Rząd zwalnia prace nad nowelizacją ustawy o służbie cywilnej. Zapowiedzi podwyżek dla tej grupy będzie można włożyć między bajki.
Rząd w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna
Jeszcze niedawno można było usłyszeć w rządzie, że dość szybko zajmie się projektem nowelizacji ustawy o Służbie Cywilnej mającym wciągnąć do niej podsekretarzy stanu. Ale tak się nie stało, nie było go w programie wczorajszego posiedzenia gabinetu Mateusza Morawieckiego. Co więcej, prace nad nim wyraźnie zwolniły. Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk mówi nam, że projekt będzie analizowany i mogą w nim być dokonane zmiany. Jakie, nie wiadomo, to ma być powodem analiz. – Możliwe, że trzeba będzie się z tego wycofać – tak w zeszłym tygodniu powiedział ministrom premier Mateusz Morawiecki.
Projekt znalazł się na cenzurowanym z dwóch powodów. Po pierwsze, nadal gorąca jest sprawa nagród dla ekipy Beaty Szydło i rząd nie chce jej podgrzewać. Podwyżki dla władzy nie cieszą się poparciem wśród Polaków i to polityczny problem dla PiS. Jak pokazał sondaż dla DGP, w którym pytaliśmy także, ile powinni zarabiać sekretarze i podsekretarze stanu, większość ankietowanych wskazała przedziały od 5 tys. zł do 10 tys. zł. Dodatkowo temat ożywiła wicepremier Beata Szydło, która niedawno w Sejmie broniła swoich decyzji, mówiąc, że członkom jej rządu za ciężką i uczciwą pracę nagrody się należały. W podobnym tonie wypowiedział się Jarosław Kaczyński. – W Polsce nielegalnie przejęto wielkie majątki, można to już od początku liczyć w bilionach. A tutaj mamy do czynienia z legalnymi nagrodami za ciężką pracę dla ludzi, którzy z tymi zjawiskami przejmowania własności narodowej walczyli. Oczywiście można dyskutować, czy to dobre, czy to złe, czy takie sumy powinny być, czy inne, ale to absolutnie nie jest żaden skandal – powiedział Kaczyński, choć ostatnie zdanie świadczy, że dostrzega problem.
Kwestię nagród do krytyki rządu wykorzystuje opozycja. PO prowadzi kampanię „Oddajcie kasę”. PiS jest gromiony za nagrody także przez polityków innych ugrupowań. W tych okolicznościach przyjmowanie tej ustawy dałoby pretekst do kolejnej fali krytyki. I dlatego ze względów wizerunkowych prace nad nią mogą być wstrzymane na jakiś czas.
Drugi powód to małe poparcie dla tych rozwiązań wśród członków rządu. Ustawa zakłada przesunięcie podsekretarzy stanu do służby cywilnej, dzięki czemu ich pensje mogłyby wzrosnąć. Ale podwyżki dotyczyłyby tylko tej grupy. Bo choć kolejne rozwiązanie daje możliwość zatrzymywania części uposażenia poselskiego przez sekretarzy stanu, którzy są także parlamentarzystami, to miałoby ono wejść od przyszłej kadencji, a już teraz zostałby wprowadzony zakaz przyznawania im nagród. To nie podoba się sekretarzom, bo oni na swoje podwyżki będą musieli poczekać, o ile po kolejnych wyborach nadal będą w rządzie. – Dlaczego podsekretarze mają zarabiać więcej niż szef resortu, to niepoważne – mówi jeden z wiceministrów.
Część członków rządu uważa, że przesunięcie podsekretarzy do służby cywilnej to sztuczne rozwiązanie, którego celem jest danie tej grupie podwyżek, i nie stoją za tym racje merytoryczne. Autorzy pomysłu, m.in. szef KPRM, bronią go, wskazując na podobne klasyfikowanie podsekretarzy stanu np. w Niemczech, jako najwyższej klasy urzędników. Widać jednak, że ani szefowie resortów, ani ich główni zastępcy nie mają motywacji, by projekt wspierać.
Także zainteresowani widzą w swoich ministerstwach chłodne podejście do zmian proponowanych przez premiera. – W czasie spotkania kierownictwa resortu nie było widać zapału do tych rozwiązań. Trzeba będzie dorabiać na uczelni – mówi podsekretarz w jednym z ministerstw.
Może się okazać, że prace nad projektem będą trwały na tyle długo, że nie zostanie wysłany w tej kadencji do Sejmu. Co oznacza, że podsekretarze stanu nadal będą pobierać pensję, która podobnie jak w przypadku ich szefów, nie była podwyższana w znaczący sposób od 2002 r. A stan, w którym dyrektorzy departamentów w resortach mają wyższe wynagrodzenia od przełożonych, zostanie utrwalony.