Marek Hłasko w „Pięknych dwudziestoletnich” opisuje historię amerykańskiego pisarza tworzącego dla gazety powieść w odcinkach. Pewnego dnia oświadcza on szefowi, że od jutra chce 10 dolarów więcej za odcinek. Szef mu na to – won. I wzywa Rappaporta, któremu każe pisać dalej „tę przeklętą bzdurę”. Rappaport po godzinie przychodzi pijany i odmawia. Podobnie Treppengelander. I gdy drukarnia już zaczyna ponaglać redakcję, szef wzywa Najlepszego. Ten też po godzinie wraca pijany i mówi, że nie da rady napisać kolejnego odcinka, jeśli w poprzednim bohater Mike Gilderstern wyskoczył z samolotu na wysokości 10 tysięcy metrów nad oceanem i jest bez spadochronu, wokół latają odrzutowce i strzelają do niego pociskami rakietowymi, a na dole czekają trzy rekiny z otwartymi paszczami.
Konrad Sadurski / Inne / Fot. Agata Jakubowska Agencja Gazeta
Mam wrażenie, że rząd stosuje podobną taktykę jak ten pisarz. Gdy wydaje się, że rzeczywistość jest już tak grząska, że trudno sobie wyobrazić, by można ją było jeszcze bardziej skomplikować, wtedy jakiś polityk rządzącej partii zgłasza kolejny pomysł lub coś oświadcza. A gdy napotyka kontrargumenty, to nie zastanawia się nad ich sensownością, tylko przyspiesza wprowadzanie swojego projektu w życie. To wygląda na formę intelektualnego szantażu, ale jest też swego rodzaju testem na inteligencję, który rząd sam sobie funduje. Jak to wygląda w praktyce? Kilka przykładów z ostatnich dni.
W poniedziałek unijna komisja wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych poparła uruchomienie przez Komisję Europejską art. 7 traktatu UE wobec Polski. Parlament Europejski w środę rozpoczął debatę o nieprzestrzeganiu zasad praworządności przez Polskę. To angażuje rządzących w czasie, kiedy KE przygotowuje projekt kolejnej perspektywy finansowej. I za chwilę trzeba będzie negocjować, ile z tej perspektywy dostaniemy funduszy. Czy konflikt z Brukselą zwiększa nasze szanse w budżetowych negocjacjach? To mogłoby być pierwsze pytanie w teście.
Kolejne – jak rząd zamierza przekonać Brukselę oraz większość państw unijnych do tezy o wysokim poparciu dla swojej reformy sądownictwa? PiS ma problem ze skompletowaniem 15-osobowego składu Krajowej Rady Sądownictwa. Zgłoszono do niej – mimo usilnych prób – zaledwie 18 kandydatów. Kukiz’15 długo wahał się, czy włączyć się w te wybory. A bez poparcia tego ugrupowania byłyby one firmowane tylko przez PiS. To by oznaczało problemy z wybraniem członków do KRS w I turze, która wymaga poparcia 3/5 poselskich głosów. W razie czego uda się to w II turze, gdzie wystarczy zwykła większość głosów, ale wtedy osłabia to prezentowaną Brukseli tezę o wysokim poparciu dla reform sądownictwa. Wybory do KRS zapewne pod koniec marca.
Spór z Unią we wtorek zszedł na drugi plan za sprawą podpisania przez PKN Orlen listu intencyjnego w sprawie fuzji z Lotosem. Nad wszystkim ma czuwać nowy prezes paliwowego giganta Daniel Obajtek, wieloletni wójt Pcimia, którego kariera nabrała niewiarygodnego przyspieszenia pod rządami PiS. Od końca 2015 r. zasiadał już na fotelu prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, potem szefa koncernu Energa, a od 5 lutego zaczął kierować największą polską spółką. Po niespełna trzech tygodniach urzędowania podpisał list intencyjny o połączeniu Orlenu z Lotosem. Z tego wynikają kolejne pytania. Dlaczego partia z tak wysokim poparciem w sondażach ma tak krótką ławkę fachowców? Dlaczego osobom o tak małym doświadczeniu powierza się tak ważne zadania?
