, nie miały "wymiaru partyjnego" powiedziała: "Proszę wziąć pod uwagę, że jest kilka rodzin, które od początku krytykowały wszystko, co my robimy, każdą formę upamiętnienia, mimo że są zawsze u nas mile widziani. Nie tylko nie chcieli z tego skorzystać, ale też wypowiadają się o tym negatywnie" - stwierdziła. Oceniła, że podobnie jest w kwestii polityków wypowiadających się na temat katastrofy w Smoleńsku.

"Myślę, że to nie ma żadnego znaczenia, jaka byłaby wymówka, czy jaka byłaby przyczyna. Ten stan trwa od ośmiu lat. Jest (...) nieustanna negacja, jest to przeinaczanie faktów, jest to szukanie wymówek. Gdyby ten pomnik stanął zgodnie z tym, jak ludzie to wybrali 8, 7 lat temu (...) myślę, że uniknęlibyśmy tych sporów" - mówiła.

10 kwietnia 2010 r. samolot Tu-154M z delegacją udającą się na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej rozbił się pod Smoleńskiem. Zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński z małżonką, wielu wysokich rangą urzędników państwowych i dowódców wojskowych.