Spodziewamy się, że do końca tego roku z programów zarządzanych przez NIW do organizacji pozarządowych trafi ok. 130 mln zł. To ponad dwukrotnie więcej, niż było do tej pory – mówi Wojciech Kaczmarczyk, dyrektor Narodowego Instytutu Wolności
Podobno Narodowy Instytut Wolności ma na razie siedzibę kilka pięter nad słynną Polską Fundacją Narodową?
W tym samym budynku mieszczą się też Bank Ochrony Środowiska, Krajowa Spółka Cukrowa czy Polski Holding Nieruchomości. To biurowiec należący do spółki Skarbu Państwa, więc sąsiedztwo podmiotów działających na rzecz interesu publicznego nie powinno nikogo dziwić.
Nie boi się pan porównań z PFN, która miała kiepski start i do dziś ma problemy wizerunkowe?
Możemy być porównywani do kogokolwiek, ale NIW służy zupełnie innym celom niż PFN. Jesteśmy inną instytucją, czym innym się zajmujemy i działamy niezależnie. Naszym punktem odniesienia są podobne instytucje, które z powodzeniem działają w krajach zachodnich, na przykład w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Szwecji czy USA.
NIW jest już po pierwszym poważnym teście, czyli naborze na środki z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich (FIO), po jakie mogą sięgać organizacje pozarządowe. Do rozdania było 60 mln zł. Jakie są efekty?
Instytut z mocy ustawy powstał z końcem października, a 1 marca ogłosiliśmy nabór do pierwszego konkursu z programu FIO. Odnotowaliśmy 2879 zgłoszeń. To niekoniecznie rekord, ale mamy sygnały, że po raz pierwszy do programu zgłosiły się podmioty, które wcześniej tego nie robiły. Na tym nam zależało – mocno przeformatowaliśmy program FIO w takim kierunku, by zapewnić większą dostępność środków dla mniejszych organizacji pozarządowych, tych z mniejszych środowisk i dysponujących mniejszymi budżetami. Wprowadziliśmy też nowe reguły, np. odstąpiliśmy od konieczności wnoszenia przez organizację wkładu własnego, co dla mniejszych podmiotów było często barierą nie do przejścia. Premiujemy też realizację takich zadań, które bardziej przyczyniają się do realizacji głównego celu programu, czyli wspierania społeczeństwa obywatelskiego. W zakończonym przez nas naborze mamy wnioski ze wszystkich województw. Najwięcej z województw mazowieckiego (15 proc.) i śląskiego (10 proc.). Najmniej zgłoszeń przyszło z województw opolskiego (3 proc.) i lubuskiego (3 proc.). Będziemy dążyli do tego, żeby te proporcje wyrównać, by pieniądze w większej mierze szły na realizację pomysłów z dala od Warszawy.
Czy to oznacza, że w kolejnych konkursach wprowadzicie odgórne parytety wojewódzkie?
Znam program, który także realizowano ze środków publicznych, a w ramach którego w drodze trzech konkursów połowę dotacji przyznano organizacjom pozarządowym z Mazowsza. Z 600 dotacji jedna trafiła do województwa opolskiego, cztery do województwa świętokrzyskiego. A przecież tam też jest społeczeństwo obywatelskie. Nie można tworzyć mechanizmów, które dyskryminują mniejsze, słabsze organizacje.
Nie obawia się pan zarzutów o próby ręcznego sterowania społeczeństwem obywatelskim?
Nie boję się, bo system przyznawania dotacji jest przejrzysty, nie ma w nim miejsca na uznaniowość. Mamy ponad 200 ekspertów oceniających oferty i komisję konkursową. Funkcją dyrektora NIW jest praktycznie tylko przyznanie dotacji na podstawie ocen dokonanych przez ekspertów z często kilkunastoletnim doświadczeniem pracy w NGO. Ale spójrzmy na podniesiony przez pana problem trochę głębiej. Patrząc na liczbę organizacji pozarządowych w proporcji do liczby mieszkańców, to województwo podkarpackie nie różni się niczym od Mazowsza. W liczbach bezwzględnych liczba inicjatyw jest mniejsza, ale ich nasycenie jest takie samo jak w województwach mazowieckim, wielkopolskim czy śląskim. Jeśli rząd stawia sobie za cel wspieranie rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, trzeba kierować publiczne środki także do tych, którym do tej pory się nie udawało.
Czyli dotychczasowy system dystrybucji pieniędzy między NGO był niesprawiedliwy i zmonopolizowany przez największe organizacje?
