Presja wywierana przez firmy może zmusić amerykańskich polityków do działania.
Amerykański biznes przejmuje inicjatywę w staraniach o ograniczenie prawa do posiadania broni palnej. Po niedawnej masakrze w szkole na Florydzie coraz więcej firm dobrowolnie wprowadza restrykcje w zakresie sprzedaży broni i amunicji oraz rezygnuje ze współpracy z wpływową organizacją National Rifle Association.
Choć strzelanina, do której doszło 14 lutego w Parkland, nie była najtragiczniejszą w historii pod względem liczby ofiar (zginęło 17 osób), to właśnie ona może stać się punktem zwrotnym w prowadzonej od lat w USA debacie o prawie do posiadania broni. Najpierw amerykańscy uczniowie zażądali od polityków podjęcia konkretnych działań i zapowiedzieli na 24 marca marsz w Waszyngtonie, którego celem ma być zwiększenie bezpieczeństwa w szkołach. Dość niespodziewanie inicjatywę podjął prezydent Donald Trump, który w kampanii wyborczej opowiadał się przeciw ograniczeniu i którego kampanię NRA wspierało finansowo. Jeszcze w lutym podpisał projekt zakazujący sprzedaży tzw. bump stocków, uchwytów, które po zamontowaniu na karabinie półautomatycznym pozwalają strzelać ze znacznie większą szybkością. W zeszłym tygodniu natomiast podczas spotkania z przedstawicielami obu partii opowiedział się – wbrew tradycyjnej polityce republikanów – za wprowadzeniem pewnych restrykcji, m.in. zaostrzenia kontroli nabywców i podniesienia dolnego limitu wieku kupujących z 18 do 21 lat. Co więcej, Trump zaapelował do senatorów, by nie ulegali presji NRA. Ponieważ jednak już następnego dnia przyjął w Białym Domu głównego lobbystę stowarzyszenia Chrisa Coxa – o tym spotkaniu też napisał na Twitterze, że było owocne – trudno ocenić, jakie są intencje prezydenta.
Większe efekty mogą przynieść działania, które po strzelaninie na Florydzie podejmują różne firmy. Sieć sklepów Dick’s Sporting Goods ogłosiła w zeszłym tygodniu, że wycofuje się ze sprzedaży karabinów półautomatycznych oraz nie będzie sprzedawać jakiejkolwiek broni osobom poniżej 21 lat. W ślad za nią poszli inni sprzedawcy. Taki sam limit wiekowy wprowadził Walmart, największa sieć handlowa w USA, usuwając przy okazji ze strony internetowej wszelką broń półautomatyczną. Na podniesienie minimalnego wieku dla nabywców broni i amunicji zdecydowały się też firmy Kroger, Fred Meyer i L.L. Bean. BlackRock, największa na świecie firma zarządzania aktywami, rozważa wprowadzenie dla klientów opcji nieinwestowania w przedsiębiorstwa związane z bronią. Inne zrywają kontakty z NRA. Linie lotnicze United Airlines oraz Delta, a także wypożyczalnie samochodów Hertz i Enterprise ogłosiły, że przestają oferować zniżki członkom organizacji. First National Bank of Omaha poinformował z kolei, że nie będzie już wydawał kart kredytowych z jej logo.
– Te działania to najważniejszy sygnał, że w tej sprawie osiągnęliśmy punkt krytyczny. Firmy zasadniczo tylko wtedy zajmują stanowisko w sprawie bieżących kwestii politycznych, jeśli wiedzą, że opinia się na tyle znacząco przechyliła, iż jest to bezpieczne dla ich marek – uważa Rich Masters z Qorvis Communications, międzynarodowej agencji PR specjalizującej się w naprawianiu kryzysów wizerunkowych.
Natomiast o tym, jak wpływowy jest lobbing NRA i że decyzja o zerwaniu z nią współpracy oznaczać może wymierne straty finansowe, przekonała się już Delta. Zaraz po wycofaniu przez przewoźnika zniżek dla członków NRA stanowa legislatura w Georgii, gdzie Delta ma siedzibę, cofnęła dla niej ulgę podatkową.
Według różnych sondaży przeprowadzonych kilka dni po masakrze na Florydzie za ograniczeniem prawa do posiadania broni (co nie jest równoznaczne z całkowitym zniesieniem tego prawa) opowiada się 66–70 proc. Amerykanów.