Skoro przedstawiciele suwerena zdecydowali o reformie, to ja się jej poddaję - mówi w wywiadzie z "Rzeczpospolitą" kandydat do KRS Maciej Mitera.

Pytany, skąd pomysł na kandydowanie do Krajowej Rady Sądownictwa, Mitera odparł, iż zauważył, że "obecna Krajowa Rada Sądownictwa skupiła się tylko na jednym z celów, a mianowicie awansach sędziowskich". Jego zdaniem jednocześnie zapomniała o "rzeczywistych, przyziemnych problemach sędziów".

"Postanowiłem więc coś zrobić, by to zmienić. By szeregowi sędziowie mieli się do kogo zwrócić ze swoimi postulatami. A to przecież nic innego jak korzystanie z uprawnienia polegającego na bezpośrednim zwróceniu się do KRS" - tłumaczy Mitera w wywiadzie.

Na pytanie, co oznacza dla niego niezawisłość, Mitera odpowiedział, że jest to "oczywiste". "Odpowiadanie swoim sumieniem, działanie na podstawie i w granicach prawa. Niepodleganie naciskom zewnętrznym i nie mniej ważnym - wewnętrznym" - czytamy. "Ci, którzy mnie znają, dobrze wiedzą, że im nie ulegam. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić sędziego dyspozycyjnego lub podlegającego naciskom: wewnętrznym i zewnętrznym, w równym stopniu niedopuszczalnym" - dodał.

W wywiadzie padło też pytanie o konflikt między władzą sądowniczą a wykonawczą oraz o apele niektórych stowarzyszeń o bojkot wyborów do KRS.

"O jakim apelu pani mówi?!" - spytał w odpowiedzi Mitera. "Straszono mnie postępowaniem dyscyplinarnym, usunięciem z zawodu, odebraniem stanu spoczynku. Uważa pani, że to było fair?" - pytał. "Ja naprawdę nie lubię dyktatu. Albo rozmawiam z pozycji równej strony, albo ktoś na mnie wpływa argumentem siły. Patrzę na inne kraje, np. Niemcy, i nie mieści mi się to w głowie. Nie wyobrażam sobie, wzorem innych krajów, żeby sędzia bojkotował coś, kontestował, nawoływał do nieposłuszeństwa wobec państwa" - ocenił sędzia.