Równość płac, edukacja seksualna w szkołach, liberalizacja przepisów ws. aborcji - to niektóre postulaty uczestników manifestacji, które w Dniu Kobiet przeszły ulicami polskich miast. W kilku miejscach demonstracjom towarzyszyły kontrpikiety m.in. działaczy pro-life i ONR-u.

W Warszawie, pod hasłem #JesteśmyWszędzie, przeszedł II Międzynarodowy Strajk Kobiet - manifestacja, która była wyrazem solidarności i wsparcia z kobietami na całym świecie. Jej uczestniczki wnosiły hasła: "Polki walczące, są nas tysiące", "Mateusz, niestety twój rząd obalą kobiety", "Rządzie polski, będzie piekło, nie zadzieraj z Polką wściekłą". Organizatorki manifestacji zachęcały kobiety do wzięcia udziału w najbliższych wyborach samorządowych.

Kulminacyjnym momentem wydarzenia było odsłonięcie symbolicznego pomnika "Polki walczącej" przy rondzie Dmowskiego; pomnik następnie przeniesiono w okolice Sejmu. Jak tłumaczyły organizatorki demonstracji, pomnik jest symbolem walki kobiet "o niepodległość, solidarność i siostrzeństwo". "Dedykujemy go Polkom, Ukrainkom, Amerykankom, Syryjkom, Irankom, ale też uchodźczyniom, migrantkom, wszystkim kobietom walczącym" - mówiły ze sceny organizatorki.

Odczytano manifest, w którym oprócz prawa do przerwania ciąży "na żądanie" domagano się m.in. wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół, refundacji antykoncepcji i in-vitro, likwidacji tzw. "klauzuli sumienia", równości płac bez względu na płeć oraz wdrożenia i stosowania Konwencji Antyprzemocowej.

Dyrektorka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Krystyna Kacpura mówiła, że każdego roku 68 tys. kobiet na świecie umiera "z powodu niebezpiecznej aborcji". - Każdego dnia, około 200 kobiet traci życie. 42 mln kobiet dokonują rocznie aborcji z powodu niechcianej ciąży, 20 mln w niebezpiecznych dla ich zdrowia i życia warunkach - podkreśliła.

Rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak powiedział Polskiej Agencji Prasowej, że manifestacja przebiegła bardzo spokojnie. Kilkanaście osób zostało wylegitymowanych. W punkcie kulminacyjnym liczba uczestników osiągnęła 2 tys. osób. Manifestacji towarzyszyła dziesięcioosobowa kontrpikieta zorganizowana przez Obóz Narodowo-Radykalny. Sześciu protestujących zostało ukaranych za naruszenie przepisów ruchu drogowego.

W Gdańsku ulicami miasta przeszła 14. Manifa Trójmiasto. Pod hasłem "Myślę. Czuję. Decyduję" manifestowało ok. 300 osób. Demonstranci przeszli kilka kilometrów ze skweru przy Fontannie Czterech Kwartałów w centrum miasta na plac przed budynkiem byłej dyrekcji Stoczni Gdańskiej. Na transparentach demonstrujących można było przeczytać: "Nie chcesz aborcji, to jej nie rób", "Kobieta to nie inkubator", "Z kobietami nie wygracie", "Stop przemocy wobec kobiet", "Więcej książek, mniej księży". Skandowano hasła m.in. "Równa praca, równa płaca" oraz "Wolność, równość, solidarność".

Trójmiejskiej Manifie towarzyszyła kontrpikieta kilku przeciwników usuwania ciąży, mających ze sobą transparenty ze zdjęciami płodów poddanych aborcji. Obie manifestujące grupy oddzielał kordon policjantów.

W Łodzi Manifa odbyła się już w sobotę, natomiast w czwartek w pasażu Schillera Łódzkie Dziewuchy Dziewuchom zorganizowały happening "Więź Kobiet", w którym wzięło udział ponad 200 osób. Uczestniczki utworzyły krąg, którego częścią był kilkunastometrowy, wydziergany na szydełku transparent z napisem "Siostrzeństwo". "Chcemy dziś przedstawić przykłady siostrzeństwa, ponieważ w solidarności kobiet tkwi największa siła. Kobiety, które wychodzą na ulice, zmieniają świat, dlatego będziemy tu stać, bo wierzymy, że w końcu nasze prawa będą przestrzegane i będziemy traktowane z godnością - jak kobiety w innych krajach Unii Europejskiej" - mówiła Agata Kobylińska z Łódzkich Dziewuch.

W Lublinie niespełna sto osób, nie tylko kobiet, zgromadziło się na Placu Łokietka, obok ratusza. Zebrani trzymali w rękach transparenty z hasłami: "Nie jestem grzeczną dziewczynką", "PiS = patriarchat i seksizm", "Świeckie państwo", "Nie będę waszą męczennicą", "Nie jestem za aborcją, jestem za wolnym wyborem". Podczas pikiety zbierano podpisy pod petycją do władz miejskich, by jednej z lubelskich ulic nadać nazwę "100-lecia praw wyborczych kobiet".

W krakowskiej Manifie - odbywającej się pod hasłem "O godność moją i twoją" - uczestniczyło w czwartek kilkaset osób, które skandując: "Wolność, równość, bezpieczeństwo", "Dwa etaty, pół wypłaty, nie załatwią tego kwiaty", "Solidarność naszą bronią, różnorodność naszą siłą", przemaszerowały z placu przed Muzeum Narodowym na Rynek Główny.

Uczestnicy demonstracji domagali się poszanowania godności kobiet, zapewnienia im prawa do pracy i równej płacy, niedyskryminacji, dostępu do antykoncepcji. "Sto lat temu kobiety wywalczyły dla siebie prawa polityczne, jednak te prawa są nam ciągle odbierane i dlatego przyszłyśmy na Manifę, by wyrazić sprzeciw wobec tego" - mówiła Barbara Bielawska z Krakowskiego Komitetu Manifowego.

Podczas krakowskiej Manify zrekonstruowano pochód emancypantek – czyli pierwszą na ziemiach polskich Manifę, która odbyła się w 1911 r., a jej uczestniczki żądały praw wyborczych dla kobiet. "Mogę powtórzyć za naszymi prababkami: praw się nie dostaje, prawa się zdobywa w walce" – mówiła Marta Dzido, współtwórczyni filmu dokumentalnego, do którego trafią obrazy z krakowskiej Manify. Pod Wieżą Ratuszową na Rynku Głównym odczytano ówczesne przemówienie Zofii Daszyńskiej – Golińskiej i Ignacego Daszyńskiego.

Krakowskkiej Manifie towarzyszyła pikieta działaczy ruchów pro-life, którzy sprzeciwiają się aborcji. Demonstracje przebiegały spokojnie.