Rozszerzenie sankcji USA wobec przedstawicieli Rosji można uznać za nie tylko ilościowe, ale i jakościowe, ma ono zasadniczo nowy charakter - ocenia w sobotę dziennik "Kommiersant". Politolodzy uważają jednak, że nie skłonią one Moskwy do pójścia na kompromis.

Na nowej amerykańskiej "czarnej liście" po raz pierwszy znaleźli się przedstawiciele wielkiego biznesu niezwiązani z sektorem naftowo-gazowym, a także ich aktywa - podkreśla "Kommiersant". Dziennik nazywa działania władz w Waszyngtonie "zasadniczo nowym rozszerzeniem sankcji" przeciw Rosji. "Po raz pierwszy na liście, od początku sankcji, znalazł się wielki rosyjski biznes prywatny, co pozwala uznać to rozszerzenie nie po prostu za ilościowe, ale i jakościowe" - ocenia gazeta.

Do tej pory - jak przypomina dziennik - restrykcje amerykańskie dotyczyły urzędników, banków i firm państwowych, a także ich szefów; osób związanych - zdaniem władz USA - z aneksją Krymu czy konfliktem na wschodzie Ukrainy czy zaliczanych do bliskiego otoczenia prezydenta Władimira Putina. "Zakazy USA nie dotyczyły prywatnego sektora spoza branży naftowo-gazowej" - podkreślono.

Teraz - jak wskazuje - na "czarnej liście" znalazły się "co najmniej dwa duże imperia biznesowe", wraz z miliarderami Olegiem Deripaską i Wiktorem Wekselbergiem sankcjami objęto ich główne aktywa (Renova, Bazowyj Element i kontrolowane przez nie grupy firm). Na liście znalazł się także parlamentarzysta Sulejman Kerimow; do jego rodziny należy większość udziałów w koncernie Polus, największym w Rosji - i jednym z większych na świecie - producentów złota.

Zdaniem "Kommiersanta" niejasne są kryteria wyboru tych biznesmenów i "trudno zrozumieć, jak są oni związani ze +szkodliwymi działaniami+ Moskwy silniej niż inni przedsiębiorcy" z niedawno ogłoszonej przez USA tzw. "listy Putina".

Wybór jest jasny np. w przypadku Igora Rotenberga, bowiem rodzina Rotenbergów "nieoficjalnie uważana jest za zbliżoną do Władimira Putina" - dodaje dziennik.

"Wcześniej sankcje następowały w ślad za wydarzeniami krymskimi, katastrofą samolotu (malezyjskiego boeinga - PAP) w Donbasie, cyberatakami - jawnymi czy domniemanymi. Teraz wprowadzane są w trybie rutynowym i mają charakter nalotu dywanowego" - powiedział "Kommiersantowi" Iwan Timofiejew, dyrektor Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych.

Zdaniem politologa w Rosji sankcje wywołają w Rosji "rozdrażnienie", jednak błędem jest przypuszczenie, iż "w ten sposób Moskwa zostanie zmuszona do pójścia na kompromisy". Jak ocenia Timofiejew, nie dojdzie teraz "do żadnych postępów w rozwiązaniu problemu ukraińskiego, czy np. kwestii cyberbezpieczeństwa".

W piątek Departament Stanu USA poinformował o objęciu sankcjami 24 rosyjskich biznesmenów i przedstawicieli władz oraz 14 rosyjskich firm. Decyzję uzasadnił szkodliwymi działaniami rosyjskiego rządu na świecie, w tym trwającą okupacją ukraińskiego Krymu i przemocą w Donbasie.

Sankcje obejmują siedmiu rosyjskich oligarchów i 12 firm, które do nich należą lub są przez nich kontrolowane oraz 17 urzędników.