To widać gołym okiem. Raptem 5–6 proc. polskich organizacji pozarządowych dysponuje budżetem większym niż 1 mln zł. Około 75 proc. zasobów finansowych 100 tys. organizacji jest w rękach 4 proc. z nich. Oczywiście zawsze będą i powinny istnieć organizacje duże i te malutkie, które nie gromadzą zasobów i żyją tylko pracą wolontariuszy. Ale ważne jest też to, by organizacje chcące realizować wielkie działa, które do tej pory nie załapały się na pociąg pieniędzy unijnych czy pieniędzy z fundacji amerykańskich w latach 90., także otrzymały taką szansę. Państwo polskie nie chce nikogo wykluczać, ale wprowadzić większą równowagę w tym środowisku.
Skoro chcecie uzdrowić trzeci sektor, dlaczego pana zdaniem spora grupa organizacji pozarządowych zaapelowała w ubiegłym roku do prezydenta o zawetowanie ustawy o NIW?
Być może ten ruch wynikał z niezrozumienia albo samych przepisów, albo idei, dla której powstał NIW. Mieliśmy wiele głosów z regionów oddalonych od Warszawy, że stworzenie NIW i uproszczenie procedur jest bardzo oczekiwane. Był więc dwugłos, ale argumenty organizacji mniejszych były mniej słyszalne. W lipcu ubiegłego roku w debacie nad projektem ustawy Rada Działalności Pożytku Publicznego stwierdziła, że poznamy jakość NIW po efektach jego działalności. Uważam, że to uczciwe postawienie sprawy.
W ramach FIO Narodowy Instytut rozdystrybuuje ok. 60 mln zł. Jakie pieniądze ogółem rozdzieli w tym roku NIW?
Spodziewamy się, że do końca tego roku z programów zarządzanych przez NIW do organizacji pozarządowych trafi ok. 130 mln zł. To ponad dwukrotnie więcej, niż było do tej pory.
Z czego to wynika?
Dodatkowe środki pochodzić będą z mechanizmu hazardowego. W 2017 r. w życie weszła nowelizacja ustawy o grach hazardowych, gdzie w systemie dopłat do gier stworzono Fundusz Wspierania Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Trafia tam 4 proc. środków z dopłat, czyli rocznie to ok. 40 mln zł, które zasili programy wspierania organizacji obywatelskich. Dodatkowo w tym roku mamy dotację celową na programy dla tych organizacji w wysokości 30 mln zł.
Skoro mowa o pieniądzach, to porozmawiajmy o sprawach, które niepokoją część organizacji pozarządowych. Wskazują np. na art. 30 ust. 1 ustawy o NIW, który zakłada dwie ścieżki dystrybucji pieniędzy na „wspieranie społeczeństwa obywatelskiego”. Pierwsza to dobrze wszystkim znane otwarte konkursy, zgodnie z ustawą o działalności pożytku publicznego. Druga ścieżka zakłada samodzielność NIW. O co chodzi?
NIW może realizować tylko takie programy, które zostaną w sposób przejrzysty przyjęte przez Radę Ministrów w drodze uchwały. Jeśli chodzi o te dwie ścieżki – grantowe i programy własne – to w tym drugim przypadku myślimy o programach, które zostaną zlecone NIW przez rząd. Przykładowo: przygotowujemy program wspierania wolontariatu długoterminowego o nazwie „Korpus solidarności”. NIW wspólnie z organizacjami pozarządowymi będzie tworzył warunki do lepszego wspierania wolontariuszy angażujących się systematycznie – co najmniej przez rok, w wymiarze minimum 4 godzin w tygodniu – w hospicjach, domach pomocy społecznej czy szkołach. Czyli taki mniej widoczny wolontariat, niezwiązany z żadnym jednorazowym zrywem czy akcją. Dlaczego będzie to program własny NIW? Instytut nie przekaże środków w formie dotacji dla innego podmiotu, tylko będzie sam realizował ten program zgodnie z regułami przyjętymi przez rząd. Nie chodzi o to, by przekazywać pieniądze poza konkursami, tylko by móc inaczej realizować pewne zlecone przez rząd zadania. Zapewniam, że wszystkich będą obowiązywały równe zasady dostępu do każdego programu prowadzonego przez NIW.
Czy fundacje i stowarzyszenia, na które obecny rząd patrzy niechętnie, mają się czego obawiać?
Żadna organizacja pozarządowa, która działa legalnie i realizuje swoją misję, nie może mieć powodów do obaw i nie będzie wykluczona ze współpracy z NIW. Dobrze zbudowane społeczeństwo obywatelskie to dzieło całej wspólnoty, a nie podmiotów z tej czy innej strony sceny politycznej.
A co z preambułą samej ustawy o NIW? Stwierdza się tam, że „państwo polskie wspiera wolnościowe i chrześcijańskie ideały obywateli i społeczności lokalnych, obejmujące tradycje polskiej inteligencji, tradycję niepodległościową, narodową, religijną, socjalistyczną oraz tradycję ruchu ludowego”. Nie będzie łatwo komuś zarzucić, że nie wpisuje się w te przesłanki i w związku z tym nie ma co liczyć na dofinansowanie od państwa?
