Szef kancelarii prezydenta USA Donalda Trumpa John Kelly traci wpływy i został odsunięty od wielu decyzji, co może tłumaczyć chaos w Białym Domu i sprzeczne komunikaty, jak ws. wycofania kontyngentu USA z Syrii - podaje w czwartek "The Hill".

Trump stał się odporny na dyscyplinę, jaką Kelly starał się narzucić w Białym Domu, odkąd w lipcu przejął funkcję szefa kancelarii - pisze dziennik, powołując się na źródła w administracji.

Ostatnio źródłem powszechnej konsternacji były sprzeczne informacje na temat tego, czy i kiedy amerykańskie oddziały zostaną wycofane z Syrii. W ubiegłym tygodniu Trump zapowiedział, pod nieobecność Kelly'ego i "ku widocznemu zaskoczeniu wysokiej rangi członków jego kancelarii, że chce, by USA wycofały się z ogarniętego wojną kraju +bardzo szybko+" - przypomina "The Hill".

W ostatnich dniach Biały Dom, Pentagon i doradcy prezydenta wysyłali w tej sprawie odmienne sygnały, czasem niemal równocześnie. Chaos przełożył się na relacje mediów, z których jedne - jak pisze dziennik - podkreślały, że Trump chce zakończyć misję w Syrii, a inne trzymały się wersji, że amerykańskie wojska tam pozostaną.

AP zwraca uwagę, że szefa kancelarii nie było przy Trumpie - choć dawniej asystował przy takich rozmowach - gdy prezydent zadzwonił do Władimira Putina i pogratulował mu wygranych wyborów. W specjalnej notatce dla prezydenta, przygotowanej przed rozmową z Putinem, napisano dużymi literami "NIE GRATULOWAĆ".

Kelly'ego nie było też przy prezydencie, gdy zaoferował on stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa Johnowi Boltonowi, czemu Kelly był przeciwny.

W ostatnich tygodniach w Białym Domy zapanował taki sam chaos i bezład, jak w pierwszych miesiącach rządów Trumpa, który ostatnio powiedział, że jest "zmęczony tym, że (Kelly) mówi mu +nie+" - relacjonuje AP.

Rozmówca "The Hill", którego dziennik opisuje jako "źródło, które jest na orbicie Trumpa", powiedział, że prezydent nie wypytuje już Kelly'ego o takie sprawy jak wojna w Syrii, ponieważ "coraz bardziej wierzy swej intuicji i instynktowi".

Wcześniej szef kancelarii "rządził Zachodnim Skrzydłem (Białego Domu) żelazną ręką" - ujawnił kolejny rozmówca dziennika. "Nie sądzę, by tak było nadal" - dodał. Jeden z przywódców Partii Republikańskiej ujął to dosadniej: Kelly "nie odszedł formalnie, ale odszedł faktycznie" z Białego Domu.

"The Hill" przypomina, że Kelly zdołał wcześniej nie tylko zaprowadzić pewien porządek, ale też odsunąć najbardziej kontrowersyjne osoby z otoczenia Trumpa, jak jego były główny strateg Steve Bannon.

Kelly również poprosił o zwolnienie dyrektora ds. informacji Białego Domu Anthony'ego Scaramucciego, po wygłoszeniu przez niego w mediach wulgarnej i obraźliwej tyrady przeciw członkom administracji.

Latem 2017 roku amerykańskie media uznały, że powołanie Kelly'ego na szefa kancelarii prezydenta wzmocniło frakcję pragmatyków w Białym Domu kosztem głównego ideologa populistycznej frakcji, jakim był Bannon.

Ostatnio jednak Trump - jak podaje "USA Today" - powiedział, że może sam wykonywać pracę Kelly'ego, kiedy ten "nieuchronnie odejdzie".

"The Hill" i AP przypominają, że bardzo prawdopodobna rezygnacja Kelly'ego byłaby odsunięciem kolejnego wartościowego doradcy po zwolnieniu Rexa Tillersona ze stanowiska sekretarza stanu, a H.R. McMastera z funkcji doradcy ds. bezpieczeństwa.

Teraz media nazywają Kelly'ego i szefa Pentagonu Jima Mattisa "ostatnimi dorosłymi osobami" w otoczeniu Trumpa.

Tylko oni pozostali z tak zwanej "Kompetentnej Czwórki", w której skład wchodził jeszcze doradca ekonomiczny Gary Cohn, a która ratowała Amerykę przed „potencjalnie katastrofalnymi błędami Donalda Trumpa" - podaje CNN. (PAP)

fit/ mc/