1 marca weszła w życie ustawa o IPN, która w jakiś magiczny sposób – jak zapowiadał marszałek Senatu Stanisław Karczewski – miałaby na razie nie działać, żeby nie komplikować naszych relacji z Izraelem. Choć marszałek potem wycofał się z tej wypowiedzi, to problem związany z zapisami ustawy pozostał. A po wystąpieniu premiera w Monachium zmaganiom o ocenę naszej historii zaczął się przyglądać już cały świat, z USA na czele. Spornymi zapisami ma się teraz zająć specjalny zespół polsko-izraelski. Prezydent część z nich skierował do zbadania przez Trybunał Konstytucyjny, ale ustawę podpisał, więc jest ona obowiązującym prawem. Co będzie, jeśli ktoś złoży do prokuratury doniesienie na osobę, która jego zdaniem szkaluje naród polski? Prokurator będzie musiał sprawdzić, czy oskarżony nie zrobił tego w ramach działalności artystycznej lub naukowej. A co nią jest? Ustawa tego nie precyzuje. Czy prokuratorzy, ustalając to, wezmą pod uwagę konstytucję i jej art. 73 zapewniający każdemu „wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników”? Czy prokurator podejmie przewidziane przez prawo działanie? Czy nie podejmie? Czy prokurator może hamletyzować również w innych sprawach, które do niego wpłyną?
Kto ogłosi wart 130 mln zł przetarg na kamery, które mają śledzić przebieg głosowań w 28 tys. lokali wyborczych? To kolejne pytania, które pojawiły się ostatnio. Instalacji kamer jeszcze przed jesiennymi wyborami samorządowymi wymaga nowy kodeks wyborczy (obowiązuje od 31 stycznia). Trzeba je zapewne zabezpieczyć przed możliwością zhakowania, a to może być trudne i na pewno kosztowne. Czy przetarg będzie ogłoszony centralnie, czy lokalnie? Organizacja nowych wyborów to wyzwanie logistyczne dla Państwowej Komisji Wyborczej, która jest w rozsypce. W najbliższych miesiącach trzeba przeprowadzić rekrutację i szkolenie 100 nowych komisarzy wyborczych. I zadbać o liczące kilka tysięcy osób oddziały urzędników, którzy powinni wesprzeć organizację wyborów.
Na wypadek gdyby premier miał mało zajęć, to – jak donosi RMF FM – frankowicze chcą go masowo wzywać do sądu. Miałby zeznawać w charakterze świadka pod przysięgą, czy umowy o kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich były udzielane legalnie. Czy premier zareaguje na wątpliwości Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu i będzie się stawiał w sądzie?
Każda z tych spraw oznacza spór, utarczkę lub bitwę rządzących na coraz dłuższej linii frontu ciągnącego się od USA i Izrael po Komisję Europejską i Państwową Komisję Wyborczą, środowisko sędziowskie, opozycję parlamentarną i tę obywatelską. Te spory zajmują władzy coraz więcej czasu, angażują ją emocjonalnie i sprawiają, że się zużywa. Jak rząd PiS planuje wygrać tę kampanię, którą rozpętał?
Rozsądek podpowiada, że jedynym sposobem byłoby ograniczenie pola konfliktów. W przeszłości kilka razy się to już zdarzyło. Sejm, Senat i prezydent w błyskawicznym tempie podnieśli kwotę wolną od podatku dla najmniej zarabiających, choć wcześniej parlamentarzyści przegłosowali, że to nie jest możliwe. Wystarczyło jednak, że rzecznik praw obywatelskich przypomniał im wyrok Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie, by zmienili zdanie. Kolejnym przykładem była ustawa znosząca limit opłacania składek emerytalnych do 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia. Miała z założenia wyrównać obciążenia składkowo-podatkowe, a budżetowi zapewnić 5 mld zł dodatkowych wpływów. Byłaby to jednak forma pożyczki, którą potem budżet, a więc podatnicy, z dużą nawiązką, bo po waloryzacji, musiałby spłacić. Stwarzałoby to też groźbę arbitrażu na rynku pracy – najlepiej zarabiający etatowcy uciekaliby na samozatrudnienie lub do spółek za granicą i płacili niższe składki emerytalne i niższe podatki. Budżet by na tym stracił. Prezydent skierował ustawę przed podpisaniem do zbadania przez Trybunał Konstytucyjny. Nie wiadomo więc, czy wejdzie ona w życie.
magazyn-na-serwisy / Dziennik Gazeta Prawna
Takie wycofywanie się z popełnianych błędów i skracanie długości frontu nie leży jednak w naturze partii rządzącej. Jak PiS zamierza rozwiązać obecne problemy, nim powstaną kolejne? Poszukajmy podpowiedzi w historii z „Pięknych dwudziestoletnich”. Co zrobił zrozpaczony szef? Wezwał zbuntowanego pisarza i dał mu podwyżkę. A następnego dnia ukazał się dalszy ciąg opowieści odcinkowej, zaczynający się od słów: „Nadludzkim wysiłkiem woli, wydostawszy się z tych irytujących opresji, Mike Gilderstern powrócił do Nowego Jorku”.
Może nadludzkim wysiłkiem woli rząd rozwiąże ten test na inteligencję, który sam sobie zafundował. Warto przy okazji pamiętać o istotnej różnicy między inteligencją a mądrością. Człowiek inteligentny potrafi wybrnąć z problemów, w które człowiek mądry nigdy by się nie wpakował.