Nawiązanie do chrześcijańskich ideałów obywateli nie ma na celu wykluczenie kogokolwiek. To jedynie stwierdzenie faktu, że chrześcijaństwo w Polsce odgrywa niezwykle istotną rolę w tożsamości naszego społeczeństwa. Chrześcijańskie wartości same w sobie mają charakter uniwersalny, w dużej mierze należą do kanonu praw człowieka. To bodajże pierwsza religia, która upomniała się o prawo do życia. Dlatego absolutnie nie ma tu mowy o jakimkolwiek wykluczeniu, lecz wskazaniu zbioru wartości ważnych dla całego polskiego społeczeństwa.
A co z organizacjami związanymi ze środowiskiem LGBT? Czy one wpisują się w te wartości i ustawowe przesłanki?
Ani w ustawie o NIW, ani w naszych programach nie ma zapisów, które dyskryminowałyby jakąkolwiek organizację działającą w Polsce.
Rozmawiał pan z wicepremierem Glińskim lub kimś z rządu na temat tego, jakimi pieniędzmi NIW będzie obracać w przyszłości? Dostał pan jakieś zapewnienie, że jeśli w tym roku NIW wywiąże się z zadania, to w kolejnych latach otrzyma większe środki?
Mamy różne pomysły, oparte na rozwiązaniach w innych krajach, np. by w większym stopniu sięgnąć po mechanizmy loteryjne i nie korzystać tylko z systemu dopłat do gier, ale tworzyć mechanizmy loteryjne wspierające bezpośrednio rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Podobne rozwiązania funkcjonują m.in. w Holandii, Wielkiej Brytanii, Kanadzie czy USA. NIW i komitet ds. pożytku publicznego – czyli druga instytucja, która powstała w wyniku ubiegłorocznej ustawy – swoimi działaniami mają zmniejszać bariery udziału organizacji pozarządowych w życiu publicznym. Stąd też pojawiają się pomysły, także o charakterze legislacyjnym. Przy przewodniczącym Komitetu ds. Pożytku Publicznego działa zespół ekspercki, który pracuje nad stworzeniem Rady Dialogu Obywatelskiego. Chodzi o podniesienie tego dialogu na wyższy poziom. W tej chwili istnieje co prawda Rada Działalności Pożytku Publicznego, ale ma ona znacznie ograniczone kompetencje, a reprezentacja środowiska obywatelskiego jest ograniczona. Jest też zespół ekspercki zajmujący się problematyką zlecania zadań publicznych. Mieliśmy wiele sygnałów ze strony organizacji, że są trudności we współpracy z gminami (które mają największy udział w zlecaniu zadań publicznych), a system jest niedoskonały.
To znaczy?
Jedną z jego dysfunkcji jest to, że gminy, powierzając realizację swoich zadań organizacjom pozarządowym, domagają się od nich wkładu własnego. Eksperci nazywają to zjawisko „odwróconą zasadą pomocniczości”. Bo to nie państwo wspiera społeczeństwo obywatelskie, tylko jest na odwrót. Dlatego zmierzamy do tego, by tego rodzaju sytuacje wyeliminować. Do października chcemy też znacząco uprościć formularze, wnioski, wzory umów czy sprawozdań, by stały się one bardziej czytelne i przyjazne dla organizacji pozarządowych.
Czy nie dążymy do kompletnej zmiany systemu? Społeczeństwo obywatelskie to oddolne inicjatywy. Czy nie zmierzamy do modelu, w którym to państwo odgórnie kształtuje aktywność ludzi w tym zakresie, co samo w sobie wydaje się trochę sprzeczne?
Absolutnie nie zgadzam się z taką tezą. Wsparcie, które państwo w tej chwili szykuje, czyli te 130 mln zł, którymi zarządzać będzie NIW, to zaledwie drobny fragment całości. Rocznie do organizacji obywatelskich w Polsce trafia ok. 10 mld zł z publicznych pieniędzy. Mówimy więc o promilu, jakim zarządzać będzie NIW. Ponadto każdy z naszych programów jest tworzony lub prowadzony we współpracy z beneficjentami. Nie chcemy tworzyć jakiejkolwiek „czapy”, niczego narzucać czy formatować polskiego społeczeństwa. Chcemy tylko wspierać tych, którym trudno byłoby się bez takiego wsparcia rozwijać. To w mniejszym stopniu jest widoczne teraz, ale będzie bardziej dostrzegalne w programach, które za chwilę pokażemy społeczeństwu. ⒸⓅ