Zakończenie sporu o praworządność zależy od prac w parlamencie. Te ruszają już dzisiaj.
Możliwość zawarcia kompromisu w sporze o praworządność wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej (KE) Frans Timmermans uzależnia od tego, jak potoczą się sprawy na Wiejskiej 4/6/8. Dzisiaj sejmowa komisja przeprowadzi pierwsze czytanie projektu noweli ustawy o Sądzie Najwyższym autorstwa PiS, który ma wyjść naprzeciw oczekiwaniom Brukseli.
Timmermans, który złożył wczoraj wizytę w Warszawie, nie chciał zająć stanowiska w sprawie ustępstw, na jakie PiS poszedł do tej pory, by zakończyć spór. Powiedział, że podzieli się swoją oceną, gdy parlament zakończy prace nad korektami w ustawach sądowych. Nieoficjalnie słyszymy jednak w KE, że dotychczasowe propozycje Warszawy to za mało.
Jak podkreślał wczoraj minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, Polska chciałaby uniknąć sytuacji, w której parlament proponuje zmianę, a Komisja nadal jest niezadowolona i oczekuje kolejnej. Według niego trzeba uzgodnić pewien pakiet, który będzie satysfakcjonował obie strony. Czaputowicz mówił też, że rządowi zależy na tym, by zachowana została „istota systemu” wprowadzonego przez PiS. Według wiceszefa kancelarii prezydenta Pawła Muchy przedmiotem szczególnego zainteresowania Timmermansa w czasie rozmów w Warszawie była skarga nadzwyczajna na prawomocne wyroki sądów wprowadzona nową ustawą o SN.
Spór z budżetem w tle
Polskiemu rządowi będzie potrzebna czysta karta w negocjacjach nad unijnym budżetem po 2020 r. Komisja ma już 2 maja opublikować projekt wieloletnich ram finansowych i jest prawie pewne, że znajdzie się w nim zapis mówiący o przestrzeganiu unijnych zasad. Chce tego większość komisarzy i niektóre państwa członkowskie. Gdyby udało się zażegnać konflikt z KE, Polska nie musiałaby się obawiać powiązania funduszy z praworządnością.
Ważnym symbolicznie gestem byłby teraz przyjazd do Polski samego szefa KE Jeana-Claude’a Junckera. Jak dowiadujemy się w KE, informacje o jego wizycie w Warszawie to na razie spekulacje medialne, bo nie są prowadzone przygotowania w tej sprawie. – Juncker nie przyjedzie do Polski, dopóki nie będzie rozwiązania. Nie sądzę, by było ono całkowite, ale jak coś uda się ustalić, to Juncker będzie mógł powiedzieć, że jest duży postęp i przyjeżdża do Polski – podkreśla rozmówca z KE.
Gdyby jednak postęp nie nastąpił, jest mało prawdopodobne, by doszło do głosowania nad art. 7 w Radzie UE, podczas którego kraje członkowskie miałyby zdecydować, czy w Polsce dochodzi do naruszenia praworządności. Jego przeciwnikiem jest sam Juncker, który obawia się, że taka konfrontacja mogłaby grozić podziałem Europy. W ramach solidarności w regionie Polskę poparłyby państwa Europy Środkowej. Wsparcie niejednokrotnie deklarowały Węgry. A ostatnio kraje bałtyckie oświadczyły, że są przeciwne sankcjom wobec Warszawy. – Jesteśmy gotowi do takiej konfrontacji w Radzie, ale to przyniesie same negatywne skutki dla UE i dla naszej współpracy. Dlatego prowadzimy rozmowy – mówi DGP wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański. Podkreślił, że Komisja powinna wycofać wniosek o art. 7 „z powodów prawnych i politycznych”.
Kluczowe sześć krajów
Polska nie może jednak mieć stuprocentowej pewności wygranej. By wniosek Komisji upadł i Warszawa wyszła z głosowania obronną ręką, potrzebne jest poparcie sześciu krajów. Działania Komisji mocno popierają Paryż i Berlin. Źródło w KE twierdzi, że w sprawie sporu o praworządność Niemcy „jedno myślą, drugie robią” i że działania wobec Polski cieszą się pełnym poparciem kanclerz Niemiec Angeli Merkel.
Rozmówca przypomina, że złe wrażenie na niektórych państwach zrobiła biała księga zawierająca informacje na temat zmian w polskim sądownictwie. Nasz rząd zaprezentował ją z myślą o przekonaniu partnerów do swojego punktu widzenia. Wyszło jednak odwrotnie – źle odczytano porównywanie zmian nad Wisłą z systemami sądownictwa w innych krajach. Jednym z państw, które szczególnie wyrażały swoje niezadowolenie, była Hiszpania. Madryt miał zarzucić Warszawie, że instrumentalizuje hiszpańskie sądownictwo.
Bez kompromisu spór byłby „podtrzymywany na wolnym ogniu” do czasu przyszłorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Po nich wyłoniony zostanie nowy skład KE, który będzie prowadzić własną politykę wobec Polski.
Podobnie było ze sporem pomiędzy Brukselą a Budapesztem w poprzedniej kadencji. Odpowiednikiem Timmermansa był wówczas przewodniczący Komisji José Barroso. Portugalczyk nie przebierał w słowach, komentując wprowadzane przez Viktora Orbána na Węgrzech zmiany. Gdy węgierski premier porównał UE do ZSRR, Barroso odpowiedział, że Orbán ma niewielkie pojęcie o demokracji.
Po eurowyborach w 2014 r. Portugalczyka zastąpił ugodowy Juncker, który stroni od mocnego języka. Wskazywany jako zwolennik twardego kursu w kwestii praworządności Timmermans w porównaniu z Barroso także jest bardziej dyplomatyczny. – Ale też nie uzna kosmetycznych zmian. Bez niego żadnego kompromisu nie będzie – słyszymy w KE.
2 maja KE ma pokazać projekt wieloletnich ram finansowych.