Od początku wizyta sekretarza stanu USA Rexa Tillersona w Afryce wyglądała na podjętą bez przekonania. W jej trakcie Tillerson dowiedział się, że będzie zwolniony. Pokazuje to - jak pisze agencja Reutera - stosunek USA do tego kontynentu.

Prezydent USA Donald Trump według starszego rangą urzędnika Białego Domu powiadomił Tillersona o zwolnieniu go po dwóch dniach jego sześciodniowej wizyty w Afryce. Pozostawia to - zdaniem Reutersa - niewiele miejsca na wątpliwości co do stosunku Białego Domu do całego afrykańskiego kontynentu, który coraz bardziej uzależnia się od handlu z Chinami i ich pomocy.

Poza 533 mln dolarów pomocy humanitarnej i kilku uwag na temat bezpieczeństwa oraz przestrogi, by państwa afrykańskie nie liczyły tak bardzo na Chiny, wydaje się - pisze Reuters - że głównym celem wizyty Tillersona miało być zatuszowanie wrażenia po kontrowersyjnej wypowiedzi, wygłoszonej według mediów przez prezydenta USA.

Trump miał według "Washington Post" na spotkaniu z senatorami 12 stycznia w Gabinecie Owalnym, kiedy omawiano udzielanie ochrony imigrantom z Haiti, Salwadoru i krajów Afryki, nazwać je "zadupiem" (ang. shithole countries). Trump zaprzecza, by nazwał tak kraje, z których do USA przyjeżdżają migranci, choć przyznał, że użył ostrego języka.

Wziąwszy pod uwagę stosunki Afryki z Chinami i posunięcia dyplomatyczne rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa, jej zlekceważenie może mieć zdaniem Reutera realne konsekwencje dla statusu Waszyngtonu na kontynencie zamieszkanym przez miliard ludzi.

"To pokazuje pogardę Trumpa - prawdziwy cel, zwłaszcza że Ławrow depcze mu po piętach" - powiedział Jackie Cilliers, szef Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem z Afryki Południowej.

Tillerson pojawił się na krótko w siedzibie Unii Afrykańskiej w Etiopii, następnie poleciał do Dżibuti, a potem do Kenii, Czadu i Nigerii.

W kilka godzin po przylocie sekretarza stanu do USA Trump poinformował na Twitterze o jego odwołaniu. (PAP)