Krakowska prokuratura sprawdzi, czy w kolizji prezydenckiej limuzyny z betonowym separatorem, do której doszło we wtorek w Krakowie, istniało zagrożenia dla bezpieczeństwa osób przewożonych – ustaliła w środę PAP w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie.

Postępowanie w sprawie wykroczenia drogowego prowadzi policja. Krakowska prokuratura wystąpiła o przekazanie materiału dowodowego po jego zebraniu do oceny.

"Chodzi o ocenę, czy nie było zagrożenia dla bezpieczeństwa osób przewożonych. Chcemy sprawdzić, czy nie ma podstaw do wszczęcia postępowania pod kątem wypadku komunikacyjnego" – powiedział PAP szef prokuratury Apelacyjnej w Krakowie prok. Rafał Babiński. Jak dodał, nie ma jednak informacji, które by na to wskazywały.

Z kolei rzecznik Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie Michał Pyclik poinformował PAP, że po kolizji separator został na nowo ustawiony i dokręcony. "Dostawiono jeszcze dodatkowy znak, tzw. sierżanta, aby kierowcy zwracali uwagę, że tam jest ten separator" – dodał rzecznik.

Z informacji ZIKiT-u wynika, że "separator oddzielał torowisko od jezdni". "Nie mamy nagrania z tego zdarzenia, ale prawdopodobnie samochody jadące w kolumnie wjeżdżały na torowisko, aby ominąć auta stojące na jezdni i jeden z pojazdów zahaczył o separator" – wyjaśnił rzecznik. Jak dodał, w separatorze odkręciła się śruba i został on przestawiony; trzeba było go ustawić na nowo i przykręcić.

Według ZIKiT-u, separatory – mające za zadanie zapewnić płynny ruch pojazdom komunikacji miejskiej - wprowadza się w taki sposób, aby były dobrze widoczne dla wszystkich uczestników ruchu. Najczęściej montuje się je w miejscach już istniejących linii ciągłych, których pojazdom przekraczać nie wolno.

"Separatory nie przeszkadzają, a wręcz pomagają w sprawnym przejeździe pojazdów ratunkowych, które w ten sposób szybko omijają zakorkowaną przez prywatne pojazdy ulicę, korzystając z ciągu przeznaczonego dla komunikacji miejskiej" – poinformował krakowski ZIKiT.